Zobaczyć Marceau

Wieczór kończący 9. Międzynarodowy Festiwal Sztuki Mimu miło zaskoczył najwyższej klasy artyzmem i aktorstwem. Dlaczego zaskoczył? Bo z sześciu przedstawień jedynie dwa można uznać za wybitne. Wyjąwszy zaś szczególny "Wieczór współczesnej pantomimy" nauczycieli i uczestników szkoły mimu - pozostaje właśnie to jedno. Pantomima wykorzystująca teatr obrazu i teatr przedmiotu stała się w nim przekonującą i poruszającą realnością.

Niemiecki duet - Alexander Neander i Wolfram V. Bodecker - pracował z Marcelem Marceau ponad dziesięć lat. Byliśmy świadkami kunsztu ich samych - jak również kunsztu nieodżałowanego Bipa. Spektakl "Silence" ("Milczenie/cisza") składa się z dziesięciu kilku- i kilkunastominutowych etiud. Na dzieło złożyły się kolejno: "Tenor", "Cztery pory roku Antonia", "Magik", "Rzeźbiarz", "Kawiarnia", "Akwarela", "Ręce", "Hollywoodstory", "Dawid i Goliat", "Pracownia mistrza" (w hołdzie Marcelowi Marceau). Pod tymi prostymi tytułami kryją się pełne uroku, magiczne historie. Budowanie dramatycznego napięcia, wraz z nietuzinkowymi charakterami postaci oraz zaskakującymi rozwiązaniami uzyskanymi dzięki arcymistrzowskiej iluzji, zapewnia widzom koncentrację, napięcie, zachwyt i przeżycie przez całe przedstawienie.

Silence BODECKER & NEANDER COMPANY

"Silence"

Już zdjęcia zamieszczone w programie zwiastowały widowisko pełne precyzji, klasy, dbałości o szczegół. Występ przekroczył wszakże moje, i tak już duże, oczekiwania! Okazało się bowiem, że aktorzy prezentują nie tylko pieczołowicie wypracowane pozy i wyraziste stany emocjonalne, lecz również lekki, zgrabny i imponujący ruch, poetyckie aktorstwo, niezwykle inteligentną narrację (pod tym względem przebijają większość pozostałych przedstawień) i autentyczne - acz pozbawione przesady i nachalności - wykonanie. Te zalety, w połączeniu z genialną grą światła, nielicznych rekwizytów, kostiumów i muzyki - dały olśniewający efekt. Wszystkie wymienione z tytułu sceny grane są przy tym z najdoskonalszą sprawnością fizyczną oraz z idealną synchronizacją (w określonych, zamierzonych momentach). Na przykład, gdy kelner i gość ścigają się po kawiarni, jeżdżąc windami i ruchomymi schodami, nie można nadziwić się stworzonej przez nich iluzji i umiejętnościom technicznym. Pomimo tempa i intensywnego rozwoju komicznych perypetii, scena ta nie traci liryzmu i subtelności. Podobnie w solowej etiudzie Neandra, wcielającego się na przemian w beztroskiego Dawida i groźnego Goliata: współczujemy dobrodusznemu pasterzowi i uśmiechamy się na widok agresywnego wojownika, a jednocześnie otwieramy szeroko oczy, widząc niebywałą szybkość aktora. Iluzja jest doskonała w tym i wielu innych momentach. Wspomnę jeszcze o "Rękach", w których z pozoru statyczna akcja poszukiwania i gubienia rąk w worku (a jest ich ogółem przynajmniej sześć, co bardzo zastanawia!) przybiera tak nieoczekiwane zwroty, że staje się wciągającą grą z widzem i dla widza. Początkowo Bodecker zanurza ręce w worku, chcąc zbadać jego zawartość. Gdy jednak je wyciąga - brakuje dłoni! Kontynuuje zatem poszukiwania, chcąc chociaż odzyskać część siebie. To prowadzi do znalezisk, ale i kolejnych zgub... Ta prosta metafora uderza głębią i zmusza do myślenia o sytuacjach życiowych, a nie tylko do zachwytu magicznymi sztuczkami.

Z pewnością Bodecker i Neander przekraczają próg między rozrywką a sztuką, nadając pantomimicznym trikom głębszy wymiar i wykorzystując je adekwatnie do celów artystycznych. Celem takim byłaby zapewne metafora ludzkiego życia i rozmaitych jego aspektów: szczególnie emocji, relacji i myśli. Nie brak tu też wyrafinowanego i rozbrajającego humoru, szczególnie w etiudzie "Hollywoodstory": doskonałej parodii popkulturowej sensacyjności i przesady. To ciekawe, że dzień wcześniej widownia była wzruszana właśnie przez amerykańską "Alitheę", teraz zaś śmiała się z hiperboli głupkowatych piosenek Myszki Mickey i dystansowała do wzruszeń rodem ze "Szczęk" Spielberga - poprzez łzy śmiechu. Jak mniemam, drugi z omawianych spektakli jest bliższy publiczności nie tylko polskiej.

Przywołam jeszcze na koniec "Cztery pory roku Antonia" w wykonaniu Bodeckera. Oczekuje on ukochanej, wypatruje jej z kwiatkiem w ręku. W czasie tego aktywnego, nasyconego uczuciem, optymizmem, lecz także delikatnym smutkiem, czekania, przy akompaniamencie muzyki Antonia Vivaldiego zmieniają się pory roku. Wrażenie to kreuje nie tylko dźwięk i światło, lecz prymarnie: ruch aktora. Gdy wreszcie mija cały rok, w czasie którego także trzymany kwiat to traci płatki, to znów zakwita, scena kończy się... Może jednak ona nigdy się nie kończy? I jeszcze: "Co będzie dalej?". Może tylko wydaje nam się, że umiemy tak wiele przewidzieć? Rzeczywistość pełna jest zaskoczenia i zdaje się, że wymaga radosnej pokory. Taki pełen optymizmu świat, choć przecież równocześnie przesiąknięty smutkiem, konfliktem, niespełnioną tęsknotą, żalem i nieporozumieniem pokazuje zachodnioeuropejski duet.

Marcel Marceau, pod koniec ostatniej etiudy przepięknie uczczony obecnym na scenie Bipowym kapeluszem z kwiatkiem, a nawet przedstawiony bezpośrednio jako postać w tle, widoczny jest w całym tym spektaklu. Subtelność, głębia, metafora. Te wartości oraz wzorowy warsztat - to jest pantomima z najwyższej półki. Marceau godzien jest takiego hołdu, a festiwal - takich Gości.

Amelia Kiełbawska
Teatralia Wrocław
12 września 2009

Bodecker & Neander Company
"Silence"
pomysł, reżyseria i wykonanie: Alexander Neander i Wolfram V. Bodecker
9. Międzynarodowy Festiwal Sztuki Mimu w Teatrze na Woli w Warszawie 21-30.08.2009 r.

© "teatralia" internetowy magazyn teatralny 2008 | kontakt: | projekt i administracja strony: | projekt logo:
SITEMAP