Gdzie zaczyna się obłęd?

"Uwaga - złe psy!" to nie tylko analiza stosunków pomiędzy pisarzem, Jerzym Szaniawskim, a jego chorą psychicznie żoną, to nie tylko próba odpowiedzi na pytanie kim była Anita Szaniawska dla swojego męża, tak jak o tym mówi autor tekstu Paweł Grzela, ale także swoiste i subtelne studium szaleństwa.

Zaczyna się niepozornie. Nieco przestraszona, lekko stremowana kobieta siada przed nami, przedstawia się i zaczyna opowiadać o swoim małżeństwie ze słynnym pisarzem. Wspomina pierwsze spojrzenia, pierwsze randki, marzenia, snuje sentymentalną opowieść, w której właściwie nie ma nic szczególnego. Historia toczy się gładko i monotonnie, najwyraźniej treść wypowiedzi była przygotowana już dużo wcześniej - łącznie z zaplanowaniem dygresji i wyreżyserowaniem żartów. Co za tym idzie opowieść jest mało żywa i nieszczególnie zajmująca, ot, referat wygłoszony zaledwie poprawnie. Widz trochę ziewa, trochę się rozgląda na boki, tym bardziej, że na scenie nic się nie dzieje, uprzejmie udaje, że nie dostrzega sztuczności wypowiedzi i zastanawia się, kiedy coś się stanie, bądź kiedy się już skończy. Trwa to dłuższą chwilę, człowiek oswaja się ze zrównoważoną, poprawną Anitą, ba, nawet z nieciekawą Anitą Szaniawską. I nawet nie zauważa kiedy ta Anita, zaczyna go interesować, kiedy zaczyna wciągać jej historia, kiedy staje się coraz pewniejsza, a jej opowieść coraz swobodniejsza. Cugle ułożonej z góry opowiastki zostały puszczone. Monolog toczy się wartko, ale wciąż spokojnie, subtelnie. Coraz ciekawiej.

Uwaga - złe psy! TEATR NA WOLI Warszawa

Plakat do spektaklu "Uwaga - złe psy!"

Dotąd wszystko jest dobrze, zapominamy, że Anita jest domniemaną wariatką, że zabiła swojego męża, po prostu słuchamy opowieści. Stopniowo pojawiają się w niej motywy, na które rozsądny człowiek nie mógłby przystać, ale przystaje, bowiem w ustach pani Szaniawskiej wszystko jest uzasadnione, wszystko da się wytłumaczyć, wierzymy jej, popieramy ją - wszak jest ciepłą, mądrą wyrozumiałą kobietą, kochającą żoną, muzą swego męża, który sam ją przecież wybrał. Zabranie ze szpitala ciężko chorego człowieka odbieramy jeszcze jako heroiczny akt odważnej, kochającej żony. Ale potem zaczynamy dostrzegać w opowieści rzeczy, które niepokoją, które stawiają pod znakiem zapytania zaufanie, którym zdążyliśmy obdarzyć tę postać. "Karmiłam go gipsem, bo miał słabe kości" - wyznaje bezpretensjonalnie, naiwnie, ale z nutką wstydu w głosie. Takich momentów jest coraz więcej, widz niespokojnie kręci się w krześle, opowieść zaczyna się szarpać, głos Anity jest coraz ostrzejszy, powracają jak echo te same fragmenty, nagle Anita się zmienia, irracjonalnie, radykalnie, nagle stajemy oko w oko z wariatką i słowo daję, że można się tego przestraszyć. Przecież ona zwariowała na naszych oczach!

Ale za moment jest już po wszystkim, obłęd chowa zęby i pazury, mamy przed sobą tylko zaszczutą kobietę, która nie potrafiła się odnaleźć w świecie po śmierci męża. Biedną, zaszczutą kobietę, która boi się ludzi, bo też ludzie przyjaźnie do niej nastawieni nie są. Wzrusza jej opowieść o tym jak zamordowała dwóch młodych mężczyzn, opowiada, że przyszli w nocy, tłukli okna, grozili, że ją spalą, "aż w końcu ja ich spaliłam".

Ruchu scenicznego właściwie nie ma, światło i dźwięk występują oszczędnie. Niezwykle ascetyczna całość pozwala wydobyć z najmniejszymi szczegółami złożoną osobowość Anity Szaniawskiej, która zamyka się w miłości do męża, niczym w kokonie chroniącym ją od świata. Emocje dawkowane są powoli i niemal niezauważalnie, dopiero po czasie jesteśmy w stanie ocenić ich różnorodność i subtelność. Pewnym krokiem prowadzi nas przez nie Małgorzata Różniatowska. Odnajduje się w tej trudnej, cichej roli znakomicie, precyzyjnie posługując się głosem i wspomagając gestem, roztacza przed widzem świat uczuć i odczuć, z którymi nieczęsto miewa się do czynienia.

Spektakl pozostawia wrażenie niedosytu, nie stwierdza jednoznacznie, ile w całej historii było miłości i prawdy, a ile szaleństwa - oddzielić od siebie te dwie rzeczy trzeba już samemu, zdając się jedynie na własną intuicję.

Katarzyna Mazur
Teatralia Częstochowa
6 października 2008

Teatr na Woli im. T. Łomnickiego w Warszawie
Remigiusz Grzela
"Uwaga - złe psy!"

reżyseria: Michał Siegoczyński
opracowanie muzyczne: Zbigniew Bieńkowski, Agencja Grami
scenografia: Wojciech Stefaniak
światło: Piotr Pawlik
obsada: Małgorzata Rożniatowska
premiera: 3 marca 2006r. w Teatrze Wytwórnia w Warszawie
Spektakl zaprezentowany w ramach II Międzynarodowego Przeglądu Przedstawień Istotnych "Przez dotyk" w Teatrze im. A. Mickiewicza w Częstochowie.

© "teatralia" internetowy magazyn teatralny 2008 | kontakt: | projekt i administracja strony: | projekt logo:
SITEMAP