Seks, kasa i bajery
Na ostatnią premierę Jana Klaty wywiezieni zostajemy poza teatr, w industrialną przestrzeń starej fabryki, na obrzeżach miasta. Kolejny inscenizacyjny, nieco zaskakujący pomysł Klaty, który to... tak, znów miał ich wiele...
"Ziemia obiecana" Jana Klaty to dość spora, stara hala fabryczna. Na ścianie neonowe napisy "Greed" i jakiś obskurny ascetyzm scenograficzny, kilka stolików, bar, bilard, światło skąpe i przytłaczające, wyganiają nas stamtąd raczej niż zapraszają do pozostania. Reymontowska historia przeniesiona została z Łodzi końca dziewiętnastego wieku do nieokreślonego teraz. Opowieść to na tyle dziś uniwersalna, że mogłaby wydarzyć się pod każdą niemal szerokością geograficzną, w świecie, który pożarty został przez galopującą chciwość i żądzę pieniądza.
Można się domyślać, że chciał nam Klata dać gorzką i dobitną lekcję poglądową. Wyścig szczurów, pieniądze, szachrajstwa, przekręty, wyzucie z wszelkich wartości i wszechwładna kasa, kasa, kasa... Klata, za Reymontem, utyskuje na przeżartych chciwością dorobkiewiczów, dla których nic nie jest ważne tak, jak kolejny milion na koncie. I to właściwie tyle, nic nowego, nic ponad to. Wszystko to już wiemy i chyba Klacie niespecjalnie to przeszkadza. "Ziemia Obiecana" w jego interpretacji to bowiem nie tyle pouczający seans katarktyczny, ile widowisko, którego głównymi narzędziami są nieograniczone dziś właściwie możliwości teatralnych środków oraz dowcip i soczysta ironia.
Najnowszy spektakl Klaty iskrzy od konceptów, jeden goni drugi w jakimś szalonym wyścigu, który bije nas po oczach, uszach, głowach... są u Klaty pomysły wyśmienite i niezapomniane, wygrane również dzięki doskonałemu aktorstwu (Ewy Skibińskiej czy Bartosza Porczyka), jak scena aktu seksualnego między Borowieckim i Lucy Zucker odgrywana na perkusji przy dźwiękach popularnej piosenki. Są i pomysły mniej zapadające w pamięć, nie ich siła czy jej brak do zapisania się w teatralnej pamięci stanowi tu jednak główny problem. Klata prześciga sam siebie, nawarstwia, mnoży sensacyjne efekty, które sprawiają, że oddalamy się od przedstawienia, od aktora, od siebie i zamieniamy w opieszałych widzów "Matrixa" czekających na to, co też ten Klata wymyśli za chwilę...
Ten stylistyczny barok, którego środkami jest tu krzyk, muzyka, nagość, seks, światło i pomysły rodem ze snu wariata, koniec końców znieczulają. Wychodzimy ogłuszeni, przytłoczeni, chyba jednak trochę zawiedzeni, że nie poświęcono nam czasu, a dano erotyczny taniec czy palącego się człowieka jako danie główne... Postacie, niewątpliwie komiczne, tchną jakimś zwierzęcym urokiem, napędzane biologią, ulegają jedynie podstawowym popędom. Kobiety w tym świecie to nierozgarnięte, ponętne lalki; puste, niezdolne do działania kukły, nauczone mówić, chodzić i postępować tak, jak zostały tego nauczone. Mając taki wybór, rzeczywiście trudno kierować się w miłosnych decyzjach czymkolwiek innym niż, jak Borowiecki, zasobnością ich portfela. Mężczyźni, niby zwycięzcy, niby ci ludzcy, bo jedyni, którzy dostali tu prawo głosu, napawają jednak odrazą. Zapatrzeni w laptopy, w odprasowanych garniturkach, nie mają do zaoferowania nic więcej prócz sztuki liczenia pieniędzy, picia i kombinowania.
Można by pokusić się o nazwanie teatru Klaty rzymskim. To nie teatr aktora, a efektu i sensacji, nie zawsze chyba do końca przemyślanej i uzasadnionej. Ginie tu aktor, teatralna materia zaś rozbuchana zostaje do granic przesytu. I nawet choćby chciało się oddać sprawiedliwość temu, co właściwie zostało nam powiedziane, pokusić o choć pogłębioną jedynie refleksję, cały sens gubi się między jedną a drugą bardziej jeszcze nasączoną zręcznym konceptem sceną. Trzeba oddać Klacie sprawiedliwość, że jest on doskonałym inscenizatorem, chciałoby się rzec, na miarę naszych czasów, bo wystawnym i sprawnie posługującym się językiem mediów (tu należałoby bowiem poszukiwać dla jego spektakli kontekstów). Czy jednak prócz litanii tychże pomysłów jest tu jeszcze coś o czym wspomnieć byłoby warto? Seks, kasa i bajery. To właśnie tyle - było fajnie.
Marta Pawlikowska
Teatralia Wrocław
12 października 2009
Teatr Polski we Wrocławiu
Władysław Reymont
"Ziemia obiecana"
adaptacja: Jan Klata, Sebastian Majewski
reżyseria i opracowanie muzyczne: Jan Klata
dramaturgia: Sebastian Majewski
scenografia i reżyseria światła: Justyna Łagowska
kostiumy: Mirek Kaczmarek
choreografia: Maćko Prusak
efekty pirotechniczne: Leszek Olbiński
koordynator projektu: Hanna Frankowska
obsada:
Anka Kurowska: Paulina Chapko
Janina Trawińska: Dominika Figurska
Mada Müller: Anna Ilczuk
Lucy Zucker: Ewa Skibińska
Müller: Wiesław Cichy
Bum Bum: Marcin Czarnik
Stanisław Wilczek: Marian Czerski
Maks Baum: Jakub Giel
Stary Borowiecki, Herman Bucholc: Zdzisław Kuźniar (gościnnie)
Moryc Welt: Michał Majnicz
Kundel Kundel: Michał Mrożek
Robert Kessler: Edwin Petrykat
Karol Borowiecki: Bartosz Porczyk
Kazimierz Trawiński: Andrzej Wilk
Zucker: Wojciech Ziemiański
czas trwania: 2 godziny
premiera: 25 września we Wrocławiu (10 września w Łodzi)