Teatr pod wezwaniem

Grupa całkiem szalonych osób ze Stowarzyszenia Kulturalnego "Pocztówka" wysłała w tym roku, po raz pierwszy, niecodzienne kartki. Wszystkie do niewielkich miejscowości na Podlasiu. Pierwsza pocztówka dotarła 21 sierpnia do Kleszczel, druga 22 sierpnia do Białowieży, trzecia 23 sierpnia do Hajnówki. Widokówki to niezwykłe: grube od treści i przede wszystkim soczyście barwne. Mieszkańcy z uśmiechem na twarzach, czasem z niepokojem czy nawet strachem przyjmowali kolejne opowieści. Pocztówki bowiem ożyły. Teatr, proszę państwa! Teatr wysłano, teatr dotarł, teatr zamieszał, teatr zniknął. Ale zanim wróci za dwanaście miesięcy, uszczypnijmy jeszcze raz tegoroczny Międzynarodowy Festiwal Teatralny Wertep.

Kleszczewski hoc
Słońce praży. Dzieci zaaferowane, dorośli zaciekawieni. Przyjemne zamieszanie przerwało codzienną rutynę mieszkańców Kleszczel. Brzmi to może jak wstęp kiepskiej relacji z telewizyjnego dziennika, ale teatr spłynął na senne ulice gminy jak mydlana bańka z nieba, co przykleja do twarzy uśmiechy, nasącza kolorem i pryska. Zostało po niej kilka małych barwnych plam i radosne zdumienie obserwatorów.

I Międzynarodowy Festiwal Teatralny Wertep KLESZCZELE BIAŁOWIEŻA HAJNÓWKA

Najmłodsi pożerali wzrokiem każdy najdrobniejszy, niecodzienny kształt. Nie pozostawali bierni. Ile brali, tyle oddawali. Uzupełniali opowiadane przez aktorów historie swoim chichotem albo roztropnymi uwagami. W trakcie pierwszego przedstawienia organizatorzy musieli nawet co nieco zdemontować jurtę, w której grano spektakl, aby wszystkich chętnych dopuścić do świata bajek. Wybudowany na niewielkiej polanie, za domem kultury, namiot pęczniał z minuty na minutę. Nawet nieznaczne szpary zostały szczelnie wypełnione ciekawskimi, chłonnymi twarzami. Potem wszyscy widzowie i artyści radośnie przemaszerowali do miejskiego parku. Babcie z wnukami i ojcowie z córkami przemierzali tę drogę jeszcze kilkakrotnie tego dnia. Prowadzeni przez dziwadła na szczudłach, anormalnych rozmiarów narządy zmysłowe, kroczyli na delikatnej granicy między realnością a magicznością teatru. Z łatwością weszli w konwencję niedosłowności i niecodzienności sytuacji, która zastała ich nieoczekiwanie. I być może przez kilka miesięcy będą wspominać przedstawienia. I za rok przyjdą znowu.

Białowieska moc
W puszczy ludzie potykają się o siebie. Zerkają na plakaty i ustalają plan dnia, uwzględniając festiwalowe propozycje. Większość z nich to turyści z różnych zakątków kraju i "nie kraju". Przyjechali popatrzeć na drzewa, tymczasem przyglądali się przywiezionym opowieściom. W sobotę białowieskie "Miejsce Mocy" przemieściło się zdecydowanie - ze środka puszczy do Parku Pałacowego przy muzeum przyrodniczym BPN.

Teatralna fikcja nie przez wszystkich jako fikcja została potraktowana. Albo może publiczność miała w sobie większe pokłady "wrażliwości". Popłynęło kilka dziecięcych łez, ktoś zakrył oczy dłonią. Ale najczęściej leśne echo rozpraszało głośny śmiech. Delikatnie łechtał on twórców. Bo przecież chodzi o to, aby widza poruszyć, aby nie został obojętny. Tłum więc klaskał i tańczył. Chciwie wlepiał uszy i oczy w festiwalowy hałas.

