Teorban, telefon, trauma
Telewizyjny przewodnik szeleści kluczami. Aby złamać szyfr, należy wyrecytować trzy hasła. Nowoczesny człowiek w okowach przypadku - krótka historia bezradności - krzyk rozpaczy w dżungli automatów. Kursant - widz zdąża posłusznie za instrukcją. Przekracza próg i notuje: drzwi wcale nie były zamknięte.
Nowojorski roboczy poranek. Joannę czeka przełomowy sprawdzian: muzyczna audiencja u surowego jurora. Wewnętrzną gorączkę przykrywa krzątackim, łapczywym humorem. Z każdą kolejną minutą ta wątła prowizorka nieubłaganie kruszeje. Drzwi zatrzaśnięte, próżno szukać rezerwowych kluczy. Startują nerwowe zapasy z zegarem. Napędem katastrofy jest gęsty festiwal telefonicznych seansów. Rozpędzone dzwonki dosypują chrustu pod wulkanem: niewinnie ciekawska znajoma, wściekle natrętna matula, dyskretnie złośliwa sekretarka z gabinetu narzeczonego, dwaj ślusarze, którzy nie dorośli do roli wybawców - jeden uprzejmy, ale ujmująco nieświadom alarmowej powagi sytuacji, drugi - neurotyczny kaznodzieja, przypadek iście beznadziejny. Wreszcie: przebojowy narzeczony, który błagalnym petycjom o pomoc odpowiada na przemian tanią nonszalancją, leniwym droczeniem, dowcipem tyleż niewybrednym, co uwieńczonym zręcznym szantażem. O krok od eksplozji feralny zamek forsuje suto spóźniona pokojówka. Joanna w panicznej radości pędzi na przesłuchanie, a ukochany grzęźnie w windzie biznesowego wieżowca. Gasną światła, strzelają wybuchy. Rozpaczliwa gonitwa przerażonych myśli. Automatyczna sekretarka Joanny wysłuchuje monologu wyznań, przeprosin i skarg - wszystko w nasyconym kolorze strachu, który zdziera maski i rzuca w ostateczność. Porwany samolot zrywa łącza.
Jeśli ktoś chciał nam przypomnieć, że człowieka obwieszonego elektroniką także stać na spektakularną bezsilność, nasuwa się odpowiedź prosta: dziękujemy, pamiętamy. Stan wyjątkowy przerywa ludzki sen o kontroli, obnaża kulisy misternie tkanych kreacji. Okrutny kaprys losu zebrał ofiary o twarzach i imionach, przeciął ludzkie mikroświaty, które należy cierpliwie wyławiać z piekła statystyki, z bezpłciowej medialnej magmy. Takiej intencji podważyć nie sposób, ale jej mimowolna oczywistość jest swoistą pułapką. Widz zbliża się do bohaterów i niebezpiecznie uprzedza wypadki. Od początku przeczuwa kolejne stadia organizacji własnych emocji, a finalny "efekt wzruszeniowy" zdradza się jako aż nadto czytelnie projektowany. Metoda jest bardzo stara i ma szlachetną tradycję w dziejach artystycznej myśli. Nic dziwnego, jej psychologiczna nośność nie podlega dyskusji, a jednak zasiewa niedosyt - być może nie do uniknięcia. Trudno odpędzić wrażenie, że nowojorska kontrowersja bisuje znajomym przypowieściom, w których człowiek technologicznej ery boleśnie dotyka granic własnych złudzeń, przeprasza się z zapomnianym nieomal poczuciem niemocy, kwituje pouczającą lekcję pokory. Rzecz w tym, że tej lekcji widz spodziewa się od pierwszego telefonu, a nerwowe ekspiacje osaczonego w zaatakowanym biurowcu Grega wyglądają na dawno umówiony morał.
Najbliżej tego, co w dramacie niewymowne - dźwiękowy tren teorbanu pod palcami Joanny.
Wcześniej instrument milczy przez całą gorączkę opowieści. Wydaje się oprawionym w futerał załącznikiem do dramatu. A przecież jest. Jest przez jakieś nieśmiałe echo dawności. Akompaniuje temu dawnemu słowu, które Greg przesyła Joannie z windy zamiast pożegnania.
Adam Buszek
Teatralia Kraków
17 września 2009
Teatr Telewizji
Christian Siméon
"Teorban"
przekład: Barbara Grzegorzewska
reżyseria: Maria Zmarz-Koczanowicz
zdjęcia: Krzysztof Pakulski
scenografia: Arkadiusz Kośmider
kostiumy: Ewa Krauze
muzyka: Robert de Vise
montaż: Grażyna Gradoń
obsada:
Magdalena Walach - Joanna
Marzena Trybała - Matka
Rafał Maćkowiak - Greg
Michał Żurawski - Michał
Bożena Stachura - Carmena
Andrzej Mastalerz - Ślusarz
Katarzyna Skarżanka - Koleżanka
Anna Birulya - gra na teorbanie
premiera: 14 września 2009 r.