Bezpieczne przenoszenie kamieni (Bent)
Ciągoty, skłonność, homoseksualny, ale także pogięty, schylony – to niektóre z polskich tłumaczeń angielskiego słowa bent, które wybrano na tytuł sztuki Martina Shermana oraz filmu Seana Mathiasa. Polski tytuł ekranizacji z 1997 roku to Piętno – piętno orientacji seksualnej, piętno różowego trójkąta nadawanego w obozach koncentracyjnych zamiast żydowskiej gwiazdy. „Różowy trójkąt jest najniżej w hierarchii” – mówi jeden z homoseksualnych więźniów.
Berlin, rok 1934. Punktem wyjścia historii i momentem przełomowym dla bohaterów jest, tak zwana, Noc Długich Noży, podczas której Adolf Hitler zlecił wymordowanie wszystkich homoseksualistów w Oddziałach Szturmowych NSDAP, wraz z ich przywódcą. Rozpoczyna się systemowe prześladowanie w całym mieście, a mężczyźni, którzy jeszcze noc wcześniej bawili się w berlińskich gejowskich klubach, są wywożeni do Dachau. Wśród nich utracjusz Max (Mariusz Drężek), którego życie wypełniają na przemian duszne noce przesycone alkoholem i narkotykami oraz poranki, kiedy przypomina sobie tylko o niezapłaconym czynszu. Marzy o luksusie, podobnie jak mieszkający z nim partner Rudy (Kamil Siegmund) – wrażliwy tancerz.
Wyraźnie nawiązując do filmu Mathiasa, Natalie Ringler syntetyzuje atmosferę kadrów, oddając ją na scenie przy pomocy prostych znaków. Strych wynajmowany przez mężczyzn to drewniana platforma, ława, rośliny i kilka krzeseł, uzupełnione niebieskimi akcentami. W kolejnych sekwencjach uproszczone elementy dekoracji zmienią swoją funkcję – trzy wysokie rośliny imitują las, drewniane ławy wypełniają wnętrze surowego wagonu, a część podłogi uniesiona do pionu tworzy złudzenie pociągu podczas wywózki. W ostatniej części cała platforma zostaje rozebrana, tworząc w tle umowne baraki w obozie koncentracyjnym. Z poprzedniego świata nic nie pozostało, odkryty został natomiast zimny beton, potęgujący opresyjność obrazu. Wcześniej uproszczony wybieg wypełniał Klub Grety, zasłona z kryształów zasłoniła drzwi, a klimatu dopełnił cekinowy, kobiecy kostium właściciela (Maciej Wyczański). Skondensowana scenografia i jej modyfikacje, bazujące na kilku elementach, mają za zadanie opowiedzieć historię, zasugerować przestrzeń. Podobnie działa ilustracyjna muzyka: szczekanie psów gestapowców, stukot kół, bzyczenie pszczół oraz światło: czerwone i niebieskie w klubie, zielone w lesie, pomarańczowe w upał, a białe – zimą. Płot pod napięciem został zastąpiony laserową strugą światła, oddzielającą scenę od widowni. Dźwięk jednoznacznie dookreśla – w kulminacyjnych momentach dodatkowo słychać nasilające się brzęczenie. Razem z nadejściem zimy w obozie wygrywana jest na harmonijce melodia kolędy. Podwójna narracja domyka sensy, nie pozostawiając miejsca domysłom, przeprowadza fabułę klarownie pomimo zmian ról i ewolucji przestrzeni.
