Nieznośna borsuczyca dzikiej wyporności
Uwaga! Tekst został napisany pod wpływem silnego wzruszenia emocjonalnego autora, a także w stanie czasowej niedoczynności przepony, mięśni skośnych i prostych brzucha, a także niepuszczającym wciąż (mimo upływu czasu) kurczem wargi, charakteryzującym się występowaniem w dolnych rejonach twarzy tzw. "banana". Redakcja postarała się, żeby nie było tego wszystkiego w tekście widać. Ale niestety widać...
Konkurs
Nie ma co ukrywać. Podpisany poniżej nikłe ma (albo co najmniej małe) pojęcie o materii piosenki aktorskiej. A na pewno miał, aż do pewnego marcowego wieczora... Pojmował całą sprawę w sposób iście lakoniczny, wyobrażając sobie, że chodzi o to, że aktorzy grają, że śpiewają, albo śpiewają o tym, że grają, albo jedno i drugie, albo śpiewają i grać usiłują jednocześnie, albo grają i próbują w tzw. międzyczasie coś zaśpiewać, albo (bo pewnie i takie perełki się zdarzają) ani jedno, ani drugie, ani trzecie, ani czwarte, czyli - jak by to zgrabnie ujął prowadzący wieczór - niezrównany Grzegorz Halama - wolnoamerykanka i dzicz totalna.
Piosenka
Jak się okazuje - jest inaczej. Diametralnie. Po pierwsze wszyscy uczestnicy potrafią śpiewać, ba, potrafią! Śpiewają niesamowicie. Zauważyć dało się dwie tendencje - jedni stawiali przede wszystkim na swoje możliwości wokalne - tak jak Aleksandra Karamon i Anna Nowak, które "statycznie" wykonały własnego autorstwa utwór, kołyszący przemiłym chilloutowym brzmieniem. Swobodnie mógłby się on znaleźć w czołówkach radiowych list przebojów, bowiem z tak rasowymi głosami i niemal fachową beztroską panie Karamon i Nowak zdeklasowałyby sporą część sezonowych "gwiazdek" polskiego r'n'b-soul-funky-balladowego rynku muzycznego. Równie ciekawie wokalnie, choć już w innym - lekko orientalnym entourage'u muzycznym zaśpiewała Maria Roma Klatka .
Aktorska
Okazuje się także, że można było podejść do tematu z innej strony. Zamiast stawiać na pasaże, koloraturę, barwę, skalę, ton i intonację oraz tego typu wyciąganie jak najwyżej i tak już górnego C, można równie dobrze skupić się na "aktorstwie", czyli takim przedstawieniu utworu, po którym widowni łzy popłyną strumieniami, bądź też uśmiech z twarzy przez tydzień nie zejdzie. Tę drogę wybrała np. "Taka głupia", czyli Justyna Chowaniak, oraz Helena Sujecka z utworem Urszuli Dudziak. Postawienie na aktorstwo nie oznaczało bynajmniej rezygnacji z walorów wokalnych, zostały one po prostu użyte z mniejszym natężeniem jako równoprawne elementy tych kilkuminutowych minietiud scenicznych.
