Artystyczne pominięcia – wywiad z Janem Lorysem

Według mnie wynagrodzenie było skandalicznie niskie, nie mógłbym się za nie utrzymać – z Janem Lorysem – tancerzem, performerem – rozmawia Julia Kowalska

Ilustratorka: Adrianna Szadzińska

Julia Kowalska: Co sprawiło, że zdecydowałeś się wziąć udział w castingu na wykonawcę performansów Mariny Abramović w ramach wystawy Do czysta w toruńskim CSW ?

Jan Lorys: Cieszyłem się na spotkanie z Abramović, która, jak sądzę, zmieniła sztukę performansu. Chciałem poznać ją osobiście i móc przyglądać się metodom jej pracy.

JK: Czy to się udało? Marina była obecna na castingach?

JL: Nie, zastąpiła ją asystentka, Lynsey Peisinger, która nadzorowała przebieg przesłuchań.

JK: Jak przebiegał casting?

JL: Pierwszego dnia castingu odbyła się rozmowa, a później wykonywaliśmy ćwiczenia, które trwały kilka godzin – między innymi chodziliśmy w zwolnionym tempie, długo patrzyliśmy sobie w oczy. To były bardzo owocne dwa dni, czułem się trochę jak w „SPA dla duszy”.

JK: Mówiąc, że to był „owocny” czas, masz na myśli, że był odstresowujący?

JL: Tak. Było dużo medytacji w grupie – rzadko w trakcie castingu, który sam w sobie jest stresującym wydarzeniem, zdarza się wspólna medytacja.

JK: Często bierzesz udział w castingach czy była to wyjątkowa sytuacja?

JL: Jestem freelancerem, więc jeżdżę na castingi regularnie, a jeszcze częściej wysyłam na nie zgłoszenia.

JK: Czy zazwyczaj atmosfera jest inna, napięta?

JL: Każdy casting jest inny – wiele zależy od prowadzących i od osób, które biorą w nim udział. Moje podejście, wraz z wiekiem i doświadczeniem, również się zmienia.

JK: W jakim kierunku ewoluuje?

JL: Na początku kariery postrzegałem przesłuchanie jako moment, w którym muszę się „sprzedać”. Teraz castingi dają mi nie tylko możliwość pokazania się, ale też poznania choreografa czy twórcy, z którym mam zamiar współpracować.

„Zapewniono nas, że honoraria zostały zatwierdzone przez Instytut Mariny Abramović, co uznałem za dostateczną gwarancję tego, że zapłata będzie uczciwa. Kiedy poznaliśmy wysokość stawek, zrezygnowałem z udziału w projekcie.”

JK: Co sprawiło, że ostatecznie zrezygnowałeś ze współpracy z Mariną?

JL: Przeważyły warunki finansowe. Według mnie wynagrodzenie było skandalicznie niskie – nie mógłbym się za nie utrzymać. Sama propozycja finansowa złożona przez CSW sprawiła, że poczułem się obrażony.

JK: W jakich warunkach przeprowadzone były przesłuchania?

JL: Niestety galerie nie są przygotowane do organizacji castingów, bo nie mają takiego zaplecza instytucjonalnego jak teatry. Przypuszczam, że Do czysta mogło być jedną z pierwszych wystaw w toruńskim CSW, przed którą organizowano casting. Pozbawiona doświadczenia instytucja nie zapewniła nam standardowych warunków, między innymi nie przygotowano oddzielnej szatni – przebieraliśmy się w toalecie.

JK: Jak przebiegała komunikacja z CSW?