Kostium i rekwizyt wprowadzają cień realiów historycznych, twórcy jednak tworząc dziwny dysonans między stylizacją a potocznymi, dzisiejszymi przekleństwami („pojebany”, „zajebiście”), niejako przybliżają tekst odbiorcy. Zrezygnowano z realizmu – więźniowie nie są ucharakteryzowani, mają codzienne, prawdziwe fryzury aktorów (inaczej może sugerować plakat, na którym postać Mariusza Drężka została ucharakteryzowana realistycznie), ale noszą pasiaki. Z jednej strony najważniejsza jest tu historia, przedstawienie jej poprzez wcielaniem się aktorów w bohaterów, bez dystansu i zwrotów bezpośrednio do publiczności. Z drugiej, powstaje jednak wrażenie pewnej niedogranej prowizoryczności. Zmieszanie może wywołać scena, w której Max, przenosząc kamienie, notorycznie odgarnia włosy – nie ma to żadnych konsekwencji dramaturgicznych, może być prywatnym gestem aktora albo zabiegiem biorącym historię z czasów II wojny światowej we współczesny nawias. Bo już scenę, w której Max i Horst (Piotr Bulcewicz)stoją obok siebie na wprost publiczności i, wiedząc, że są obserwowani przez strażników, jedynie relacjonują erotyczne zbliżenie, bez zakazanego dotyku, można czytać nie w kontekście przestrzeni obozu koncentracyjnego czy uwięzienia jako takiego, a dzisiejszej dyskryminacji, braku „przyzwolenia” części społeczeństwa na legalizację związków homoseksualnych. Na taki efekt wpływa zerwanie z ilustracyjnością: wysportowane ciała bez koszulek i brak pasiatych czapek, wcześniej zakrywających włosy. Widać mężczyzn, ludzi bez charakteryzacji, zewnętrznego kostiumu. Co prawda, aktorzy wypowiadają tekst, patrząc ponad publiczność, ale to widownia może być potraktowana w tym momencie jako nadzorcza zbiorowość, która nie pozwala ciałom się połączyć. Nie tylko dosłownie.
Ta ewentualna prowokacja i zachęta do dialogu jednak się rozmywa. Pozostają podkreślone ogólnikowe formuły wynikające bezpośrednio z tekstu. Max powtarza Horstowi, że nie jest w stanie kochać: „my nie jesteśmy stworzeni do miłości”. Pod koniec, kiedy zostaje sam, przyznaje jednak: „Może kochałem tego tancerza, kochałem Cię, Horst. I co w tym złego?”. Sztuka Bent miała swoją premierę na West Endzie, a rok później na Broadwayu. Porusza temat przemilczany w kulturze, ale nie wprowadza złożonej problematyki – jej konstrukcja jest prosta, przewidywalna. W inscenizacji została zaadaptowana do kameralnej przestrzeni teatralnej (niektóre wydarzenia relacjonuje się tylko w dialogach, odbywają się „za sceną”), rozpisana na kilku aktorów, grających podwójne role (często przeciwstawne – więzienia oraz Niemca). Bez większych modyfikacji i w zgodzie z tekstem.
W ramach pracy w obozie Max i Horst muszą przenosić kamienie. To najbezpieczniejsze zajęcie. Z jednego miejsca na drugie i z powrotem, co swoją bezsensownością ma doprowadzić ich do szaleństwa. Aktorzy przenoszą autentyczne, ciężkie głazy, są wtedy schyleni i niekomfortowo wygięci. To tylko zewnętrzy obraz. Jeden z widzów po przedstawieniu wszedł na scenę sprawdzić czy kamienie były prawdziwe. Historia nie grzebie gdzieś we wnętrzu, w trzewiach, nie skręca, bo brak jej wewnętrznego ciężaru. Pozostaje bezpieczne przenoszenie kamieni, z miejsca na miejsce, z jednej sceny do kolejnej. Po prostu ładnie układają się w całość. Nie burzą i nie podburzają.
Anna Bajek, Teatralia Warszawa
Internetowy Magazyn „Teatralia”, numer 147/2015
Teatr Dramatyczny m. st. Warszawy
Martin Sherman
Bent
reżyseria: Natalie Ringler
przekład: Rubi Birden
scenografia, kostiumy: Aneta Suskiewicz
muzyka: Piotr Łabonarski
choreografia i ruch sceniczny: Wiktor Korszla
reżyseria światła: Paweł Srebrzyński
obsada: Mariusz Drężek (Max), Kamil Siegmund (Rudy, Kapitan), Piotr Bulcewicz (Horst, Wolf), Piotr Siwkiewicz (Freddie, Strażnik, Gestapowiec), Maciej Wyczański (Greta, Oficer)
prapremiera polska: 2 października 2015
fot. Katarzyna Chmura-Cegłowska
Anna Bajek, rocznik 1994, pochodzi ze Szczecina, studentka wiedzy o teatrze Akademii Teatralnej w Warszawie, z „Teatraliami” związana od 2013 roku. Uczestniczka III edycji Warsztatów Krytyki Teatralnej „Didaskaliów”. Woli eksperyment od poprawności. Entuzjastka festiwali i teatralnych podróży.