Soliści koncertują w tonacji Ś-mierć
Tylko jeden z dramatów zawartych w antologii sztuk włoskich "Na jeden i kilka głosów" swoim tytułem - "Partytura" oraz budową nawiązuje do muzyczności, a muzyka jako odrębny temat w pozostałych tekstach jako taka się nie pojawia. Ale to właśnie dźwiękowość i polifoniczność na różnych zasadach słyszalna jest w całości zbioru. Każdy, kolejno czytany dramat podejmuje nie tylko inny ton, dźwięk czy melodię, lecz tworząc wręcz odrębną symfonię, łączy się z resztą w niejednolity i pełny napięć koncert na utwory dramatyczne.
Dramaty umieszczone w książce, przygotowanej przez wydawnictwo Panga Pank, stanowią, pomimo wielu podobieństw tematycznych, językowych, formalnych czy stylistycznych, zbiór tekstów niezwykle różnorodnych. Wymykają się prostym podziałom, czy to pod względem problemowym, czy też ze względu na ich usytuowanie historyczne. Każdy z utworów jest całkowicie odrębny, a ich autorzy jawią się poprzez swoje dzieła jako artyści na tyle indywidualni i osobni, że próba nakreślenia w jednej wspólnej linii charakteru ich twórczości, na podstawie tak niewielu dostępnych polskim czytelnikom prób dramatopisarskich, może wydawać się zamachem na wielogłosowość antologii.
Co zatem sprawia, iż ci soliści mimo wszystko dają swoimi dramatami jeden koncert? Po pierwsze, znamienne dla całości zbioru jest bogactwo brzmieniowe i znaczeniowe, zawarte w żywej materii języka. Najbardziej widoczne jest to w dramatach pisanych w dialekcie neapolitańskim, co z pewnością było szczególnie trudne do oddania w tłumaczeniu, a jednak wyczuwalne jest w przekładzie. Ponadto łączy te próby dramatyczne niedookreślona i niejednorodna, lecz dotkliwie pulsująca w strumieniach słów i pomiędzy nimi atmosfera śmiertelności. W niektórych dramatach śmierć jest jedynie przeczuciem, zbliżającą się obecnością, w innych staje się natomiast konkretnym momentem w akcji, punktem, do którego zmierzają, czy w którym koncentrują się wydarzenia.
Można pokusić się jednak o stwierdzenie, iż antologia zaczyna się lekko, grą na granicy powagi i niezobowiązującej wyliczanki. Davide Enia, zaliczany do nurtu "opowiadaczy historii" dokonuje w "Włochy - Brazylia 3:2" krótkiego przeglądu ważnych i ważniejszych wydarzeń roku 1982, aby w konsekwencji skoncentrować się tylko na jednym, niekoniecznie najistotniejszym. Subiektywny wybór pada na zwycięski mecz Włochów, którzy pokonali Brazylię, torując sobie tym drogę do zwycięstwa w Mundialu. Jesteśmy świadkami niezwykle obrazowego wydarzenia, niemalże rytuału, którego przedmiotem staje się wspólne, rodzinne kibicowanie. Nie jest to jednak tylko sielankowy obrazek obyczajowy czy kilka scen z życia rodziny, widzianych z perspektywy ośmioletniego wówczas chłopca. Pod powierzchnią tekstu kryją się bowiem pytania o świadomość narodową, współodpowiedzialność za sukcesy i porażki. W tle, pod postacią anegdotycznie przytoczonej w przerwie meczu historii, unosi się cień zamordowanej niegdyś drużyny piłkarskiej z Kijowa, ukaranej publicznie za wygrany mecz z okupantem hitlerowskim.
Tytuł drugiego w kolejności utworu "Maraton w Nowym Yorku" Eduardo Erby może być nieco zwodniczy, sugerując, że w dalszej lekturze poruszać będziemy się także w tematyce sportowej. Owszem Steven i Marco biegną, trenują wszak przed maratonem, w którym mieli nadzieję wziąć udział. Podobnie jak w pierwszym przypadku jest to jednak tylko pierwszy, powierzchowny obraz, który stopniowo nabiera cech surrealności, równie niespodziewanie dla czytelnika jak i dla głównego bohatera. Marco pokonuje bowiem ostatnią prostą przed śmiercią już po tym, jak na zakręcie jego samochód wypadł z trasy, a serce z rytmu. Sam maraton staje się metaforą. To nie obrazy przesuwają się, czy przebiegają przed oczami bohatera, ale Marco jeszcze raz, chociaż nieświadomie, biegnie przez swoje życie.
