Walka postu z karnawałem
Spektakl "Szarańcza" stołecznego Teatru Ateneum to swoisty obraz walki postu z karnawałem. Karnawałem w tym przypadku jest szeroko pojęta forma - strona wizualna spektaklu, postem zaś treść, a właściwe sposób jej podania.
Dramatopisarstwo serbskiej pisarki Biljany Srbljanović jest specyficzne. Charakteryzuje je zarówno język (strzępy rozmów, urwane krótkie zdania, fragmentaryczne dialogi, jakby zasłyszane w domu, na ulicy, a jednocześnie skondensowane, zbite w sensy i znaczenia, uwypuklane dodatkowo przez drobiazgowo opisane sytuacje i zachowania postaci), jak i konwencja, w jakiej autorka zatapia świat przedstawiony.
U Srbljanović często "normalne" sytuacje życiowe ukazane są w krzywym zwierciadle, przeistoczone w parodie samych siebie. Bohaterowie odgrywają przed sobą różne role społeczne (ojca, syna, dyrektora, dziennikarza), często się nimi zamieniając, burząc tym samym wszelkie hierarchie i autorytety. Taki obraz widzimy w "Sytuacjach rodzinnych", gdzie nie wiadomo do końca, czy to dorośli "bawią się" w dzieci, czy dzieci w dorosłych.
Autorka przeprowadza lekcję anatomii na społeczeństwie - zainfekowanym przez nienawiść, upośledzonym przez wojnę i ogłupiałym przez media. Sama mówi: "Moi bohaterowie to zwyczajni, nieważni ludzie mówiący zwyczajnym językiem o nieważnych problemach. Wierzę, że z tych kawałków nieważnego życia powstaje coś ważnego". Tak właśnie jest w "Sytuacjach rodzinnych", "Supermarkecie" czy "Szarańczy". Dostrzegamy tu wycinek życia społecznego: minispołeczeństwo, jakim jest rodzina czy szkoła. By dogłębnie ukazać relacje między ludźmi, którzy skażeni są okrucieństwem wojny i świata w ogóle, wzajemną przemocą i nienawiścią wobec siebie, autorka ubiera swoje dramaty w tragikomiczny kostium, miesza surrealne z rzeczywistym i absurdalne z realnym, czarny humor z tragizmem. Do granic jest to posunięte w "Upadku", który traktuje o genezie zła, narodzinach władzy, którą zdobywa się siłą, przelewem krwi, w iście szekspirowski sposób. Wiele miejsca dramatopisarka poświęca właśnie motywom władzy, polityki, wojny, relacjom międzyludzkim w chorym społeczeństwie, a także wszechwładnym mediom.
Nie bez kozery wspominam o specyfice twórczości Srbljanović. "Szarańcza" to utwór typowy dla tej pisarki. Każda z postaci dramatu nosi jakąś rysę. Jest przedstawicielem tytułowej szarańczy właśnie, która tylko konsumuje, kopuluje i sieje spustoszenie wokół. Nie jest to zniszczenie dosłowne, lecz moralne, wewnętrzne, korodujące na więzi międzyludzkie i tkankę społeczną. Najwyraźniej widać to w relacjach między członkami rodziny (między córką (Żaną) a matką (Panią Petrović); ojcem (Jović / Ignjatović) a synem (Fredi / Milan); mężem i żoną lub byłą żoną (Milan / Dada lub Maks / Żana); córką i matką (Alegra / Dada) czy rodzeństwem (Dada / Fredi). Bezmyślność w wychowywaniu dzieci, które przejmują od rodziców ich wady i nawyki najdobitniej została pokazana w wydaniu Dada (Katarzyna Herman) - Alegra (Katarzyna Paczyńska). Alegra bowiem nie tylko wygląda jak mała kopia swej matki (te same ubrania - np. sukienka w agresywnym kolorze fuksji, ekskluzywne szpilki; taka sama fryzura - blond peruka), ale nade wszystko - zachowuje się jak matka. Dodajmy jeszcze - niezbyt inteligentna i mało głęboka osoba. Dlatego erotyczny taniec małej dziewczynki przed dziadkiem (Stanisław Brejdygant) mniej szokuje, a bardziej zniesmacza i utwierdza w przekonaniu, że jesteśmy obserwatorami świata, w którym pomieszały się wartości, a właściwie juz ich nie ma.
Takie i tym podobne sceny u Srbljanović są na porządku dziennym. Najważniejsze jednak jest to, by umiejętnie je inscenizować. Żeby czasem nie przyszło do głowy reżyserowi robić z nich realistycznej obyczajówki, a aktorom - grać Stanisławskim. Niestety. W Ateneum ktoś popełnił ten fatalny błąd. Trudno jednoznacznie powiedzieć, kto. Oglądając spektakl, odnieść można wrażenie, że młodzi inscenizatorzy (reżyser, scenograf, reżyser świateł, autor muzyki) mieli jedną wspólną wizję tego dzieła, a aktorzy - zespół Ateneum - drugą, zupełnie niekompatybilną do tej pierwszej. Niestety te wizje bardzo wyraźnie się rozchodzą, żeby nie powiedzieć dobitnie - rozłażą.