JL: Na ogłoszenie wyników czekaliśmy dużo dłużej, niż było to zapowiedziane. W dniu, kiedy miała zostać upubliczniona lista zakwalifikowanych osób, dostaliśmy maile z informacją, że decyzja nie została jeszcze podjęta, a w weekend nie będzie możliwości kontaktu z CSW. Casting odbywał się niedługo przed rozpoczęciem prób, więc opóźnienie było dla mnie kłopotliwe. Pracując jako freelancer, często ustalam z kuratorami i kuratorkami termin podjęcia decyzji o dołączeniu do ich projektu, która jest uzależniona od informacji o tym, czy zostałem przyjęty do innego. Z tego względu opóźnienia w ogłaszaniu wyników wywołują uniemożliwiający pracę efekt domina.
Wbrew zapowiedziom nie dostaliśmy informacji o wysokości stawek podczas castingu. Zapewniono nas jednak, że honoraria zostały zatwierdzone przez Instytut Mariny Abramović, co uznałem za dostateczną gwarancję tego, że zapłata będzie uczciwa. Kiedy poznaliśmy wysokość stawek, zrezygnowałem z udziału w projekcie. Później dowiedziałem się od performerów, którzy postanowili zostać i negocjować, że podane kwoty dotyczyły opłaty za godzinę wykonywania performansu, choć w mailu, który otrzymałem, było napisane, że są to stawki za jeden performans. To duża różnica, jednak dla mnie nawet ostateczne wynagrodzenie zaproponowane przez CSW byłoby za niskie. Honorarium nie jest dla performerów jedynie zapłatą za wykonanie zlecenia w ciągu godziny, ale również za zaangażowanie fizyczne i psychiczne wykraczające poza ten wymiar czasowy – uczestnictwo w warsztatach, treningi, medytację, research. Honorarium freelancera powinno wystarczać nie tylko na najbardziej podstawowe potrzeby, ale też pokrywać koszty związane z kształceniem się i przygotowaniem do pracy. Wprawdzie pojawiły się głosy mówiące, że stawka zaproponowana przez CSW jest standardowa, jednak godzina wykonywania performansu na zlecenie różni się od godziny pracy na etacie. Mogło się zdarzyć, że zostanie mi przydzielona tylko jedna godzina w tygodniu albo nawet w miesiącu.

JK: Czy przygotowywałeś się mentalnie albo fizycznie do samego castingu?

JL: Tak, przeczytałem biografię Abramović i medytowałem. Nie wiedziałem, czego mogę się spodziewać podczas przesłuchania, więc przygotowywałem się tak, by być jak najbardziej otwartym na to, co może się wydarzyć.

„Widzowie za każdym razem widzą inny performans. Rekonstrukcje nie są bezosobowymi odtworzeniami. Na powstałe działanie wpływa indywidualność wykonawców.”

JK: Następujące po castingach warsztaty miały być – zdaniem kuratorów CSW – „unikalnym szkoleniem artystycznym” 1. Czy oczekiwałeś, że przygotowanie do pracy w ramach projektu Do czysta będzie się różniło od zwykłych działań, które podejmujesz przed wykonaniem performansu?

JL: Z pewnością mógłbym nauczyć się czegoś nowego podczas warsztatów, jednak myślałem o nich przede wszystkim jako o przygotowaniu do pracy podczas wystawy. W moim odczuciu ten czas powinien być wliczony w okres prób. Nie postrzegałem warsztatów jako darmowej oferty edukacyjnej, a raczej jako ćwiczenie przed wykonywaniem performansów na potrzeby konkretnego projektu.

JK: Mówisz o „wykonywaniu” performansów – chciałeś je stworzyć czy odtworzyć?

JL: Podczas wystawy nacisk był położony na odtworzenie działań Abramović, jednak doświadczenie oglądania na żywo oryginalnego performansu różni się od oglądania rekonstrukcji. Widzowie za każdym razem widzą inny performans. Rekonstrukcje nie są bezosobowymi odtworzeniami. Na powstałe działanie wpływa indywidualność wykonawców. Doświadczenie widza rekonstrukcji jest też całkowicie inne niż publiczności oglądającej rejestrację oryginału.

JK: Czym się różni rekonstrukcja od oglądania nagrania?

JL: Artysta przynosi swoje życie do galerii i postanawia je pokazać w konkretnej, zamkniętej formie. Widz przychodzi to zobaczyć z całym swoim doświadczeniem, decydując się na obejrzenie wybranego performansu w określonym momencie.

