Miasto - Maszyna - Happening
Wstaje człowiek rano - zazwyczaj jest jeszcze wtedy szaro - myje zęby, potem pakuje się w tramwaj czy autobus, czy też własny wehikuł jakiś i tłucze się tym przez zaspane miasto.
O tej porze zwykle jest korek, a korki, z natury rzeczy, do specjalnie interesujących nie należą. Potem ten człowiek jest w pracy, albo w szkole, albo biega po ulicach i załatwia bardzo ważne sprawy. Krąży między kamienicami, przemyka pod wieżowcami, przedziera się przez jezdnię, tłoczy na przystankach. Następnie, ów nieszczęsny użytkownik codzienności wraca do domu - zazwyczaj jest już wtedy szaro. Zwykle o tej porze jest korek, a korki, jak wiadomo, są po prostu irytujące. O tak, miasta bywają szare i smutne. Pełne spiesznych, szarawych przechodniów, wsysanych od czasu do czasu przez jakiś sklep, czy urząd, a potem wypluwanych - zmiętych, obładowanych. Miasta są wydeptane, po chodnikach, po ulicach przelewa się tłum: stąd - tam, stamtąd - tu, odtąd - dotąd. I tylko czasem, z rzadka, jakiś mim się trafi, co się nie rusza za bardzo.
A gdyby tak skapnąć w miasto kolorem, plamą kolorową - wydarzeniem niecodziennym, wydarzyć jakąś chwilę nieprzewidywalną. Błysnąć, zaśmiać się, zawirować. Słowem, gdyby tak zrobić happening...
Oczywiście, happening nie uzdrowi miasta, nie zmniejszy korków, nie zniesie rutyny, ale jest jak kolorowy krawat do ciemnoszarego, dwurzędowego garnituru. Jak wzorzyste podeszwy poważnych butów, jak przecinek w zdaniu, jak bombka na choince. Ma w posiadaniu moce, które zdolne są pokonać monotonię i nie należy się wahać ich używać.
Używajmy zatem!
Katarzyna Mazur
Redaktor Działu Happening
11 października 2008