Sukces
Pozostałym uczestniczkom udało się połączyć grę, osobowość sceniczną i umiejętności wokalne, i to był najwidoczniej klucz do sukcesu. Nagrodzona Brązowym Tukanem i Tukanem Publiczności Julia Mikołajczak brawurowo szarżowała głosem i mimiką, wzbudzając u widzów salwy śmiechu i jednocześnie zagłuszając je niesamowicie silnym głosem. Zdobywczyni głównej nagrody - Justyna Wasilewska wykazała się szerokimi możliwościami głosowymi, w utworze Toma Waitsa zmieniając kilka razy styl śpiewania i okraszając to wszystko bardzo wyrazistą (żeby nie powiedzieć nieco nadekspresyjną) grą. Równie interesująco zaprezentowała się Lena Frankiewicz z piosenką "Bo on nie lubi jak ja śpiewam". Dowcipny i lekki utwór pozwolił aktorce na zaprezentowanie swoich szerokich możliwości, a jednocześnie dystansu do własnej osoby i, jakże miły to akcent, do samego konkursu PPA. Największym zaskoczeniem okazał się występ Aleksandra Reznikowa. A właściwie nie sam występ, lecz werdykt Jury (głównego i dziennikarskiego), które nagrodziło studenta krakowskiej PWST aż dwiema nagrodami. Jakkolwiek takie wybory zawsze są subiektywne, często kontrowersyjne, niezrozumiałe i taka to już kolej losu, to jednak recenzent, który wysłuchując konkursowych występów zdążył się po uszy zaangażować emocjonalnie i z tętnem niebezpiecznie podwyższonym oczekiwał "wyroku" szanownego Areopagu, dalej nie pojmuje tej decyzji. Z całym szacunkiem i sympatią dla p. Reznikowa, nie przedstawił on niczego ciekawego, ani wokalnie ani aktorsko i choć sympatycznie mu z oczu patrzyło, to co najmniej jedna z tych nagród powinna trafić do którejś z trzech pań: Frankiewicz, Sujecka, Chowaniak. Jak jednak wiadomo, z Jury się nie dyskutuje.
Nieznośna borsuczyca
PPA - Polska Partia Absurdu? Po Prostu Anarchia? Przeginają Pałę Absolutnie? Jak opisać fenomen tych koncertów - z roku na rok coraz bardziej oryginalnych, ciekawych oraz tak niecodziennych naszej galowo-balowo-bankietowej rzeczywistości teatrów muzycznych i orbitującego wokół tzw. szołbizu? Już samo pisanie o spektaklo-koncertach, realizowanych przez grupę artystów skupionych wokół wrocławskiego Capitolu, wydaje się być zadaniem ponad skromne możliwości recenzenta. Jak bowiem opisać takie zjawisko? Prawdopodobnie łatwiej byłoby już doktoryzować się ze struktury fabularnej skeczów Monthy Pytona, analizowanej metodą Władimira Proppa. Albo zagrać skecz Kabaretu Mumio Stanisławskim. Jednym słowem recenzentowi ręce opadają. Capitolowcy osiągają bowiem w swoich realizacjach tak niesamowity poziom absurdu, że ubranie go w jakikolwiek opis wymyka się możliwościom językowym. A jest to, dodajmy, absurd najwyższej klasy, nie byle jakie zagrywki pod publiczkę, nie skrecze z Ionesco i sample z Mrożka, i Becketta remixy dla wykształconej publiczności, co to wie, z czym to się je. Oni co roku posuwają się coraz dalej. Już parę lat temu, podczas koncertu "Wiatry z mózgu", pomyślałem sobie z nieskrywanym podziwem: no teraz to już naprawdę przegięli... Do podziwu i uwielbienia dołączyło po chwili współczucie, gdyż wyobrażałem już sobie, jak następnego dnia oburzone media poinformują o odwołaniu dyrektora, osądzeniu publicznej chłosty i przekazaniu całej imprezy komuś, kto nobliwości by nadał i do klasycznej formy dumnie powrócił. Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że sytuacja prezentuje się wręcz przeciwnie... Przeglądem dalej zajmuje się ta sama grupa twórców, którzy bez litości testują wytrzymałość wrocławskiej (i nie tylko) publiczności. Z pewnością nie mogliby sobie na to jednak pozwolić, gdyby nie przychylność lokalnych władz i owej publiczności otwartość i wyrobienie. Nikt nie wychodzi. Nikt nie trzaska drzwiami. No dobrze, nie trzaska, bo drzwi z widowni do foyer są wahadłowe, ale nawet gdyby się dało, nie wierzę, że ktoś by trzasnął. Widzowie śmieją się do rozpuku i trudno podejrzewać, że śmiech ten nie jest szczery, bowiem każdy śmieje się w innym momencie... Z tak wyrobioną publicznością można sobie pozwolić na wszystko.
