Ślad po Eichlerównie
Nie widziałam Marii Stuart, Fedry, Klitajmestry, Marii Tudor w jej wykonaniu. Nie słyszałam brzmienia słów wypowiadanych ze sceny. Zostały mi tylko wspomnienia jednych z największych ludzi teatru - Erwina Axera i Andrzeja Łapickiego, którzy kreślą portret aktorki - może trochę egotycznej, ale przecież świadomej swoich możliwości.
Wydawnictwo Teatru Narodowego nie postawiło pomnika Irenie Eichlerównie, pokazało bowiem wielką aktorkę, która jest bliska rzeczywistości. Nie ma nic lepszego niż przedstawienie osób wyjątkowych, niezwykle utalentowanych przez pryzmat anegdoty i osobistych wspomnień. Bo wielka aktorka, która lubiła dobrze zjeść i polegiwać na szezlongach wydaje się bardziej bliska i materialna, łatwiejsza do wyobrażenia.
O wyjątkowości Eichlerówny niech świadczy choćby fakt, że jej głosem zachwycał się Bertold Brecht. Inni widzieli w niej następczynię Heleny Modrzejewskiej. Na jej aktorskim kunszcie poznali się m.in. Jan Kott, Edward Csató, Stefan Treugutt, Adolf Rudnicki.
W tej malutkiej książeczce, której za tytuł służy tylko (albo aż) imię i nazwisko aktorki, trochę jakby zapomnianej i nieobecnej w świadomości współczesnego widza, znajdujemy obraz aktorstwa, jakiego być może teraz nie mamy okazji oglądać. Eichlerówna grała intuicyjnie, konstruując swoją rolę ,rzadko sięgała do historycznych źródeł, czy uwarunkowań epoki. Graną postać opierała przede wszystkim na swojej wrażliwości i swoim widzeniu świata. Charakterystyczny był też sposób mówienia Eichlerówny, który według Krystyny Mazur (specjalistki od techniki mowy) obfitował w wibrujące i falujące intonacje, wydłużanie samogłosek w akcentowanym wyrazie.
Eichlerówna na scenie musiała być królową, o czym wspominają Andrzej Łapicki, który miał szczęście partnerować jej na scenie, a także Michał Smolis w eseju poświęconym jej aktorstwu. Podobno nie słuchała nikogo, poza jej nauczycielami: Wilamem Horzycą i Aleksandrem Zelwerowiczem. Nie bała się ingerować w teksty i role. Nic, ani nikt nie mógł być na scenie ważniejszy niż ona.
Jej teatralny debiut przypada na rok 1929, ma wtedy 21 lat. Zaraz potem zostaje aktorką scen miejskich kierowanych przez Zelwerowicza. Potem jest już tylko lepiej... Jej emploi oscylowało wokół dwóch rodzajów ról: bohaterki tragedii antycznej i klasycystycznej, dramatu romantycznego oraz postaci realistycznej z rysem komicznym.
W historii teatru Eichlerówna zapisała się przede wszystkim jako "Maria Stuart" Schillera i "Maria Tudor" Hugo. Grała Klitajmestrę w "Agamemnonie", tytułową Fedrę w tragedii klasycystycznej Racine'a. Może dziwić fakt, że nie zagrała Lady Makbet ani Ofelii. Właściwie do Szekspira sięgnęła tylko raz - zagrała Hermię w "Śnie nocy letniej".
Kalendarium umieszczone na samym końcu książki prezentuje cały dorobek aktorki, która grała dużo i intensywnie, mając na swoim koncie wiele wielkich ról, docenionych nie tylko przez krytykę, ale także publiczność. To właśnie z kalendarium dowiadujemy się o jej szlachetności: w 1981 roku otrzymała nagrodę pieniężną za pięćdziesięciolecie pracy zawodowej, którą przekazała na budowę Pomnika Stoczniowca w Gdyni. Karierę teatralną kończy w 1986 roku rolą Matyldy von Zahnd w "Fizykach" Friedricha Dürennmatta. Przez ponad pół wieku Eichlerówna była związana ze Teatrem Narodowym, w którym powstały jej największe kreacje.
"Irena Eichlerówna" wydana nakładem Wydawnictwa Teatru Narodowego jest hołdem złożonym artystce, próbą przypomnienia jej postaci widzom, którzy nie mieli okazji się z nią zetknąć. Jest bardzo dobrze przygotowanym, bogato ilustrowanym kompendium wiedzy o jednej z najoryginalniejszych aktorek polskich XX wieku.
Marzena Izenberg
Teatralia Warszawa
1 października 2009
"Irena Eichlerówna"
Wydawnictwo Teatru Narodowego, Warszawa 2003.