"Szufladkowanie" Schulza

Nie odkryję pewnie Ameryki, jeśli stwierdzę, że proza Schulza nie jest łatwa w odbiorze. Nie będzie też hiperbolą stwierdzenie, że przeniesienie jej na deski teatru wydaje się być dość karkołomnym zadaniem. A jednak, po raz kolejny okazuje się, że dla chcącego nic trudnego.

Owym "chcącym i potrafiącym" został znakomity lalkarz niemiecki - Frank Soehnle. Jego współpraca z aktorami Białostockiego Teatru Lalek zaowocowała powstaniem "Sklepów cynamonowych".

W ramach przypomnienia - "Sklepy cynamonowe" to zbiór opowiadań, przedstawionych w formie wspomnień syna, a związanych z jego ojcem. Ów syn, początkowo mały chłopiec, potem dorosły mężczyzna, opowiada historię przemian ojca, jego fascynacji i dziwactw. Specyficzny język i mocno odrealnione sytuacje czynią tę lekturę absolutnie wyjątkową.

Sam reżyser podkreślał, że zmierzyć się z tak "nieteatralnym" tekstem nie było łatwo. Jednak dzięki zastosowaniu formy lalkarskiej, historia opowiedziana przez Schulza nie traci na jakości. Przeciwnie - zyskuje obraz i sprawia, że nasza wyobraźnia materializuje się. Aktorzy wprowadzają na scenę coraz to nowe lalki i marionetki, różnej wielkości, w zależności od stanu, w jakim znajduje się ojciec. Co ciekawe, podczas animacji aktorzy nie starają się ukryć, czy zejść na dalszy plan. W tym spektaklu ludzie i lalki współistnieją, granice między człowiekiem i materią zacierają się, tak jak chciał Schulz. A jako że aktorzy operują lalkami perfekcyjnie, wrażenia są niesamowite.

"Sklepy cynamonowe"

Oczywiście aktorki i aktorzy, których razem jest sześcioro, nie ograniczają się tylko do ożywiania lalek. Grają, tańczą, recytują, czasem nawet wiją się na scenie. I robią to przekonująco. Ciekawe, że nie ma konkretnego podziału ról. Aktorzy wymieniają się postaciami, lalkami, raz są narratorem, raz bohaterami narracji. Myślę, że na największe wyróżnienie zasługuje Izabela Wilczewska, szczególnie za odważne wejście w rolę Adeli. Łaskotanie ojca - majstersztyk.

Niebagatelny wpływ na stworzenie odpowiedniego klimatu ma muzyka Krzysztofa Dziermy. Niepokojąca, tajemnicza, innym razem skoczna i dynamiczna, a zaraz znowu spokojna i usypiająca. Odpowiednie manipulowanie tematami muzycznymi potęguje nastrój niepewności oraz doskonale wpisuje się w oniryczny, nierealny świat Schulza. W połączeniu z równie dobrą grą świateł tworzy niezwykłą siłę, która tak mocno oddziałuje na widzów, że ci nie wiedzą już, czy to jawa czy sen. Muzyka zdecydowanie jest bardzo mocną stroną sztuki. Ale oczywiście nie jedyną. Kolejne perełki jeszcze przed nami.

Przede wszystkim należy zwrócić uwagę na scenografię. A dlaczego? Dlatego, że na scenie nie ma nic. Właściwie to nawet nie scena a podest, w którym poutykane są tu i ówdzie nieduże szuflady. W nich znajdują się przedmioty, małe, ale istotne dla sztuki, np. coraz mniejsze figurki ojca. W odpowiednim czasie szuflady zostają wysuwane, a ich zawartość ujawniana, co obrazuje, że w tym pozornie pustym pomieszczeniu ukrywa się wiele różnych rzeczy, nie tylko materialnych. Złożoność w prostocie - to wszak najtrafniejsze podsumowanie nie tylko przestrzeni, ale i psychiki ojca. "Zaszufladkowanie" podestu to kolejny wielki plus dla reżysera. Ważnym elementem scenografii są też ekrany, umieszczone niejako w ścianach pokoju, mające formę okien. Pojawiają się tam tytuły opowiadań oraz proste grafiki. Ładnie to wygląda, ale mnie osobiście średnio przekonało. Trochę to rozpraszało i kłóciło się z "szufladowym" minimalizmem na samym podeście.

Spektakl jest poprawny pod każdym względem, a jednocześnie, paradoksalnie... nie zachwyca. Nie zaskakuje jakimiś niekonwencjonalnymi rozwiązaniami. Wszystko, co widzimy, jest bardzo dobre, ogląda się to bardzo przyjemnie, ale moim zdaniem brakuje tego niedefiniowalnego, magicznego "czegoś". Wydaje mi się, że spektakl adresowany jest raczej do młodszych osób, szczególnie do maturzystów, którzy porywają się na poziom rozszerzony z polskiego. Zatem, z jednej strony wypadałoby przyciągnąć ich uwagę czymś nieszablonowym, z drugiej istnieje niebezpieczeństwo, że potem na arkuszach znalazłyby się bardzo dziwne rzeczy.

Ktoś może powie, że szukam wad na siłę. Ma rację. "Sklepy cynamonowe" to spektakl jak najbardziej warty obejrzenia. A książka jak najbardziej warta przeczytania.

Maciej Bukłaga
Teatralia Białystok
7 marca 2009

Białostocki Teatr Lalek
Bruno Schulz
"Sklepy cynamonowe"

reżyseria i lalki: Frank Soehnle (Niemcy)
kostiumy i dekoracje: Sabine Ebner (Austria)
muzyka: Krzysztof Dzierma
asystent reżysera: Adam Frankiewicz (ETB)
obsada: Barbara Muszyńska-Piecka, Małgorzata Płońska, Izabela Wilczewska (gośc.), Krzysztof Bitdorf, Wiesław Czołpiński, Artur Dwulit
premiera 16 lutego 2008 r.

© "teatralia" internetowy magazyn teatralny 2008 | kontakt: | projekt i administracja strony: | projekt logo:
SITEMAP