Autoportret z dziadkiem i prawdą (Mała narracja)
Rozprawianie się z narodową przeszłością, rozgrzebywanie historii, pławienie się w wielkich tragediach oraz wspominanie spektakularnych zwycięstw i jeszcze bardziej spektakularnych klęsk to, zdaje się, polska specjalność. Triumfy święcą monumentalne pomniki, masowe rocznice i patetyczne przemowy, to zaś znakomicie upraszcza interpretowanie rzeczywistości. Wojtek Ziemilski, niejako na przekór tym wielkim narracjom, buduje małą opowieść, wyodrębnioną z wartkiego nurtu dziejów, a jednocześnie stanowiącą jego integralną część.
Osią tematyczną Małej narracji jest kwestia współpracy hrabiego Wojciecha Dzieduszyckiego (dziadka autora) ze Służbą Bezpieczeństwa, wykryta i ujawniona w 2006 roku przez dwóch gorliwych historyków z rzeszowskiego oddziału IPN – Krzysztofa Kaczmarskiego i Dariusza Iwaneczki. Wokół tego wątku, czy raczej na jego fundamencie, Ziemilski tworzy siatkę asocjacji i refleksji mających doprowadzić go do odpowiedzi na pytania o to, „kiedy to się zaczęło” i jak wpłynęło na jego wybory (niekiedy wręcz determinanty) życiowe i zawodowe. Okazuje się, że życiorysu nie da się wyrwać z kontekstu historii, a historii nie można oddzielić od jednostkowych biografii, od tysięcy drobnych przyczyn i zdarzeń, które składają się na to jedno pytanie, stawiane nierzadko w blaskach reflektorów. Zwłaszcza jeżeli w grę wchodzą skomplikowane polskie dzieje, wojna (w Polsce „wojną” określa się drugą wojnę światową, jak twierdzi autor), powstania, komuna, SB, TW, Solidarność i wiele innych zjawisk, które trudno w przystępny sposób wyjaśnić portugalskiemu koledze czy amerykańskiej koleżance. I choć Wojciech-Wojtek-Tony-Vvoitek usiłuje zbuntować się przeciwko tym wiekom tradycji, odrzucić je, to jednak do końca mu się to nie uda – musiałby bowiem zanegować część samego siebie, wyciąć fragment tożsamości.
Tożsamość w spektaklu Ziemilskiego jest rozpatrywana nie tylko w kategoriach prywatnych, egzystencjalnych, lecz także artystycznych. Obie te płaszczyzny przenikają się nawzajem, tworząc obraz, który wymyka się niekiedy władzy komputerowych programów, aplikacji czy kodeków, by przejść w groteskowo rozedrgane piksele. Na dużym ekranie, umiejscowionym za swoimi plecami, narrator prezentuje fragmenty spektakli i performensów wykonywanych przez artystów, którzy wywarli nań największy wpływ. Co ciekawe, nazwiska owych twórców zapisane są również w spolszczonej wersji, jakby zostały wrzucone do translatora Google (i tak na przykład Xavier Le Roy to Ksawery Król), co wprawia publiczność w lekkie rozbawienie. Oprócz filmów pojawiają się cytaty z Wittgensteina („O pewności”), napisane czcionką przypominającą staranne kaligrafowanie kilkuletniego ucznia, uzupełniające rozważania na temat tożsamości i nazywania po imieniu (a może stanowiące dla nich punkt wyjścia?). Nie zabrakło także zdjęć hrabiego Tunia, urywków filmu dokumentalnego o nim oraz nagłówków gazet opisujących jego agenturalną przeszłość. Wszystko to – światowi performerzy, filozoficzne cytaty, obrazy z życia dziadka i pojedyncze słowa narratora – złożyło się w jedną opowieść spojoną białą płachtą ekranu.
Ta multimedialna kompozycja wydaje się głównym elementem scenografii w spektaklu-wykładzie Ziemilskiego. Na tle ekranu stoi jeszcze pulpit do czytania i krzesło, na którym zasiada narrator – autor pełniący tu również funkcję aktora, czytający swój tekst głosem stylizowanym nieco na robota, a więc oczyszczonym z emocji, jakie zapewne towarzyszyły poszukiwaniu prawdy. Mechaniczny sposób wypowiadania słów to zawieszenie subiektywnych interpretacji, osłabienie prywatnego wydźwięku opowiadanej historii. To także swoiste zabezpieczenie przed formułowaniem jednoznacznych sądów, przed stuprocentową pewnością, która może okazać się nietrwała, jak słowa pojawiające się na ekranie na sekundę, by za chwilę ustąpić miejsca następnym.
Finalnym motywem Małej narracji jest zdanie, które posłużyło za motto w artykule IPN-owskich historyków: „Prawda i wolność albo istnieją razem, albo też razem marnie giną”. Ów cytat z Jana Pawła II doskonale wpisuje się w tekst odkrywający tzw. nagą prawdę o donosicielskiej przeszłości hrabiego. Problem w tym, że panowie Iwaneczko i Kaczmarski beztrosko pominęli początek zdania: „Gdy człowiekowi odbierze się prawdę, wszelkie próby wyzwolenia go stają się całkowicie nierealne, ponieważ prawda i wolność albo istnieją razem, albo też razem marnie giną”. Ziemilski, uświadamiając sobie i widzom tę słowną manipulację, podkreśla złożoność prawdy, która nie da się zamknąć w jednowymiarowym akcie oskarżenia.
Dotarcie do sedna „ja” jest możliwe wyłącznie w relacji do „ty” i „oni”, poprzez odniesienie do dziejów rodzinnych, do osób, dzięki którym znaleźliśmy się na świecie. Tymczasem ta historia wciąż będzie dla nas niepełna, nie do końca prawdziwa, ponieważ nasza wiedza na temat motywacji przodków, przyczyn ich decyzji będzie zawsze tylko domysłem. Z domysłów można układać małe narracje odsłaniające kolejne cząstki tożsamości. Z taką myślą i z lekką zadumą Wojtek Ziemilski pozostawił publiczność festiwalu Konfrontacje zgromadzoną w Sali Czarnej w lubelskim Centrum Kultury.
Katarzyna Łupińska, Teatralia Lublin
Internetowy Magazyn „Teatralia” numer 73/2013
18. Międzynarodowy Festiwal Konfrontacje Teatralne w Lublinie (12–19 października 2013)
Mała narracja
reżyseria, scenariusz, wykonanie: Wojtek Ziemilski
premiera: 20 marca 2010
fot. Maciej Rukasz
Katarzyna Łupińska – rocznik 1986. Absolwentka KUL-owskiej polonistyki z teatrologią. Wciąż wierzy, że sztuki Norwida mogą jeszcze dobrze wypaść na scenie. Szczególną uwagą darzy antropologię teatru, teatry alternatywne i literaturę żydowską.