Hajnowska noc
Tu pada. Od rana. Organizatorzy z odłożonego na bok plecaka muszą wyciągnąć plan B. Wyciągają. A pogoda wyciąga rękę i "się delikatnie osusza". Kilku miejscowych patriotów powtarza: "A nie mówiłem? W Hajnówce zawsze musi być coś nie tak". Jednak, mimo tego uroczego sceptycyzmu, orkiestra grać nie przestaje. I nawet paru chwiejących się bohaterów nie jest w stanie jej przeszkodzić. Niezdyscyplinowane "elementy widowni" również udaje się jakoś okiełznać.

Z drugiej strony, to waśnie tutaj najwięcej osób świadomie dotarło na spektakle. Wiedzieli, co. Wiedzieli, jak. Wiedzieli, gdzie. Nawet niesprzyjająca aura nie była im straszna.

Zawsze w sierpniu
To nie był teatr zastępczy, teatr drugiej kategorii, teatr na niby. Mieszkańcy Kleszczel, Białowieży i Hajnówki dostali prawdziwych artystów, których kilka zupełnie furiackich osób ściągnęło na pogranicze. Tam, gdzie rosną poziomki. Tam, gdzie spadają anioły. I tam, gdzie nie sięga wielkomiejski wzrok. Pocztówki na takim tle wyglądają naprawdę malowniczo. Bardzo dobrze, że będzie można je podziwiać regularnie. Zawsze w sierpniowym klimacie. Teraz spekTAKle.

Teatr A3/Y
"Niesłychana rzecz po prostu"
Pchła Szachrajka. Brzechwowska. Znana. Lubiana. Teraz może tylko trochę wyparta przez sztucznie kolorowe "supermarketowe bajki". Wciąż jest jednak jednym z ulubionych tekstów aktorów. Można sobie z nią na wiele pozwolić. Można pofruwać i poskakać, ale także delikatnie poczłapać po ziemi. Teatr A3/Y człapie energicznie, z fantazją, igra z grawitacją. Tu rączka, tam nóżka, a pomiędzy obcy brzuszek. Na szczycie pchła. Zwinna, sprytna i zaradna. To ta, która "krem z wszystkich rurek zjadła".

Zabawnie skompilowany tekst grupa uzupełniła piosenkami. Radosnymi i klarownymi. Przekaz jest prosty i czytelny, a jednocześnie tak różnorodny i ciekawy, że dzieci nie mają czasu myśleć o czymś innym. Dorośli też z przyjemnością przyglądają się tej paradzie różności i zaskakujących scenicznych rozwiązań. Takich bajek opowiada się dzisiaj coraz mniej i robi się to zdecydowanie zbyt rzadko. Szkoda.

Walny Teatr
"Misterium Narodzenia"
W niewielkiej konstrukcji zamknął autor swoich bohaterów. Bardzo wielu. Opowiedział historię narodzin Jezusa, puszczając przy tym duże oko do publiczności. Niejednolita drewniano-jutowa scenografia jest idealnym tłem dla tych, w końcu dobrze wszystkim znanych, dziejów.

Dyrygent na scenie jest jeden. Autor, narrator, animator, bohater - prawie jak człowiek renesansu. Adam Walny animuje marionetki, gra na instrumentach, na bieżąco przekształca stworzoną przez siebie przestrzeń i wytycza rytm postaciom. Z humorem, wdziękiem i szczyptą improwizacji tworzy spektakl niecodzienny. Inny od wszystkich goszczących na polskich scenach teatrów lalkowych. Przekrój charakterów, karuzela zdarzeń, kalejdoskop rekwizytów - scena puchnie od ilości. Ale co ważne - nie ugina się od niej. Lekkość, swoboda, wartkość wychodzą naturalnie. Bez spięcia i napięcia, bez przymuszenia. Parada konceptów nie jest usłana jednak miękkim pluszem. Walny nie podał widzowi ciastka z kremem (ten zresztą wcześniej zniknął już za sprawą Pchły Szachrajki). Z gawędy możemy wycisnąć coś tylko dla siebie. Zobaczyć jakąś serię zdarzeń niewidoczną dla innych. I uśmiechnąć się do autora w momencie, który uznamy za autentycznie zabawny, a nie wyznaczony do śmiechu.

