Zmagania z formą
"Kształt rzeczy" przedstawia historię człowieka (Robert Gulaczyk), który pod wpływem kobiety (Karolina Honchera), w której się zakochuje, zmienia się nie do poznania. Mianowicie - z nieśmiałego, zakładającego wciąż te same, ulubione, znoszone i de facto niemodne już ubrania, staje się przystojnym, pociągającym mężczyzną. Świadkami tych zmian jest jego przyjaciel (Wojciech Brawer) z narzeczoną (Marta Frąckowiak), na których oczach odbywa się ta metamorfoza.
Spektakl mówi o tym, jak silnie jeden człowiek może oddziaływać na drugiego, nadając mu swoją, wymyśloną formę: realizując własną wizję drugiej osoby poprzez wpływ na nią. Manipulacja istotą ludzką. Teatr w teatrze. Wszystko w plastycznej, wykorzystującej techniczne możliwości sceny oraz jej całą przestrzeń - scenografii. Scena, która na początku jest salą muzealną, później za pomocą prostych zabiegów (np. odpowiedniego oświetlenia) czy wykorzystania funkcjonalności przestrzeni sceny kameralnej (np. łóżko jest wysuwane jak wielka szuflada z jednego podestu) szybko i sprawnie, na wyciemnieniu, z sypialni staje się np. kawiarnią.
Sama historia jest bardzo ciekawa: kobieta wymyśla sobie, że znajdzie sobie "szarego mężczyznę", z którego zrobi "dzieło sztuki". Faktycznie jej się to udaje: uwodzi chłopaka, będącego stróżem w muzeum, który przy niej zmienia wręcz całkowicie zarówno swój sposób zachowania, jak i ubiór. Całość psuje jednak puenta: spektakl zyskałby dużo, gdyby zamiast ostatniej rozmowy (po tym, jak okazuje się, że był to specjalny projekt, którego efekt był od początku przewidziany, a ze strony kobiety uczucie nie było prawdziwe i szczere), bohaterowie zamienili na samym końcu jedynie dwa lub trzy symboliczne zdania. W obecnym kształcie końcówka wydaje się ewidentnie "przegadana" i niepotrzebnie przedłuża spektakl, który do tego momentu jest raczej równy i dynamiczny.
"Kształt rzeczy" porusza kwestie bardzo ważne, jak miłość, indywidualizm, a jednocześnie stawia pytania o granice - zarówno sztuki, jak i świadomej manipulacji drugim człowiekiem, z którą mamy do czynienia na co dzień. Przecież zawsze tam, gdzie ktoś postawi jakąś barierę, znajdą się ci, którzy ją przekroczą. Dzieje się to już na początku spektaklu, kiedy fotografka, zwiedzająca muzeum, wchodzi za ogrodzenie, otaczające jeden z eksponatów, żeby móc zrobić mu zdjęcie z bliska.
Można tutaj też zaobserwować proces kształtowania się stosunków międzyludzkich, których ostateczne ustalenie jest niezwykle trudne, a wręcz niemożliwe do osiągnięcia. Relacje między ludźmi cechuje pewna płynność, związana głównie z uczuciami, jakie ludzie żywią do siebie. Przykładowo: człowiek zakochany jest bardziej podatny na dostosowanie się do tego, kogo kocha. Jenny (Marta Frąckowiak) jest w pewnym sensie zdominowana przez Philipa (Wojciech Brawer) - to on jest silniejszy i nadaje jej swoją formę, a ona staje się przez to w pewien sposób uzależniona od niego.
Ponadto w spektaklu zawarta jest refleksja, dotycząca granic sztuki, a mianowicie - jak bardzo może ona ingerować w życie ludzkie (życie jednostki)? Tutaj można przywołać scenę, w której Evelyn (Karolina Honchera) idzie z Adamem (Robert Gulaczyk) do łóżka, a całość nagrywa na kamerę. Jest to piękny, praktycznie niemy moment, w którym bohaterowie, najpierw skąpani w niebieskim świetle, zalewającym scenę, w kulminacyjnym momencie aktu zostają pogrążeni w ciemnościach. Nakręcony film, Evelyn pokaże Adamowi w końcowej rozmowie, żeby udowodnić mu, że całe jej zachowanie było wyreżyserowane. Efekt ten wzmocniony jest przez to, że utrwala ona tak naprawdę najbardziej intymny moment: największe zbliżenie, jakie dokonuje się pomiędzy dwojgiem ludzi.
Pozytywny wniosek, płynący z tego, co stało się z głównym bohaterem, można sformułować w zdaniu: w pełni ukształtowana indywidualność człowieka stanowi wręcz dzieło sztuki, które można z przyjemnością podziwiać. Jednak takie stwierdzenie możliwe jest jedynie wtedy, kiedy jest to proces świadomy. Trzeba być sobą. Być pewnym siebie i uważać na siebie właśnie, bo przecież, jak pisał Gombrowicz: "Nie ma ucieczki przed formą", tak samo jak "nie ma ucieczki przed drugim człowiekiem". Człowiek powinien być świadomy procesów, zachodzących zarówno w nim, jak i wokół niego, żeby ewolucja jego osoby przebiegała w sposób zamierzony - przynajmniej na tyle, na ile jest to możliwe.
Dziewczyna przyjaciela głównego bohatera to osoba o słabym charakterze, która jest zdominowana przez swojego partnera, a jednocześnie go kocha. Ta sytuacja rodzi w niej wątpliwości, których ona sama nie jest w stanie rozwiązać. Adam czuje się panem sytuacji, pozostając jednocześnie pod silnym wpływem Evelyn, która cały czas nim dyskretnie kieruje. Dopiero w scenie, w której aktorzy siedzą wraz z publicznością na widowni, a na scenie stoi Evelyn, która prezentuje dowody przeprowadzenia autorskiego eksperymentu (widzimy pokaz zdjęć, a dziewczyna wygłasza sprawozdanie z wyniku), chłopak dowiaduje się, że padł ofiarą misternej manipulacji. Jego przyjaciele, podobnie jak on, kolejno opuszczają widownię, trzaskając z dezaprobatą krzesłami, będąc oburzonymi, a jednocześnie nie mogąc uwierzyć w coś takiego.
Widz może spróbować postawić się w sytuacji głównego bohatera i wyobrazić sobie, jaka byłaby jego reakcja, gdyby nagle okazało się, że jego życie to realizacja scenariusza kogoś z zewnątrz. Swoisty "Truman Show". Ponadto publiczność otrzymuje plastyczny obraz, który może skłonić do postawienia sobie pytania: kto lub co nadaje mojemu życiu ostateczny kształt?
Joanna Marcinkowska
Teatralia Zielona Góra
5 marca 2009
Lubuski Teatr im. L. Kruczkowskiego w Zielonej Górze
Neil LaBute
"Kształt rzeczy"
("The shape of things")
przekład: Małgorzata Semil
reżyseria: Szymon Kuśmider
scenografia: Barbara Guzik
wizualizacja: Marzena Więcek
muzyka: Olgierd Futoma
obsada:
Evelyn - Karolina Honchera
Adam - Robert Gulaczyk
Jenny - Marta Frąckowiak
Philip - Wojciech Brawer
Kelnerka - Agnieszka Dziewa (adeptka)
premiera: 27 kwietnia 2008 r.