JK: Czy chciałeś wykonać konkretny performans Mariny? Czy informacja o tym, które z jej prac będziecie rekonstruować, została wam podana?

JL: Tak, pod koniec castingu dowiedzieliśmy się, jakie działania będą wykonywane podczas wystawy. Marzyłem o Imponderabiliach, performansie podczas któregodwie nagie osoby stoją naprzeciwko siebie w wąskim przejściu wiodącym na wystawę.

Byłem też zaskoczony po udostępnieniu harmonogramu wykonywania performansów, z którego wynikało, że poza otwarciem, zamknięciem i weekendem majowym odbędą się jedynie pojedyncze prezentacje. Spodziewałem się, że program będzie bardziej intensywny i również z tego względu nie zdecydowałem się na wzięcie udziału w wystawie.

JK: Czy zdarzały ci się podobne doświadczenia z innymi instytucjami w Polsce albo na świecie, które proponowały nieuczciwe stawki lub nie traktowały artystów-performerów jako współtwórców projektu?

JL: Takie sytuacje zdarzają się często. Na przykład w ramach wystawy, w której uczestniczyłem, została wydana książka zawierająca zdjęcia z performansów wykonywanych podczas projektu oraz recytowane podczas nich teksty. Znalazły się w niej biografie wszystkich osób związanych z wystawą – choreografki, kuratora i kompozytora. Z wyjątkiem biogramów performerów.

JK: Wszyscy wykonawcy zostali wykreśleni z tej publikacji?

JL: Tak, to był problem techniczny – ktoś czegoś nie przesłał, goniły terminy… Ale w efekcie książka została wydrukowana bez naszych biogramów, co jest dla mnie symbolem artystycznego pominięcia. Pracowałem tam przez miesiąc codziennie. Byłem częścią tej wystawy, ale zabrakło dla nas miejsca w publikacji.

Jan Lorys – absolwent Wydziału Teatru Tańca w Bytomiu Akademii Teatralnej w Krakowie. Jako performer współpracował m.in. z Isabelle Schad, Rebeccą Lazier, Rootlessroot, Anną Piotrowską, Iwoną Olszowską i Ferencem Feherem. Współtworzył performanse w CSW Zamek Ujazdowski podczas wystawy Uli Sickle Wolne Gesty oraz podczas festiwalu Art Basel 2019 w projekcie Alexandry Pirici Aggregate. Oprócz działalności artystycznej pracował jako magazynier, pracownik fabryki i zmywacz.

Przypisy
  1. http://torun.wyborcza.pl/torun/7,48723,24518887,specjalne-srodki-bezpieczenstwa-przed-wystawa-mariny-abramovic.html
Podobne

Grupa wsparcia – wywiad z Piotrem Mateuszem Wachem

Schemat jest wszędzie podobny. Wystawa, która kosztuje kilka milionów złotych czy dolarów, jest wielkim produktem, a osoby, które są w nią najmocniej zaangażowane, zostają wykorzystane – z Piotrem Mateuszem Wachem – artystą, tancerzem, performerem – rozmawia Julia Kowalska

05 07 2019

Nic tak nie działa jak czerwona sukienka

Wyjątkowe oddziaływanie retrospektywy „The Artist Is Present” opiera się na sile produkowanych przez Abramović obrazów, które wybijają się na niezależność i budują ikoniczny wizerunek artystki – Weronika Wawryk pisze o strategiach kreowania wizerunku przez Marinę Abramović

04 07 2019

Poważna sprawa

Wszystko wskazuje na to, że Marinie Abramović na etyce postępowania nie bardzo zależy, a pozycja, na jakiej często jest stawiana, to konstrukt, z którym nie identyfikuje się ona nawet w minimalnym stopniu. Tym, na czym wyraźnie jej zależy, jest poważne traktowanie własnej twórczości – Zuzanna Berendt recenzuje wystawę Mariny Abramović „Do czysta”

04 07 2019
SITEMAP