Cuda i latające kiełbasy z sowizdrzalskiego kramu
Ostatnio wracam zmęczona do domu. W moim małym królestwie, czyli pomiędzy oparciem krzesła a blatem biurka, sprawy też nie mają się najlepiej - po prawej rozjuszone w swym nieprzeczytaniu mądre książki, po lewej niecierpiące zwłoki notatki, a dookoła porozklejane samoprzylepne karteczki z listą niekończących się a zaległych obowiązków, wzmocnione jeszcze palisadą wykrzykników. Bez cudu się nie obejdzie. Po co o tym piszę? By wyjaśnić, dlaczego z nadzieją w sercu i biletem w ręku udałam się na "Jarmark cudów" Teatru Mumerus.
Mumerus to jeden z krakowskich zespołów offowych, który potrafi zaskoczyć widza niekonwencjonalnymi rozwiązaniami, niezwykłymi efektami, uzyskanymi dzięki prostocie środków ("Dr K Hommage a Franz Kafka"), czy niebanalnym przełożeniem malarstwa na język sceny ("Cyrki i ceremonie" inspirowane malarstwem Witolda Wojtkiewicza). Po obejrzeniu kilku przedstawień powoli zarysowuje mi się istota tego teatru, choć od razu zaznaczam, że to zaledwie zarys szkicowy, gdyż nie znam całości twórczości zespołu, by móc o niej więcej orzec. Do tej pory zaobserwowałam, że w centrum zainteresowań Mumerusa stoi szaleństwo w szerokim tego słowa znaczeniu - od szału artysty, który rodzi oniryczne wizje, poprzez doświadczenia człowieka na granicy życia i śmierci, tak bliskie szaleństwu, po obłęd wpisany poniekąd w codzienną egzystencję człowieka średniowiecza, rzuconego między mrok i tajemnicę gotyckiego kościoła a pogańskie obrzędy czy czary, odstraszające złe duchy. Nie jest to szał wystudiowany, wydestylowany w warunkach laboratoryjnych, zazwyczaj generuje się samoistnie gdzieś pomiędzy żartem (bo i tego nie brakuje w przedstawieniach Mumerusa), słowami piosenki o prostej, choć silnie przyciągającej melodii. Bywa też w podniszczonych rekwizytach, w poetycko budowanych obrazach scenograficznych - wypełnia niewielką scenę przy ulicy Kanoniczej, niczym powietrze, ale powietrze czyste, nie wywołujące duszności.
"Jarmark cudów" to spektakl plenerowy, więc od początku ciekawiło mnie, jak artyści poradzą sobie z zamknięta przestrzenią i czy przedstawienie przejdzie bez uszczerbku tę próbę. Rozpoczęlo się od hałaśliwego pochodu grajków, czarownic, kramarzy, błazna, duchownych, zachęcających widzów do wspólnego przejścia z sali na parterze budynku, schodami do piwnicy, gdzie znajduje się scena Teatru Zależnego, zrzeszającego krakowskie teatry niezależne. Początkowo uśmiechałam się tylko bez przekonania, bo nie wierzyłam, że coś wyjdzie z tego "hasania", nijak oddziaływującego na przestrzeń. Ot, przyszli aktorzy i robią wiele hałasu. Przekonywały mnie powoli świetnie dobrane anonimowe teksty, prawdziwe perełki literatury sowizdrzalskiej pochodzące z początku XVII wieku, np.: "Peregrynacja dziadowska", czy "Nędza z Biedą z Polski precz idą" . Kolejnym czynnikiem, pozytywnie wpływającym na recepcję przedstawienia, były rekwizyty, stroje oraz lalki; pozwalały odczuć atmosferę jarmarcznego zbiegowiska na placu targowym sprzed ponad 400 lat, nie będąc zarazem nudnym ilustrowaniem historii - wiernym, choć pozbawionym ducha epoki. Stąd też szczypta humoru w samych strojach, jak choćby fikuśny kapelusik ze świeczkami na głowie Błazna (Anna Nowicka). Duże wrażenie zrobiły także rekwizyty - ogromna drewniana beczka, z której co jakiś czas wychylała się głowa zuchwałej czarownicy, zachęcającej do skorzystania ze swoich nadprzyrodzonych umiejętności, lub skosztowania naci pietruszki, która jest podobno niezawodnym remedium na... impotencję. Nie mogę nie wspomnieć o dewocjonalia wszelkiej maści - od medalików i różańców, z zapałem zachwalanych przez kramarza, poprzez liczne obrazki przedstawiające świętych, po tryptyk malarski wykonany na drewnianych deskach, składanych do środka, umocowany na plecach wspomnianego już Błazna; od wewnętrznej strony tryptyku wymalowano wizerunki świętych, przywodzące skojarzenia z ikonami bizantyjskimi.
Po scenie targowej aktorzy otwierają drzwi (stare, masywne - co jest tutaj niewątpliwą zaletą, gdyż świetnie wpisują się w poetykę przedstawienia) do właściwej sali teatralnej. Teraz dopiero zaczną się harce sceniczne - radość prostej egzystencji, witalność, zabawa inkrustowana umartwianiem się nad własną niedolą, złymi warunkami materialnymi, czy nieprzewidywalnością losu. Pojawia się motyw teatrzyku lalkowego, dla zainscenizowania tekstu "Nędza z Biedą...". Będą też egzorcyzmy, wypędzanie Diabła z opętanej jego mocą kobiety. Nie zabraknie sabatu czarownic, tajemnych zaklęć, zalecających użycie podejrzanie brzmiących ingrediencji.
Atutem spektaklu jest jego dynamiczny rytm, zmienność, jak i swoista muzyczność - dosłowna i wynikająca z samego tempa "dziania się". Twórcom udało się stworzyć spektakl barwny, pulsujący energią, wydobywaną z wielu różnorodnych elementów, często o przeciwnych ładunkach (zderzanie sacrum i profanum). W swym dziele są chyba najbliżej mojego wyobrażenia tego, jak mogło potencjalnie wyglądać codzienne życie w średniowieczu, z zachowaniem całej irracjonalności i tajemnicy epoki. Podsumowując, zostałam pokonana, jednym, krótkim zaklęciem odpędzono mój początkowy sceptycyzm. Dla tych, którzy jednak nadal wątpią w wartość przedstawienia, wyreżyserowanego przez Wiesława Hołdysa, przygotowałam maleńki passus na zachętę. Czy poniższe wersy nie byłyby muzyką dla uszu surrealistów lub innych awangardystów (de facto sowizdrzałowie stanowili bodaj pierwszy w Polsce przykład cyganerii artystycznej, swoistej awangardy)?
"Gdzież się one czasy podziały,
Kiedy kiełbasy po świecie latały?"
Apeluję zatem - nie lekceważmy literatury sowizdrzalskiej!
Agnieszka Dziedzic
Teatralia Kraków
19 stycznia 2009
Teatr Zależny w Krakowie
Stowarzyszenie Teatr MUMERUS
Wiesław Hołdys
"Jarmark cudów"
reżyseria, scenariusz i produkcja: Wiesław Hołdys
scenografia: Jan Polewka
muzyka: Barbara Zawadzka
zespół muzyczny: Ewa Ryks - akordeon, Dominik Klimczak - perkusja, Józef Michalik/ Leszek Wydrzyński - kontrabas, Janusz Witka/ Krzysztof Klima - klarnet, saksofon sopranowy
obsada: Beata Kolak/ Anna Nowicka, Olga Przeklasa , Anna Lenczewska, Karol Zapała, Robert Żurek
premiera: 5 lipca 2008 r.