Tytułowa walka postu z karnawałem polega właśnie na tym, że "postna", realistyczna gra aktorska zderza się z "karnawałową" (atrakcyjną wizualnie, rozbuchaną, przeprowadzoną z rozmachem i konceptem) inscenizacją. I tak - Izabela Wądołowska stworzyła bardzo ciekawą scenografię, której fundamentalnym elementem jest podłoga, imitująca drogę. Miejsca akcji - różne pomieszczenia - od pubu zasygnalizowanego niebieskim neonem przez mieszkania kolejnych bohaterów - przeobrażają się umownie (światłem, zamianą jednego z elementów przestrzeni na inny), bez zmian dekoracji. Wyjątkiem jest jeżdżąca po osi sceny rura kanalizacyjna, nawiązująca nieco swym dziwacznym kształtem do niektórych dekoracji Grzegorzewskiego, a kojarząca się z nieczystościami, kloaką czy tytułowym robactwem właśnie. Droga jest wymownym elementem tej przestrzeni. Symbolizuje ruch, brak stałości, stabilności czy domatorstwa, choć paradoksalnie spektakl traktuje o tych właśnie wartościach - o rodzinie, związkach, relacjach międzyludzkich. Z drugiej strony przywołuje na myśl symboliczną wędrówkę, jaką jest życie każdego z nas.
Podobnie interesująco wypadły kapitalne efekty świetlne oraz atrakcyjna muzyka. Oba te elementy wyraźnie starały się "podnieść" spektakl do poziomu surrealistycznego obrazu, nadać mu nieco buñuelowskiego klimatu. Właściwie cała wizualna strona przedstawienia, włącznie z niektórymi kostiumami (świetnie ubrany Maks Artura Barcisia czy Nadeżda Izabeli Kuny) i dźwiękiem, usiłowały wyjść z tego ponurego i przyziemnego tonu, w jaki wtłoczyli "Szarańczę" aktorzy.
Nie znalazł się w obsadzie ani jeden artysta, który "poczułby" literaturę, jaką się posługiwał albo zrozumiał postać, w jaką się wcielał. Może najbliżej był Jerzy Kamas, który grał upośledzonego niemowę Jovicia. Bardzo dużo straciła za to postać Nadeżdy, "kreowana" przez Kunę, która zmiksowała swoje serialowe, "lejdisowe" postaci z zachowaniem bohaterki kabaretu Mumio, granej przez Jadwigę Basińską. Może klimat aktorstwa Basińskiej bliski jest absurdowi serbskiego dramatu, ale teatr to nie kabaret! Patrząc na resztę aktorów, można było ewidentnie dostrzec niezrozumienie przez nich postaci, całego dramatu, ba, nawet chciałoby się powiedzieć generalnie nieumiejętność wyjścia poza werystyczny schemat. Ale czy ci aktorzy nie grywali nigdy Becketta? Ionesco? Geneta? Przecież to z dramatu absurdu oczywiście wyrasta twórczość Srbljanović!
Po wyjściu z teatru miałam taką oto refleksję: ten spektakl mógł być rewelacyjny. Miał szansę stać się ważnym, ciekawym wydarzeniem na teatralnej mapie warszawskiej. Pod jednym warunkiem. Gdyby nie został zrealizowany w tym teatrze. Albo jego premiera odbyła się dopiero za rok. Gdy nowa dyrektor zdąży już zrobić odpowiednie porządki i przygotuje zespół do takich inscenizacji.
Lena Berny
Teatralia Warszawa
9 marca 2009
Teatr Ateneum im. S. Jaracza w Warszawie
Biljana Srbljanović
"Szarańcza"
("Skakavci")
przekład - Dorota Jovanka Ćirlić
reżyseria - Natalia Sołtysik
scenografia - Izabela Wądołowska
kostiumy - Natalia Sołtysik, Izabela Wądołowska
muzyka - Dominik Strycharski
choreografia - Jarosław Staniek
reżyseria światła - Szymon Lenkowski
obsada:
NADEŻDA - Izabela Kuna (gośc.)
MILAN - Wojciech Brzeziński
DADA - Katarzyna Herman
FREDI - Dariusz Wnuk
ALEGRA - Kasia Paczyńska (gośc.)
ŻANA - Maria Ciunelis
MAKS - Artur Barciś
IGNJATOVIĆ - Stanisław Brejdygant (gośc.)
JOVIĆ - Jerzy Kamas
SIMIĆ - Witold Dębicki (gośc.)
PANI PETROVIĆ - Irena Laskowska (gośc.)
premiera: 5 grudnia 2008 r.