Chleb masłem smarował
Otwieram oczy: maleńka, klaustrofobiczna przestrzeń. Białe łóżko ustawione pośrodku pokoju. Ściany zbudowane z wojskowych, zgniłozielonych materacy. Drzwi od lodówki stanowią wejście do tego na wskroś onirycznego świata. Wrażenie nieprawdopodobności, bycia w czyimś śnie, któremu obce są racjonalne zachowania i skojarzenia, potęgowane jest przez sam tekst dramatu Roberta Jarosza.
Nadmierne stłoczenie i wszechogarniająca atmosfera duszności są doskonale wyeksponowane w scenografii Pavela Hubićka. Opowieść rozgrywa się w scenie - pudełku, które równie dobrze może przywodzić na myśl ekran telewizora, albo obraz z ożywającymi postaciami. Główne wydarzenia odbywają się jakby w oddaleniu, na drugim planie. Pierwszy plan, to co znajduje się poza domem Doktora (Paweł Chomczyk), jest mniej eksploatowany przez aktorów. Po lewej stronie stoją piec, taboret i wieszak na ubrania Biabła. Ta część sceny należy właśnie do niego. Miejsce przy piecu jest dla niego czymś na kształt punktu obserwacyjnego - słucha i przygląda się wszystkiemu, co dzieje się w mieszkaniu bez podłogi.
Tytuł dramatu - "Bez podłogi" - określa dom, którego gliniane klepisko przez długie lata chłonęło i skrywało bolesne tajemnice. "Ziemia ukrywa każdą kroplę tajemnicy i każdej tajemnicy dochowa... w ziemię wsiąknie wszystko... woda, wino, krew, pot, mleko... Ściany ochronią przed obcymi, ale nie pozwolą wydostać się oparom tajemnicy na zewnątrz. Im mniej miejsca w domu bez podłogi, tym gęstsze opary... a w gęstych oparach, jak we mgle, łatwo pomylić wroga z przyjacielem, anioła z demonem, miłość z nienawiścią, grzech ze słowem...". Głęboko skrywane tajemnice zaczynają ulatywać, krążyć, zatruwać umysł. Przybierają postać Matki (Dagmara Sowa) i towarzyszącego jej Biabła. Relacja pomiędzy Matką a Doktorem jest osią tego spektaklu. Doktor nagle uświadamia sobie natrętną, opresyjną pobożność swojej Matki: "Całe dzieciństwo słyszał Że świętym być musi". Dociera do niego, że jego grzechem może być nadmierne zadbanie, a nie zaniedbanie. Zadbanie doprowadziło go do tego, że słowa modlitwy, wiara, Bóg, zostały pozbawione znaczenia. Stały się tylko pustym rytuałem, koniecznością wymuszoną przez Matkę.
"(...) Bo mama mówiła, Że ciało boga chlebem się stało, Więc z samym bogiem obcował, A skoro chleb z ciała boga to może rany ludzkie goi, gdy mama nie widziała, chleb masłem smarował, lepiej smakował". Ten fragment bardzo trafnie opisuje postawę Doktora, który przez całe życie był podporządkowany Matce i tak naprawdę nie miał okazji do zweryfikowania wpajanych przez nią prawd. Chleb - symbol - umożliwiał mu obcowanie z bogiem, wiarę w to, że będzie w stanie poradzić sobie z własnym życiem. Potem okazuje się, że zapośredniczone doświadczenie boga nie wystarczy, żeby uporać się z ludzkim, niedoskonałym światem. Tajemnice, wydobywające się z podłogi, są związane z wiarą, która była przeżywana bardzo powierzchownie. Biabeł boleśnie uświadamia to wszystko Doktorowi. On nie jest w stanie uzdrowić schorowanej Matki, nie jest też w stanie znieść jej cierpienia. Tutaj powstaje zachwianie wiary w to, że chleb może goić ludzkie rany, czemuś zapobiegać. Doktor zabija swoją Matkę, ponieważ przez ułamek sekundy wydaje mu się, że tak będzie lepiej. To wszystko ma symboliczne znaczenie, gdyż trudno rozgraniczyć jawę od snu. Cała opowieść wydaje się sennym koszmarem, w którym dochodzi do głosu to, co za dnia jest spychane do wewnątrz, jest nieuświadomione.
Spektakl podzielony jest na dziewięć epizodów, odsłon dotyczących Doktora. Eschatologicznego wymiaru tej opowieści należy także poszukiwać w białym fartuchu Doktora, poplamionego krwią, który niemal od razu przywodzi na myśl skojarzenia z przebitym bokiem Chrystusa. Przed próbą uzdrowienia Matka rozbiera swojego syna i zakłada mu białą przepaskę na biodra - to także prowadzi do skojarzenia z wizerunkiem Jezusa. Doktor cały czas musi mierzyć się z pragnieniami swojej Matki. Miał być przecież święty, miał mieć nieograniczoną moc, miał leczyć, a okazał się być tylko człowiekiem...
Przedstawienie jest bardzo intensywne, zarówno pod względem wizualnym, jak i treściowym. Scenografia pełni rolę nie tylko estetyczną, ale także ściśle użytkową. Na piecu Biabeł naprawdę coś smaży. Z sufitu wyciągane są białe kołdry, które tworzą swoisty labirynt. Także z sufitu spada Matka - najpierw widzimy tylko jej nogi, potem resztę ciała, aż w końcu Doktor stawia ją na podłodze. Plastyczna strona przedstawienia jest efektowna i warta zobaczenia.
Robert Jarosz otrzymał za "Bez podłogi" wyróżnienie w konkursie na dramat inspirowany myślą i twórczością Jana Pawła II, organizowanym przez Centrum Myśli Jana Pawła II. Warto zaznaczyć, że nie jest to spektakl prosty w interpretacji, kryje w sobie wiele znaczeń, które wymagają skupienia i przemyślenia. Kompania Doomsday stworzyła coś, co porusza, zastanawia, nie daje gotowych odpowiedzi, ani nie stawia tendencyjnych diagnoz społecznych. To bardzo cenne i coraz mniej spotykane w teatrze.
Marzena Izenberg
Teatralia Warszawa
27 marca 2009
Kompania Doomsday z Białegostoku
Robert Jarosz
"Bez podłogi"
reżyseria: Robert Jarosz
scenografia: Pavel Hubićka
muzyka: Patryk Lichota
obsada: Dagmara Sowa, Paweł Chomczyk, Krzysztof Prystupa
produkcja: Centrum Myśli Jana Pawła II
premiera: 19 marca 2009 r.
Pokaz w ramach festiwalu "Gorzkie Żale" w Centralnym Basenie Artystycznym w Warszawie