Zmysły TEATR A3/Y

"Zmysły"

Teatr A3/Y
"Zmysły"
Scenografia tego recitalu/koncertu/występu/kabaretu jest imponująca. I porusza się wraz z aktorami, a właściwie na nich. Kostiumy o nietypowych rozmiarach i niezaprzeczalnych walorach estetycznych same w sobie sprawiają radość. Są urokliwe. Mimo że nachalnie widoczne, to jednak nienachlane, i w pewien sposób nawet subtelne. Zmysłowe? To byłoby ładne określenie, chociaż chyba przesadzone. Niecodzienny spektakl porusza się po własnej osi. Za każdym razem nieco zmodyfikowanej. Ma wciągać ludzi do zabawy. Wchodzić z nimi w interakcje, zaciekawiać. Nie jest nadętym i przeintelektualizowanym wywodem. To taki prosty komunikat do przechodniów. Zabawa. Stepowanie na zmianę ze śpiewaniem i wyciąganiem z gigantycznego zmysłowego Nosa cukierków. Mniej żeńskich rymów, więcej teatralnej cudowności sprawiłoby, że scenografia nie przysłoniłaby treści.

Publiczność bawi się jednak nie najgorzej. Dzieci odważnie wtulają się w rewizyty, a dorośli cieszą z żartów (nawet tych niewyszukanych). Zapowiadany surrealizm sam się schował. Gdzieś. W trakcie poszukiwań zmysły zmieniają aranżację. Za każdym razem. Za każdym swoim pojawieniem się. To ludzie sterują tą nietypową orkiestrą. Mają batuty, choć sami o tym nie wiedzą. W tym tkwi cymes zabawy.

Teatr Svabodny
"Maleficium"
Parada. Dosłownie i w przenośni. Najbardziej zaskakujące wydarzenie festiwalu. Teatr Svabodny do usług. Wystraszy, zaintryguje, zauroczy, zadziwi, zdezorientuje w końcu. Kostiumy wyjątkowe, zdolności "szczudlarskie" nabyte, charyzma, poczucie rytmu, koncept etc. Sceniczna kaskada w wydaniu teatru plenerowego. Magia nie szkodzi. Magia rodzi. Emocje.

Jest miłość, jest władza, są pieniądze. Jest dobro i jest zło. Tradycyjnie w treści choć nietuzinkowo w formie. Aktorzy aktywnie wplątani w przestrzeń okalającą. Sami coś konstruują, wykrajają, ale nie niwelują otoczenia. Współistnienie, współpraca, wspólnota - mimo różnic horyzontalnych. Widz ma ten komfort, że może podejść pod "nogi" każdego z bohaterów. Zadrzeć głowę i ocenić, przyjrzeć się.

Historia opowiedziana przez białoruskich aktorów nie jest skomplikowana. Nie jest pokrętna i niezrozumiała, ale ma niesamowicie dużo uroku i czaru. Karnawał, maski, rewia, szum i błysk, a wśród tego trudne wybory.

Dziadek WALNY TEATR

"Dziadek"

Walny Teatr
"Dziadek"
Adam Walny bis. Znów opowiada swoją historię. Tym razem odbiorcami quasi-makabreski są głównie dzieci. To spektakl o nich i dla nich. I o dziadku, który bez problemu cofa się w czasie. Tak na niby, za pomocą retrospekcji tylko, ale jednak. W takt odśpiewywanego "wiecznego odpoczywania" przypominane jest życie staruszka. Staruszka, który właściwie dopiero co zmarł. Śmierć bez nadęcia i emfazy. Ot, taka zwykłość dnia, normalność codzienna, wdech głęboki przed snem trumiennym.

Szkielet lokomotywy, lalki i rekwizyty charakterystyczne dla tego autora tworzą specyficzny surowo-słodkawy klimat (jakkolwiek absurdalnie to brzmi). Scenografia doprawiona surrealistyczną historią przeprowadza dzieci na drugą stronę lustra. Maluchy nie protestują. Świetnie wchodzą w konwencję. Nie zrażają ich nawet nudne momenty czy elementy całości. Cały czas bowiem można coś ciekawego zauważyć na scenie. Niby niepozorne, a w pewnym momencie okazuje się, że jednak w pewien sposób fascynujące. Wszystko jest dokładnie przyprawione wydobywającymi się bezpośrednio gitarowymi dźwiękami.

