Sztuka rodzi się z pasji
Zdarzają się w życiu sytuacje, które wydają się nie mieć żadnego znaczenia. Myślimy o nich, że są tylko zabawą, krótką przygodą, o której zapomnimy tak szybko, jak szybko się ona pojawiła. Bywa jednak, że historie, w które wikła nas życie, stają się jego treścią, przepełniają je. I nawet wtedy, gdy wybieramy drogę daleką od takiej przygody, zostajemy na zawsze więźniami wspomnień o niej. Można od tego uciekać, można rzucić się w wir codzienności, jednak co jakiś czas uczucie niedosytu i tęsknoty za rozbudzoną pasją powróci w szybszym biciu serca, w słowie przez kogoś nieopatrznie wypowiedzianym. Bo pasja zostaje w człowieku na zawsze. Zupełnie jak pierwsze zakochanie...
Teatr jest siłą uwodzicielską. Jest kuszący i tak naprawdę nigdy nie daje spełnienia, bo wciąż odkrywa się w nim coś, czego jeszcze nie udało się nam doświadczyć, co jest nieznane i przez to jeszcze bardziej pociągające. Wielkie teatry świata oszałamiają przepychem i znakomitą grą aktorską, dają uczucie przebywania w magicznym i nieuchwytnym świecie Sztuki. Lecz są ludzie, którzy z pasji wybrali scenę i choć w większości nigdy nie będą grali na deskach znanych i szanowanych teatrów, kochają to, co robią i niejednokrotnie wypełnia to całe ich młode życie.
Istnieje zespół teatralny w Dąbrowie Tarnowskiej, który powstał dzięki staraniom i zamiłowaniu do sztuki Pana Profesora Chojnowskiego. Początkowo była to niewielka grupa uczniów liceum, którzy "zarażeni" pasją postanowili spróbować swoich sił w aktorstwie. Zwykła sala kinowa z dość wysokim podniesieniem, stała się miejscem piątkowych spotkań młodzieży. Uczniowie traktowali te spotkania jak rozrywkę i okazję do spędzenia czasu w miłej atmosferze. Jednak teatr to bestia zazdrosna. Nie pozwolił zepchnąć się na drugie miejsce. Siła sceny ogarnęła ludzi i narodziła się idea tworzenia prawdziwych spektakli teatralnych, zjednoczenia się w zespół i przedstawiania sztuk publiczności. Kiedy rozpoczęły się pierwsze próby, nie było już odwrotu. Pasja, która początkowo kiełkowała nieśmiało, jakby z przestrachem, teraz rozpanoszyła się, rodząc kolejne kwiaty. Owe kwiaty miały swoje imiona: William Shakespeare, Gabriela Zapolska, Sławomir Mrożek, Witold Gombrowicz, Tadeusz Różewicz.
Zespół Teatralny rozrastał się, przyjmował wciąż nowych członków, doskonalił się. Scenografie, kostiumy, pomysły na wszelakie aranżacje pochodziły zarówno od Opiekuna Zespołu, wspomnianego już Profesora Chojnowskiego, jak i od aktorów. Dzięki pomysłowości i kreatywności wszystkich zaangażowanych osób od podstaw powstawały spektakle i krótkie formy teatralne.
Do zespołu dołączyłam jako mała, 11-letnia dziewczynka. Pamiętam, jak trudno było na początku się przełamać, jakim wyzwaniem było zagranie pierwszej roli. Jednak po pewnym czasie nie miało to znaczenia. W ogóle nie traktowaliśmy tych prób, spektakli, występów jednostkowo. Byliśmy Zespołem, chcieliśmy próbować, grać i przedstawiać razem, całą grupą. W późniejszym czasie bardzo bawiło nas granie skeczy kabaretowych, z których układaliśmy programy. Do dzisiejszego dnia, gdy spotykamy się prywatnie i rozmawiamy, cytujemy czasem niektóre nasze dawne wypowiedzi teatralne. Tylko my wiemy, jak wielką część naszego życia stanowią te krótkie zdania...
Graliśmy wszędzie, gdzie tylko mogliśmy. Jeździliśmy na konkursy teatralne. Wystawialiśmy dla szkół. Przedstawialiśmy dla tarnowskich więzień. Tworzyliśmy montaże słowno-muzyczne, szczególnie popularne na wystawach sztuki w Domu Kultury. Zwiększaliśmy regularnie ilość rekwizytów i kostiumów. Co można było znaleźć w tych garderobach! Wynosiliśmy z domów wszystko, co mogło przydać się w teatrze. Baliśmy się przed premierami, aby na ostatnim spektaklu swobodnie żartować ku radości publiki i przerażeniu Pan Profesora. Próbowaliśmy przed premierą do późnej nocy, aby następnego dnia spotkać się rano i ćwiczyć dalej. Nie czuliśmy zmęczenia. W okresie premier nie liczyła się szkoła, nie myśleliśmy o niczym innym jak tylko o spektaklu. Po każdej premierze bawiliśmy się, czasem nawet do rana, udając bohemę.
Ten amatorski teatr stał się gruntem do narodzin wielu prawdziwych przyjaźni i chyba nawet jednej miłości. Zespół Teatralny przy Dąbrowskim Domu Kultury w innym, nieznanym mi składzie, działa i wystawia do dziś. Przyszli nowi aktorzy-amatorzy, my zakończyliśmy tę przygodę. Po maturach każdy poszedł w swoją stronę i nie mamy już czasu na przyjazdy do Dąbrowy, aby grać, by zakończyć rozpoczęte próby do "Makbeta". Dwóch z naszych przyjaciół nie potrafiło żyć bez sceny. Wybrali studia aktorskie. Reszta z nas zdecydowała się na różne inne kierunki kształcenia, wyjechaliśmy do dużych miast. Ja studiuję w Krakowie i często bywam w teatrach, często o nich czytam. Są piękne, a spektakle, które oglądam, niejednokrotnie zapierają mi dech w piersiach. Lecz za każdym razem, gdy wychodzę wieczorem z teatru, myślę sobie, jak można by to przedstawić u nas...
Ewa Hanusz
Teatralia Kraków
5 września 2009
Wspomnienie o Zespole Teatralnym przy Dąbrowskim Domu Kultury.