Śmierć roztoczom
Stałam w samym centrum miasta i z ciekawością przyglądałam się drewnianemu łóżku. Chwilę temu jeden, teraz już dwóch - pod jedną kołdrą! Zdziwione spojrzenia przechodniów tulą ich do snu, a tych spojrzeń sporo, sporo...
Ale cóż to - przysięgam wam, widziałam uśmiech! O drugi, o tam kolejne! Och, jakie to szczęście! Bo przecież można by rzec: po co i dlaczego, jakim prawem w łóżku, zimą i to tuż przed przystankiem tramwajowym - popadać w błogi sen?!
Moja osobista przygoda z zimowym snem w publicznym miejscu trwała krótko. Zaczęła się, gdy jeden z "sennych niedźwiedzi" wyruszył w podróż do domu po... szlafrok, tym samym zwalniając miejsce. "Ja tylko na chwilę, na chwileczkę. Sparwdzę jedynie, czy aby na pewno im ciepło i czy wygodnie na pewno." Już jestem boso i stoję na wgniecionym w śnieg czerwonym dywanie przedłóżkowym, czy też na śniegu wgniecionym w dywan - trudno teraz rozpoznać (ale spokojnie, z wiarygodnego źródła wiem, że właściciel nie jest zły o uczynienie dywanu śnieżnym - bowiem śniegowa maseczka nałożona na dywanowe włosie wymraża roztocza).
Już jestem pod kołdrą i już fajnie, jeszcze tylko - "Tomek! przesuń się troszkę" - i już lepiej , już całkiem wygodnie . No i masz - śpij!
Uspokojona myśl, zamknięte oczy, czy to już sen? Otwieram oko i... widzę go! Biegnie z szlafrokiem w ręce i już jest przy mnie, i już wpatruje się we mnie, najwyraźniej niekontent, że zajęłam mu miejsce. "Ooo nieeee jeszcze , daj mi jeszcze chwileczke" Ale on stoi i patrzy na mnie jak psiak, którego się nie chce wpuścić do łóżka. I jeszcze z oddali jakiś głos: "Ola! Widać ci spod kołdry torebkę!" A niech to szlag! Już dobrze, wstanę.
Ale przynajmniej roztocza zamarzły...
Aleksandra Mazur
Teatralia Częstochowa
21 stycznia 2009
Druga odsłona happeningu "Pomieszanie przestrzeni".