Plan lekcji A3 TEATR KOLEKCJONERZY WZRUSZEŃ

"Plan lekcji"

A3 Teatr Kolekcjonerzy Wzruszeń
"Plan lekcji"
Szkolną ławkę ukradł ktoś z liceum Gombrowicza. Do tornistra zapakował własne lęki, śmiech i świeżą, niepogwałconą krew. Wstrząsnął i zamieszał. Eksplozja gotowa. Trzech aktorów, trzech bohaterów, trzech nieznośnych uczniów. Każdy żyje w swoim misternie wybudowanym świecie. Pod ławką, na ławce, w ławce - eksponat nad wyraz pojemny i treściwy. Jest domem, szkołą, placem zabaw i miejscem spotkań. Postacie zawieszone w czasowej otchłani, tam gdzie nieistotne są godziny, żonglują gestami i ruchami nietypowymi. Pozbawieni wszelkich barier i uwierających wiązań zaczynamy zachowywać się "naturalnie". Liczą się emocje - one wyznaczają kierunek. Jest tu i teraz. Jestem ja i moje potrzeby. Moje prywatne strachy, moje osobiste śmiechy i moje gry z kolegami. Czasami nieprzyzwoite, często bolesne fizycznie, ale potrzebne mi do mojej w pełni świadomej egzystencji. Przeciw upupieniu. Już jest po drugim dzwonku. A radosna, niedorzeczna zabawa trwa.

Teatr Tetraedr
"Renety, Goldeny"
Piękne panie i piękni panowie. Piękna muzyka w tle i piękne czerwone jabłka na trawie. Pięknie snujące się, powłóczyste, sukienki. I piękne łydki. Damsko-męska gra (przecież erotyczna prawie). Napięcia, spięcia, uniesienia i podniecenia w jednym zestawie. Jednej historii brak, a jednocześnie jest historii wiele. To zabawa, na pozór dziecięce przekomarzanie. Konwencja przeniesiona w świat dorosły uzurpuje nieco więcej swobody. Dosłowność jest tu siostrą niedopowiedzeń. Zazdrość to brat bliźniak miłości. A jabłka kuszą i kuszą. I grają role wszelakie.

Renaty, Goldeny TEATR TETRAEDR

"Renaty, Goldeny"

Mozaikowość opowieści, jej łańcuchowy kształt, świetnie sprawdza się w formie pantomimy. Mimo dźwięcznego braku słów, one i tak unoszą się w powietrzu. I tak pływają pomiędzy postaciami i zostawiają po sobie ślady. Powracanie do zaczętych wcześniej epizodów zapętla akcję, ale nie rozmywa jej i nie niszczy jej czytelności. Wszystko trzyma się mocno mimo braku, wydawałoby się, niezbędnych elementów. Okazuje się, że siła wyrazu tkwi w zdolnościach, w talencie. W chęciach i pasji. I w uczuciach.

Koncert pieśni wielokulturowych "Uwolnij Głos"
Kapela Hałasów "Nomadzi Kultury"
Serebryanaja Svad'ba "Freak Cabaret"
Organizatorzy zapewnili widzom czynne, ruchowe atrakcje. Wielobarwne dźwięki wydobywały się po zmierzchu z różnych punktów okołofestiwalowych. Było dużo muzyki akordeonowej, pieśni (chociażby bałkańskich), melodii ludowych i prawie ludowych, tanga, francuskiego chanson i współczesnych gatunków z pogranicza. Muzyki do słuchania, do przeżywania i do tańczenia.

Budowana codziennie rano w innym mieście jurta, przyciągała wieczorami wszystkich zaciekawionych muzycznymi podróżami. Goście, najczęściej pod wodzą Jacka Hałasa, uczyli się słuchać, uczyli się tańczyć, uczyli się bawić. Swobodnie, prosto, niekomercyjnie, bez fajerwerków - choć na swój sposób wystrzałowo.

Beata Kalinowska
Teatralia Warszawa
4 września 2009

I Międzynarodowy Festiwal Teatralny Wertep
Kleszczele, Białowieża, Hajnówka, 21-23 sierpnia 2009 roku.

© "teatralia" internetowy magazyn teatralny 2008 | kontakt: | projekt i administracja strony: | projekt logo:
SITEMAP