Bumtarara... (Jasieński)

Bumtarara… (Jasieński)

„Dźgnięte nożem w bżuh ospałe bydlę sztuki polskiej zaczęło ryczeć. Przez otwór żygnęła lawa futuryzmu” – tak o swojej rewolucji pisali futuryści znad Wisły. I właśnie taką grzmiącą bestię na scenę Starego Teatru wypuszcza Ewa Wyskoczyl. Bruno Jasieński padł. Tak. Ale powrócił.

Obrazoburczy nihilista, dekadent, kabotyn, wariat, bolszewik, enfant terrible albo genialny chłopiec, co zszedł na psy. Bruno Jasieński, kochanek butonierki, bywał na salonach i w burdelach, zostawił po sobie świństwa i wiersze. Nie wiadomo, czego więcej. Jego burzliwa biografia, pełna pustych miejsc i dramatycznych zwrotów, bez wątpienia jest wdzięcznym – by nie powiedzieć „doskonałym” – materiałem do wystawienia. Widowiskowość ma zapisaną nawet w znakach przestankowych. Nie dziwi zatem monodram z niej utkany. Zaskakuje jednak pomysł sklecenia teatralnej opowieści niejako na chybił-trafił. Ewa Wyskoczyl zbudowała spektakl na kształt futurystycznego wiersza. Wszystko miesza się ze wszystkim, a – tak ważne dla Marinettiego i jego kolegów – pęd czy postulat policzkowania zdają się tutaj wręcz namacalne. Konwencja nieprzewidywalnej, absurdalnej, często paradoksalnej gry sprzyja oczywiście wzmożeniu efektu mglistej malowniczości, ale wiąże się przede wszystkim z próbą ucieleśnienia liryki autora Balu manekinów.

Co ciekawe, twórcy Jasieńskiego nie skupili się na analizie postawy Brunona-rewolucjonisty, lecz skoncentrowali się właśnie na samej rewolucyjnej poezji. Przy czym nie mam na myśli wyjęcia postaci awangardowego poety z politycznego kontekstu, a różnice w obrazowaniu dwóch sił składających się na jego – raz po raz rozpadający się – portret. Otóż: Jasieński-komunista jest głupkowato groteskowy (ilustracje jego ideologicznych poczynań to raczej gagi, kabaretowo-satyryczne wyskoki niż krytyczne, poważne komentarze), podczas gdy Jasieński-artysta jawi się wspaniałym, wielkim, genialnym piewcą postępu.

Świat bohatera mieni się zaledwie dwoma kolorami – czarnym i czerwonym. Minimalistyczna scenografia (ot, ciemne kotary, czerwone mebelki) zmienia się nie przez wymiany rekwizytów, ale niejako w wyniku działania słów. Dziecięce łóżeczko może stać się więzienną pryczą, by za chwilę znów kołysać niemowlę. Podwójność znaczeń stanowi zasadę kompozycyjną całego spektaklu. Czerwień to oczywiście symbol krwi i rewolucji, ale można doszukać się w niej także bardziej subtelnych aluzji. Mowa tu o futurystycznym umiłowaniu piękna prędkości. Samochód rozgrzany do czerwoności miał być wszak bardziej ponętny od Nike z Samotraki. Nadawanie przeciwstawnych znaczeń tym samym przedmiotom odpowiada z kolei wewnętrznie sprzecznej tożsamości Jasieńskiego: ciekawego dziecka i wiecznie nienasyconego mężczyzny, prymitywnego łajdaka i natchnionego mistrza, perwersyjnego chama i czułego kochanka. Kontrasty można by mnożyć. Tak jak kolejne „frajerstwa” idącego do piekła poety.

Michał Majnicz w roli boga awangardy na manowcach jest absolutnie bezbłędny. Gra tak, jakby jego ciałem i głosem zawładnął duch zmarnowanego pisarza. Uwodzi drapieżnymi erotykami, bombarduje manifestami, rozczula opowieścią o kobiecie, która nie przyszła. Wygląda przy tym wszystkim jak „człowiek stąd”. Odziany w dres, z piwnym brzuszkiem daleki jest od wyobrażeń o przeklętym, rozstrzelanym poecie. Aktor bowiem wcale nie wciela się w postać autora Buta w butonierce, a jedynie pozwala jej przez siebie przemawiać. A i to nie zawsze. W Jasieńskim, wbrew oczekiwaniom, nie opowiada się linearnej historii (obowiązuje logika wiersza i „słów na wolności”). Ten wyjątkowy monodram przypomina układankę, świadomie obnażającą własną niekompletność. Stąd ciemność, niepewność i niedotykalność.

Twórcy spektaklu odmawiają łatwego kontaktu. Opowieść jest jednocześnie ustanawiana i kwestionowana, a bohater nieustannie doznaje wrażenia własnej przypadkowości. Wyrwal przepisała biografię Jasieńskiego na postmodernistyczną modłę. Składanie historii przypomina tu drążenie na oślep. Właściwie można by je podjąć w dowolnym miejscu. Fragmentaryczność zdaje się jednak doskonale przemyślana. W przedstawieniu nie idzie bowiem o wskrzeszenie czy dekonstrukcję mitu Brunona, „syna królewskiego, syna kurewskiego”, ani symboliczne rozgrzeszenie artysty albo – jak kto woli – komunistycznej świni, ale o przedstawienie tragicznych skutków uwikłania w ideologie i utopie.

Na koniec warto wspomnieć o jeszcze jednym ciekawym spostrzeżeniu reżyserki. Wyrwal wprowadziła do spektaklu ostre, odważne punkowe i rockowe brzmienia, nadając mu tym samym charakter performansu młodych buntowników. Majnicz wielokrotnie podkreśla muzyczność poezji Jasieńskiego, co zresztą nie powinno dziwić, bo sam poeta urządzał, często kontrowersyjne, owiane atmosferą bluźnierstwa i profanacji, tak zwane poezokoncerty. Misiowie puszczyści czy Ludzie Wschodu grupy Siekiera okazują się idealnie współbrzmieć z bezkompromisowymi strofami awangardzisty, co każe na niego spojrzeć jako na ojca/patrona polskiego punka i muzycznej nowej fali.

Alicja Müller, Teatralia Kraków
Internetowy Magazyn „Teatralia” numer 90/2014

Narodowy Stary Teatr im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie

Stanisław Wyspiański

Jasieński

scenariusz, reżyseria, aranżacja przestrzeni: Ewa Wyskoczyl

opracowanie muzyczne: Stanisław Ruksza

projekcje wideo: Robert Mleczko

wykonanie: Michał Majnicz

premiera: 21 lutego 2014

Alicja Müller, rocznik 1991, studentka filologii polskiej, z „Teatraliami” związana od 2010 roku. Miłośniczka absurdu i dadaistów.