Jak oni to robią?
Poczucie obowiązku wymaga przynajmniej spróbować napomknąć o warstwie fabularnej koncertu "Jak oni słuchają". Już sam prześmiewczy tytuł zapowiada programową walkę z wszechogarniającą tv-tandetą, kultem karaoke i podobnego sortu "szansonistycznym" barbarzyństwem. Zamiast prezentować możliwości wokalne gwiazd estrady i teatru, postawiono na ich kunszt audytywny. Jak oni słuchają? Jan Peszek - niewzruszenie, Jacek Borusiński - z lekką neurotycznie, Alina Janowska - dystyngowanie, Mariusz Drężek - z intrygującą powagą, Eryk Lubos - jak zwykle, Jasper - wiernie jak pies, Kinga Preis - z tzw. ciarami po plecach. Więcej, uwierzcie mi Państwo, słowami opisać się nie da. Pozostaje jedynie nadzieja, że koncert, mimo iż nierejestrowany przez TVP (ten skandaliczny akcent pozostawimy litościwie bez komentarza, jak wiadomo - Poeta pamięta), ukaże się w szerszym obiegu w formie elektronicznej, żeby kolejne pokolenia polskich absurdystów miały z czego garściami czerpać. Jak bowiem z powagą stwierdził na koncercie "Wiatry z mózgu" Konrad Imiela: "Piosenka nie zawsze jest bezzębną flądrą ponurej rzeczywistości. Czasami staje się nieznośną borsuczycą dzikiej wyporności". Do całej PPA-rowskiej trupy pasuje też doskonale inny cytat, tym razem z zamierzchłych czasów gdańskiego Totartu i grupy poetyckiej "Zlali mi się do środka", która swoją rolę w ów ponurej rzeczywistości określiła jakże lakonicznie: "Jesteśmy ariergardą kultury narodowej. Pilnujemy, by ktoś jej nie wy***ął w d**ę". Jak dało się odczuć pewnego marcowego wieczora przy ulicy Piłsudskiego we Wrocławiu - duch w narodzie nie ginie, a i kultura nadal bezpieczna. Z przodu i z tyłu.
Paweł Łapiński
Teatralia
30 marca 2009
Teatr Muzyczny Capitol we Wrocławiu
Koncert Finałowy "Jak oni słuchają"
CZĘŚĆ PIERWSZA - WYSTĘP FINALISTÓW
Prowadzenie: Grzegorz Halama
Śpiewają: Justyna Chowaniak, Lena Frankiewicz, duet Aleksandra Karamon i Anna Nowak, Maria Roma Klatka, Julia Mikołajczak, Helena Sujecka, Aleksander Reznikow i Justyna Wasilewska
CZĘŚĆ DRUGA - JAK ONI SŁUCHAJĄ
scenariusz i reżyseria: Konrad Imiela i Cezary Studniak
prowadzenie: Grzegorz Halama
scenografia: Grzegorz Policiński
kostiumy: Anna Szcześniak, współpraca: Magda Nikiel
muzyka i aranżacje: Piotr Dziubek
choreografia: Jacek Gębura
projekcje multimedialne: Martyna Spryszyńska
obsada: Alina Janowska, Kinga Preis, Jacek Borusiński, Eryk Lubos, Jan Peszek , Mariusz Drężek oraz Jasper
muzycy: Piotr Dziubek, Piotr Mazurek, Michał Lasota, Olga Kwiatek, Michał Mazurek
tancerze: Bożena Bukowska, Maja Lewicka, Katarzyna Torzyńska, Piotr Małecki, Marek Szczygieł, Piotr Stawiński
kobiety-Kwiaty: Halina Baranowska, Zofia Bargiel, Barbara Kamilska
30. Przegląd Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu, 20-29 marca 2009 r.