Z każdym następnym dramatem napięcie w relacjach bohaterów zdecydowanie narasta, coraz częściej słowa niepokoją, niczym zwiastujące energiczne szarpnięcia smyczka, rozrzucone po pięciolinii nuty. Umieszczone w zbiorze oba dramaty Enzo Moscato należą do najbardziej tajemniczych i niejednorodnych oraz jeszcze bardziej wieloznacznych niż pozostałe. W formie bardziej przypominają poematy, w których strumienie słów choć udramatyzowane, nie zostały ujęte w tradycyjnie rozumiany dialog. Odbywa się on owszem pomiędzy poszczególnymi poziomami tekstu, między słowami, ale niekoniecznie dochodzi do niego między postaciami. W "Partyturze" nie wyszczególniono nawet jako takich postaci, a wypowiadane słowa, często refrenicznie powracające, mogą należeć równie dobrze do jednej jak i do kilku osób. Zarówno "Partytura" jak i "Urodziny" usytuowane zostały przez autora w hiszpańskiej dzielnicy Neapolu, skażonej śmiertelnością, opisanej w taki sposób, iż wywołuje silne skojarzenia z obrazami z "Ziemi jałowej" T.S. Elliota. W kontekście tych dramatów najbardziej dojmujący staje się problem tożsamości płciowej i seksualnej. Również wokół tematyki queer, choć już w odmiennym stylu dramatycznym, porusza się w swoim utworze "Pięć róż dla Jennifer" Annibale Ruccello.
Czasem pod postacią pauzy, niekiedy jak uporczywie powracający dźwięk, jeszcze innym razem jako stała linia melodyczna, obecna jest we wszystkich dramatach śmierć, śmiertelność i śmiercionośność. Najbardziej dotkliwie i mechanicznie, gdyż pod postacią zabijania, w ciemnej tonacji Z-gon, ujawnia się ona w dramatach "Dwaj bracia" Fausto Paravidinio, oraz "Ślepym torze" Letizii Russo. W tym ostatnim toczy się zabawa w boga, który z kolei bawi się swoją władzą nad życiem i śmiercią. Nie posiadł jednak sprawności wskrzeszania. W tym wypadku jest to opcja niedostępna graczom świata, opisywanego z perspektywy niespełna trzydziestoletniej dramatopisarki.
Niewątpliwie potencjał tych tekstów jest ogromny. Motyw umierania, choć w moim mniemaniu w pewien sposób dotyczy ich wszystkich, jest tylko jednym z aspektów, jedną z wielu perspektyw, przez pryzmat których można je czytać. Trudno dopatrzeć się w nich ograniczeń stawianych potencjalnym inscenizatorom, przeciwnie - niebezpieczeństwo drzemie w wielogłosie. Wielość możliwości oraz różnorodność tematów stanowi w nich nie lada wyzwanie.
W antologii "Na jeden i kilka głosów" zawierającej względnie nowe i najnowsze sztuki włoskie, zebrano aż siedem dramatów sześciu autorów. Wszystkie utkano z niezwykłą, widoczną w przekładzie, językową precyzją, każda z nich jest obrazowa i sugestywna, a jednocześnie daleko im do jednoznaczności. Nie zostały połączone jednym tematem, nie nadano im podobnej formy, a autorzy nie należą do jednego pokolenia.
Nie jestem w stanie stwierdzić, czy zebrane w antologii dramaty, dają pełny, bądź reprezentatywny dla włoskiego obszaru językowego wybór sztuk. Nie jest to jednak chyba ani takie istotne, ani potrzebne. Pewne jest, iż wystarczają, żeby dostrzec różnorodność. Jednocześnie pozostawiają czytelnika, zamykającego książkę, z poczuciem niedosytu. Polifonia głosów, tematów, brzmień dźwięczy w pamięci jeszcze długo po tym, jak ostatnie litery znikają sprzed oczu, skutecznie rozbudzając apetyt na włoskich autorów w teatrze.
Kamila Bubrowiecka
Teatralia Kraków
11 marca 2009
"Na jeden i kilka głosów. Sztuki włoskie"
Davide Enia, "Włochy - Brazylia 3:2"
Eduaro Erba, "Maraton w Nowym Yorku"
Enzo Moscato, "Partytura", "Urodziny"
Fausto Pravidinio, "Dwaj bracia"
Annibale Ruccello, "Pięć róż dla Jennifer"
Letizia Russo, "Ślepy tor"
Wydawnictwo Panga Pank 2007