Wszędzie nienaganny porządek. I tylko uczuć brak
Z góry muszę uprzedzić, że będzie to recenzja wyjątkowo nieobiektywna. Z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że jak wiadomo, recenzent to pasożyt żerujący na darmowych akredytacjach i jak nie ma miejsc, to należy go posadzić na balkonie, z którego nie widać sceny. Po drugie dlatego, że w "Rozmowach poufnych" według powieści Ingmara Bergmana w reżyserii Iwony Kempy zostały wykorzystane moje ulubione utwory, mojego ulubionego zespołu muzycznego.
Nie potrafię napisać ani słowa o wizualnej stronie spektaklu. Nie wiem, jak wyglądała scenografia, poza tym, że stała na scenie gablotka z talerzami i wyszczerbionymi szklankami, krzesła, stół. Nie widziałam dokładnie aktorów, nie wypowiem się o ich kostiumach, fryzurach, mimice, o tym czy na ich twarzach malowały się emocje, o których mówili. Siedząc na balkonie Teatru Powszechnego w Łodzi z trudem widziałam czubki głów aktorów, ponieważ widownia była zabudowana na scenie i zupełnie przesłaniała widok. Po półgodzinym szukaniu miejsca, z którego lepiej widać, nastąpił przełom. Nagły impuls kazał mi mocno skupić się na wydarzeniach przedstawianych na scenie. Ów impuls to doskonała muzyka zespołu Archive, która została wykorzystana jako podkład dźwiękowy "Rozmów poufnych". Początkowo było mi po prostu miło usłyszeć ulubioną muzykę w spektaklu teatralnym, ale im silniej oddawałam się muzyce, tym dosadniej docierały też do mnie słowa wypowiadane przez aktorów i to połączenie okazało się bardzo udane, gdyż zawładnęło moją uwagą totalnie aż do końca spektaklu.
Jednak pisząc tylko o warstwie tekstowej spektaklu, bardziej oceniałabym Ingmara Bergmana niż aktorów Teatru im. Juliusza Słowackiego z Krakowa. Nie będę odkrywcza, stwierdzając, że tekst Bergmana jest doskonały. Porusza najważniejsze tematy eksploatowane przez reżysera, które wywarły największe piętno na jego twórczości: kwestia istnienia Boga, kryzys małżeństwa, psychologiczny obraz zwykłego, przeciętnego człowieka. Porusza się między nimi płynnie, delikatnie, wywierając na czytelniku wrażenie intymności, dopuszczenia do najskrytszych zakamarków duszy bohaterów, buzujących w nich sprzecznych uczuć.
Zabrakło mi tego w adaptacji Iwony Kempy. Gadatliwi bohaterowie, w szczególności Anna grana przez Dominikę Bednarczyk, wyrzucająca z siebie słowa jakby były zbędnym balastem. Brakuje w tym spektaklu ciszy, milczenia, które są jedną z cech konstytutywnych twórczości Bergmana. Nie chcę przez to powiedzieć, że każda adaptacja dzieła szwedzkiego twórcy musi w pełni oddawać jego sposób patrzenia i dokładnie trafiać w to, jak sam Bergman by je wyreżyserował. Jednak w przypadku "Rozmów poufnych" myślę, że warto byłoby silniej podeprzeć się jego dokonaniami. I to chyba jedyny mały minus, jaki dostrzegłam w tym spektaklu.
Brawa należą się wszystkim aktorom: Dominice Bednarczyk za szczegółowe odmalowanie stanów emocjonalnych Anny, kobiety, która stoi przed wyborem między złym a gorszym, Sławomirowi Maciejewskimu (Henryk, mąż Anny), który na oczach widzów zmienia się z ciepłego, dobrego męża i ojca w tyrana, człowieka chorego; Bożenie Adamek za rolę Marii, żony umierającego Jakuba, która pod maską optymizmu i pogodzenia się z losem głęboko przeżywa nadchodzącą samotność; także Tomasz Augustynowicz jako Tomas, kochanek Anny, buduje niezwykle złożoną postać: mimo iż gra tylko w jednej scenie, ukazuje się początkowo jako wypełniony miłością młody kochanek, naiwnie udający, że wszystko będzie dobrze, następnie wycisza się, odchodzi na bok aż do chwili, kiedy wykrzykuje, że nie chce być z Anną, nie sprosta temu wyzwaniu, bo jest tylko szarym, zwykłym człowiekiem.
Cały spektakl filmowo podzielony jest na pięć sekwencji, które oddzielone są od siebie wyciemnieniem sceny oraz pojawiającymi się napisami, informującymi, w jakim przedziale czasowym znajdują się bohaterowie. Ale choć daty porządkują wydarzenia i pozwalają widzom ze zrozumieniem śledzić poczynania bohaterów, podobnie jak narracyjne wstawki, to w spektaklu pozostaje wiele niedomówień. Choć rozmowy poufne są rodzajem spowiedzi, jak zostaje to wyjaśnione na samym początku, to po spektaklu widz pozostaje z pytaniem, na ile szczerzy są bohaterowie podczas wyznawania grzechów. Przecież nie wierzą w Boga. Anna twierdzi, że jeśli Bóg istnieje, musi być o całą wieczność od niej. Podobny kryzys wiary przechodzi Henryk, który jest księdzem, a i w wypowiedziach Jakuba, także duchownego, trudno znaleźć szczere odwołania do religii i Boga jako źródła wartości.
Prawdziwą wartością, o którą należy dbać i ją pielęgnować, jest międzyludzka prawda. Pytanie, które stawia przed widzami w "Rozmowach poufnych" zarówno sam autor tekstu, jak i reżyserka, to pytanie o to, co począć w sytuacji, gdy prawda może doprowadzić do katastrofy. Jak zachować się w sytuacji, gdy żadna z dróg nie prowadzi do szczęścia, a każdy wybór wiąże się z przykrymi konsekwencjami? "Rozmowy poufne" dają tylko połowiczną odpowiedź na te pytania. W pełni można ją poznać dopiero, gdy samemu stanie się przed podobnym problemem.
Sandra Kmieciak
Teatralia Łódź
18 marca 2009
Teatr im. Juliusza Słowackiego w Krakowie
Ingmar Bergman
"Rozmowy poufne"
reżyseria, opracowanie tekstu, opracowanie muzyczne, scenografia: Iwona Kempa
scenografia, kostiumy: Anna Sekuła
obsada:
Maria: Bożena Adamek
Anna: Dominika Bednarczyk
Marta: Joanna Mastalerz
Matka: Anna Tomaszewska
Tomas: Tomasz Augustynowicz
Jakub: Tomasz Międzik
Henryk: Sławomir Maciejewski
premiera: 18 października 2008r.
XV Międzynarodowy Festiwal Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych, Łódź
26.02-22.03.2009r.