Bezpiecznie bezkrwawe bezprawie
Panowie w ciemnych garniturach rozdają karty, za pasem trzymają pistolety, nad nimi unosi się papierosowy dym. Wraz z nim w stronę publiczności przenosi się odrobina gangsterskiego dreszczyku. Atmosfera pachnie napięciem, gdyby dało się ją skosztować, pewnie miałaby posmak luksusu. Liryczność doprawiona okrucieństwem - tak wygląda zwiastun złego życia. A co dalej? Proszę Państwa, przed Wami: Reality mafia show, czyli wystawa mafijna.
Na scenie Miniatura Teatru im. J. Słowackiego rysuje się obrazek z życia mafii. Obrazek, gdyż przyjdzie nam mu się przyjrzeć z bezpiecznego dystansu, niemal jak zza szyby telewizora. Poobserwujemy życie włoskich gangsterów, jakbyśmy przypatrywali się muzealnym eksponatom. Po wystawie oprowadzi nas mężczyzna w białym garniturze, z szerokim uśmiechem prezentera wymalowanym na twarzy. Ten dość uniwersalny i jednocześnie bezosobowy grymas towarzyszyć mu będzie cały czas, bez względu na to, czy w danym momencie przedstawia publiczności głównych bohaterów, czy właśnie informuje o ich tragicznej śmierci. Zatrzymuje on bowiem akcję, wstrzymuje ruch, odbiera bohaterom głos po to, aby udzielić widzom niezbędnych informacji w rodzaju "kto", "co" i "dlaczego".
Skoro mowa o obrazku, nie można zapomnieć o jego tle. Na pierwszy rzut oka sceneria wygląda wręcz sielankowo. Do niewielkiego pokoju, którego główne wyposażenie stanowią stół i duży drewniany kredens starej daty, wpadają przez przymknięte, zielone żaluzje promienie słoneczne rodem z Italii. Już one same wywołują przyjemny nastrój rozleniwienia. Zwłaszcza że co do ich włoskiego pochodzenia nie można mieć nawet najmniejszego cienia wątpliwości, gdy na zewnątrz teatru wiosna postanowiła jeszcze nie ujawniać swojego przyjścia, chowając się za deszczową ścianą. Pierwsze wrażenie względnego, usypiającego czujność, spokoju, szybko zostaje zachwiane i przełamane. Wystarczy spojrzeć odrobinę w lewo, aby dostrzec, że nad głową figury przedstawiającej Matkę Boską umieszczono aureolę, zrobioną ze świecących czerwienią lampek. Kicz czy zgrzyt? I jedno, i drugie, a oba zamierzone.
To kontrasty budują nie tyle sam spektakl, co obraz sycylijskiej mafii, która te same palce zaciska na kaburze pistoletu i składa błagalnie w modlitewnym geście, nader często kierowanym w stronę wizerunku Marii. Pytanie "kicz czy zgrzyt" dotyczy właściwie nie tylko tego małego elementu, ale całości przedstawienia. Trudniej natomiast w tym wypadku o odpowiedź, ponieważ zdaje się ono cały czas balansować na granicy. Chociaż inscenizacja potraktowana została z przymrużeniem oka, nie na serio, i z dystansem zarówno do tematu, jak i do formy, to jednak momentami chwieje się ona w swym melancholijnym tańcu w rytmie włoskich ballad, przechylając się na stronę z napisem kicz. Można mieć tu wątpliwości, czy każdorazowo równie zaplanowany.
Historia dwóch zwaśnionych mafijnych rodów rozpięta została pomiędzy, wykonywanymi przez aktorów po polsku i po włosku, balladami. Raz mniej, raz bardziej lirycznie, przy akompaniamencie Jacka Hołubowskiego (akordeon), Michała Półtoraka (mandolina) i Grzegorza Piętaka (kontrabas) aktorzy śpiewają o samotności, zdradzie, ucieczce z więzienia oraz pragnieniu wolności. Ballady, o większym znaczeniu i ładunku emocjonalnym niż wplecione między nie dialogi, kończy i przerywa rytmiczne staccato o dźwięku "pif paf". To broń wyznacza kierunki postępowania. Pistolet - fraszka, igraszka, zabawka. Bawią się nią i duzi, i mali chłopcy. Obowiązek odwetu oraz tak zwana lojalność determinują życie każdego kolejnego członka rodziny. Powszechnie obowiązuje prawo zemsty, ludziom mafii przysługuje też przyzwolenie na bezprawie. Strzały padają równie lekko jak podejrzenia. Na kogo padnie, na tego bęc. Śmierć.
A wszystko to w iście bezpiecznym wydaniu. Na scenę nie pada ani kropla krwi, ani nawet czegoś, co miałoby ją przypominać. Pistolet tylko udaje, że strzela. Łzy są zadziwiająco suche, gniew opanowany, a po serii morderczych strzałów, zarówno zabici, jak i ci, którzy przeżyli, wstają, aby z uśmiechami skierowanymi do widzów zaśpiewać jeszcze raz o "okrutnym" losie członków mafii.
Smutna to, lecz niegroźna bajka o kolorach pastelowych, uczuciach wyważonych, smaku nieostrym. Reality z życia odległego i obcego wzięte. Wystawa chroniona przez szyby kuloodporne. Obrazek miły i przyjemny z muzyką na żywo. Obawiam się jednak, że szybko grozi mu niepamięć.
Kamila Bubrowiecka
Teatralia Kraków
28 marca 2009
Teatr im. J. Słowackiego w Krakowie
"Malavita. Ballada o mafii"
scenariusz i dialogi: Anna Burzyńska
tłumaczenie włoskich pieśni mafijnych Gabrieli Buzzi i Pawła Szumca
reżyseria: Paweł Szumiec
scenografia i kostiumy: Ryszard Melliwa
kierownictwo muzyczne i przygotowanie wokalne: Halina Jarczyk
obsada:
Donna Ciccia: Barbara Kurzaj
Don Aldo: Feliks Szajnert
Signor Pietro Turi: Krzysztof Jędrysek
Rocco di Calabrese: Rafał Dziwisz
Luca Conti: Grzegorz Łukawski
Tito di Palermo: Wojciech Skibiński
Pino di Palermo: Rafał Sadowski
Maestro di Cerimonie: Przemysław Chojęta
Inspicjent: Iwona Cieślik
Zespół muzyczny: Jacek Hołubowski (akordeon), Michał Półtorak (mandolina), Grzegorz Piętak (kontrabas)
prapremiera: 6 marca 2009 r. na Scenie Miniatura.