Ocalić od zapomnienia
Od sześćdziesięciu lat na scenie i w filmie. Niektórzy pamiętają ją jako Stanisławę Olszańską z "Awantury o Basię", innym w pamięć zapadła jako Nina Kunicka w "Nikodemie Dyzmie", a jeszcze inni jej twarz kojarzą z rolą w filmie "Za Wami pójdą inni...". Ewa Krasnodębska - po długiej nieobecności wraca na ekrany kin w filmie "Jeszcze nie wieczór" w reżyserii Jacka Bławuta.
Życie żony dyplomaty musi być ciekawe. Częste podróże, mnóstwo znajomości, możliwość zwiedzania świata. A zwłaszcza w latach 60. i 70., kiedy w Polsce wiele osób marzyło o zdobyciu paszportu, ona miała szansę być we Francji i Stanach Zjednoczonych. Z drugiej strony taki brak domu, brak stałości, ciągłe przemieszczanie się po świecie, ciągłe zmiany, wciąż w podróży, na walizkach. Być może właśnie dlatego, z powodu braku stabilizacji, stałego miejsca, wycofała się ze sceny w latach 60. Jednak nie osiadła na laurach. Pisała i wystawiała monodramy, robiła dla TVP wywiady z najsłynniejszymi gwiazdami kina, jest autorką sztuki o Chopinie, wystawianej w Stanach Zjednoczonych, jak również zbioru reportaży i felietonów "Jak odkryłam Amerykę".
Trzeba szczerze przyznać, że w prasie i literaturze teatralnej można znaleźć bardzo niewiele informacji o Krasnodębskiej. Wszystkie źródła ograniczają się do informacji o spektaklach i filmach, w których zagrała, milcząc zupełnie o jej życiu. Brak jest dostępnych wywiadów, wypowiedzi, artykułów. Okazuje się, że kiedy zniknęła ze sceny, zniknęła również z doniesień mediów. Co więcej, pamięta i kojarzy ją już bardzo niewiele osób. Kiedy zapytałam kilka osób o tę aktorkę, większość pokiwała przecząco głowami, kilka osób pomyliło ją z Barbarą Krasnodębską, patronką Instytutu Teatralnego, zaledwie niewielu skojarzyło jej role w "Dyzmie" czy "Zejścia do piekła". A przecież to wieloletnia aktorka Teatru Narodowego, Dramatycznego i Polskiego w Warszawie oraz Teatru Polskiego we Wrocławiu.
Zadebiutowała w sztuce Simonowa "Zagadnienie rosyjskie" w reżyserii Leona Schillera w 1947 roku - o takim debiucie marzy chyba każda młoda aktorka. Późniejsze kreacje były również tworzone u boku wielkich, wybitnych twórców - Bardiniego, Wiercińskiego, Horzycy, Dejmka, Hanuszkiewicza, czy Skuszanki. Trudno oceniać aktorkę, której nie miało się okazji widzieć na scenie czy w telewizji, zwłaszcza patrząc na twórców, z którymi pracowała, ilość ról, w które się wcieliła, teatry, w których pracowała - to mówi samo za siebie.
Wielokrotnie podczas rozmów z artystami słyszałam, że najgorszą rzeczą dla nich jest zapomnienie. Zapewne stąd wzięło się stwierdzenie "Niech piszą, nawet źle, byleby pisali". Cisza w prasie i mediach, wycofanie się ze sceny oznacza właściwie śmierć zawodową. Aktor istnieje dzięki rolom, które tworzy w teatrze czy filmie, dzięki widzom, którzy przychodzą do teatru, krytykom, którzy są niejako kronikarzami wydarzeń. Kiedy nie gra, nieuchronnie skazuje się na zapomnienie.
Miejmy nadzieję, że film Jacka Bławuta przypomni, tak jak przypomniał jednemu z dziennikarzy: "Niektórych widzimy po raz pierwszy od bardzo wielu lat - dla mnie najbardziej niesamowitym odkryciem tego filmu jest Ewa Krasnodębska (...) wraca, doskonale rozpoznawalna dla tych, którzy pamiętają, piękna."
Ewelina Drela
Teatralia Lublin
24 września 2009
Żródła:
1.Sobolewski T. "Mefisto w Domu Aktora" Gazeta Wyborcza nr 218/17.09 online
2. www.e-teatr.pl
3. www.filmpolski.pl
60. rocznica debiutu Ewy Krasnodębskiej.