Bańka mydlana (Dziadek do orzechów)
Wszystko znika po przekroczeniu progu opery. Zimne grudniowe powietrze przypomina o tym, że magia nie istnieje, a Drosselmeyer nie przyniesie nam żadnych prezentów. Krakowski Dziadek do orzechów czaruje tylko przez chwilę, cała piękna i wymuskana otoczka szybko pęka, nie pozostawiając po sobie zbyt wielu wrażeń.
Dziadka do Orzechów E.T.A. Hoffmanna powinno znać każde dziecko. Ta klasyczna pozycja literatury dziecięcej zachwyca od lat. Nic dziwnego, że Opera Krakowska reklamuje swoją wersję tej historii jako zaadresowaną do dzieci i dorosłych. Jedni mają pobudzić swoją wyobraźnię, a drudzy powrócić do czasów snów o magii pojawiającej się po zmroku. Szkoda, że już po kilku pierwszych scenach magiczna aura się rozmywa, pozostawiając po sobie jedynie ładne obrazki, w których czasem trudno o treść i emocje. Scenografia jest minimalistyczna, na scenie widzimy tylko coś w rodzaju futurystycznej choinki, która zarazem stanowi wejście do baśniowego świata. Dzięki tej prawie pustej przestrzeni i umiejętnej grze świateł, postacie wyglądają na początku, niczym wyjęte z baśni. Każda scena wydaje się potencjalnie atrakcyjna, ale z biegiem czasu do przedstawienia wkrada się największy teatralny wróg – nuda. I nie mówię tutaj o nudzie jako strategii teatralnej, która jest celem twórcy, lecz o tej będącej skutkiem ubocznym, niedopatrzeniem, wynikiem spadku energii wykonawców. Drażnić zaczyna brak akcji, dłużyzny czy zbyt duża ilość aktorów na scenie (momenty, w których część obsady po prostu stoi i przygląda się tańcu pozostałych wypadają zdecydowanie najsłabiej). Obrazy tworzone przez Wesołowskiego stają się przewidywalne i nużące, mimo że niektóre fragmenty zachwycają, jak chociażby brawurowy walc kwiatów. Przede wszystkim wyróżnia się Robert Kędziński grający Drosselmeyera. W swoim śnieżnobiałym kostiumie i długich jasnych włosach wygląda i porusza się niczym prawdziwy mag. Tym większa szkoda, że reszta tancerzy nie urzeka w podobny sposób. Odstają nie tylko role aktorów trzecioplanowych, ale i te duże, najważniejsze – Klara czy Dziadek do orzechów są co prawda piękni, ale mało w nich magii, oniryzmu, uwodzicielskiej lekkości. Gubią się w tłumie śnieżynek czy w scenach rodzinnych. Drażnią i denerwują ciągle te same rodzaje min pojawiające się na twarzach tancerzy. Aktorzy przypominają lalki sterowane za pomocą sznurków, a nie żywe ciała. Za dużo w tym stateczności, za mało energii. Podziwiamy raczej stroje pojawiające się w kolejnych tańcach – arabskim, chińskim czy hiszpańskim, a nie wykonawców.
Muzyka Piotra Czajkowskiego w wykonaniu krakowskich artystów pozwala na zamknięcie oczu i obserwowanie wszystkiego za pomocą wyobraźni. Koncepcja Emila Wesołowskiego polegała na stworzeniu ładnego baletu, który powinien spodobać się każdemu. Za dużo tu jednak konwencjonalnych rozwiązań – czy w czasie rosyjskiego tańca musi pojawiać się niedźwiedź, a myszom potrzebne są maski z wielkimi, tandetnymi uszami? Nie śmieje się przecież nikt. Problem Dziadka do orzechów tkwi w próbie stworzenia uniwersalnego tworu, mającego trafić i do wnuków, i do dziadków. Dzieci przyzwyczajone do bajek z efektami 3D zasypiają, dorośli kręcą się i szepczą. Błędem jest traktowanie małego widza jak pozbawionego wrażliwości odbiorcy, któremu trzeba wszystko wyjaśniać tautologicznie, nie mówiąc już o widzu dojrzałym, dla którego konwencjonalne rozwiązania nie są atrakcyjne mimo całej bajkowej otoczki, wytworzonej przez scenografię, kostiumy, muzykę.
Bańka Dziadka do orzechów pękła, chociaż zapowiadała się bardziej jako szklana kula, która zamieniona we wspomnienie przetrwa długo w mojej głowie. Miał być to powrót do czasów dzieciństwa, ale po prostu nie wyszło… Brawa były długie i wielokrotne, jak na operę przystało, a wszyscy wyszli z ulgą na twarzy. Ciekawe, co zapamiętali najbardziej.
Monika Siara, Teatralia Kraków
Internetowy Magazyn „Teatralia” numer 121/2015
Opera Krakowska
Dziadek do orzechów
inscenizacja i choreografia: Emil Wesołowski
kierownictwo muzyczne: Grzegorz Berniak
scenografia: Marek Grabowski
wizualizacje: Marek Grabowski, Tomasz Kucharz
kostiumy: Maria Balcerek
reżyseria światła: Bogumił Palewicz
obsada: Mizuki Kurosawa, Clara Ushizaka, Yauheni Yatskevich, Dzmitry Prokharau, Robert Kędziński, Maciej Pluskowski, Yauheni Raukuts, Agnieszka Chlebowska, Gabriela Kubacka, Anastasiya Krasouskaya, Dzina Kazyrskaya, Volodymyr Fortunenko, Adam Mośko, Anastasiya Krasouskaya, Katarzyna Sanocka, Artem Kharchyk, Sebastian Kubacki, Giulia Bellotti, Martyna Dobosz, Dzina Kazyrskaya, Małgorzata Dorosiewicz-Witczak, Paulina Cisłowska, Wioletta Maciejewska, Magdalena Malska, Julia Szatan, Weronika Wilczyńska, Volodymyr Fortunenko, Marek Kobielski, Tomasz Szaro, Vadzim Trukhan, Adam Mośko, Bożena Kowalska, Paulina Cisłowska, Julia Szatan, Wioletta Maciejewska, Marta Berezowska, Sebastian Kubacki, Marek Kobielski, Tomasz Szaro, Artem Kharchyk i in. oraz orkiestra, chór dziecięcy i studio baletowe Opery Krakowskiej
premiera: 21 grudnia 2013
fot. materiały teatru
Monika Siara – urodzona w marcu 1993. Studentka teatrologii, zakochana w twórczości Aglaji Veterynai.