Być czy już nie być – oto jest pytanie… (Wielki John Barrymore)
Pełne splendoru życie w błysku fleszy wypełnione wielkimi rolami, kobietami i alkoholem, z których żadne nie przynosi całkowitej satysfakcji. Pasja, która wypala, pozostawiając same zgliszcza – odpady emocji i ludzkich odruchów, zranioną wrażliwość i głęboki smutek, jęki płacz, wrzask i wściekłość…, Wielki John Barrymore to apoteoza teatru, zetknięcie z czymś bliskim pojęciu geniuszu. To porażające epitafium jednostki, ale jakże piękne…
Już za sprawą samej scenografii przenosimy się w przestrzeń teatru szekspirowskiego – wielka skrzynia stojąca pośrodku sceny, jak calderonowska kołyska-mogiła, staje się elementem koncentrującym wokół siebie działania postaci – złamanego życiem legendarnego amerykańskiego aktora Johna Barrymore, który niczym ożywione na czas przedstawienia wspomnienie zaprasza nas w swoją ostatnią podróż. Dębowy tron oraz kosz soczystych, „zakazanych” jabłek, stojące w prawym rogu sceny, dopełniają tragicznej symboliki utraconego przez bohatera raju. Znajdujemy się jednakże we współczesnym budynku teatralnym ze stojącym wieszakiem na płaszcze i głośnikami zawieszonymi pod sufitem,
co zdecydowanie burzy ów tendencyjny sposób obrazowania, a John Barrymore wchodzi na scenę, oficjalnie witając nas na swej ostatniej, generalnej próbie do Ryszarda III. Próbie nigdy nie mającej miejsca, gdzie mistrz ceremonii jest jedynie widmem, umarlakiem wskrzeszanym w wielkich monologach Hamleta, Otella, Leara czy Ryszarda, w których z imponującą giętkością, przeistacza się w mgnieniu oka wraz z rozwojem spektaklu. Nie można jednak powiedzieć, że przedstawienie jest biografią. To raczej przepełniona ironią i goryczą ,wariacja na temat wydobywająca fatalizm ludzkiego losu, klęskę egzystencjalną indywidualności – ruchoma fotografia/portret artysty niedocenionego, wykluczonego z porządku społecznego, którego istnienie konstytuuje przeszłość, minione kreacje aktorskie. Czy funkcjonowanie poza sceną, istnienie jako ,,jednostka ludzka’’ jest jeszcze możliwe, gdy Hamlet bardziej przypomina Ofelię niż księcia?
Performatywny charakter sztuki sprawia, że jesteśmy raczej rozmówcami, spowiednikami, powiernikami czy dawno wyczekiwanymi przyjaciółmi, którym z pasją podaje się strofy dramaturga ze Stratford, jak i obrzuca brutalnymi wynurzeniami zgorzkniałego alkoholika.
Motyw American dream i motyw upadłego amerykańskiego gwiazdora zdają się nie odgrywać znacznej roli w inscenizacji Jasińskiego. Rewelacyjny Barrymore Jerzego Treli niesie ze sobą ogromny ładunek romantycznej nostalgii, momentami bardziej przypominając postać hamletyzującego Szczęsnego Juliusza Słowackiego niż jego angielski pierwowzór. Postać aktora stanowi tu jedynie wyrafinowany pretekst do powiedzenia czegoś więcej – nie tylko do opowiedzenia historii. Trela konsekwentnie podąża tym tropem, konstruując silnie zindywidualizowany wizerunek artysty i człowieka, gdzie John Barrymore, przywoływany przez odtwórcę w gestach i ruchach, demoniczny lub wyidealizowany, pojawia się jako element aktorskiego kolażu. Artysta zmienia się jak kameleon, przeskakując płynnie od karykaturalnych, turpistycznych póz i grymasów do klasycznego, wyrafinowanego sznytu właściwego teatrowi klasycznemu. Bryluje językiem z niezwykłą elastycznością, bawi się stylami umiejętnie trywializując, igrając z Szekspirem,
jak i oddając mu hołd. Niekiedy wydaje się odsłaniać, ujawniać swą prawdziwą twarz, zrzucając maskę. Ogromne uznanie należy się również Aleksandrowi Fabisiakowi, który inteligentnie i rozważnie partneruje Treli pozostawiając mu mnóstwo należytej swobody oraz przestrzeni. Spektakl Wielki John Barrymore Teatru STU jest swego rodzaju spotkaniem – metafizycznym i wielopoziomowym, absolutnie wyjątkowym, zapadającym w pamięć. To doświadczenie teatru najwyższej próby zarówno dla widzów, jak i dla twórców.
Magda Bałajewicz, Teatralia Kraków
Internetowy Magazyn „Teatralia”, numer 64/2013
Krakowski Teatr Scena STU w Krakowie
Wielki John Barrymore
William Luce
tłumaczenie: Elżbieta Woźniak
reżyseria: Krzysztof Jasiński
obsada: Jerzy Trela, Aleksander Fabisiak
premiera: 16 maja 2013
fot. mat. teatru
Magda Bałajewicz – rocznik 1991, studentka wiedzy o teatrze, interesuje się teatrem, kinem, a w szczególności muzyką – zwłaszcza tą ,,skwaszoną”, czyli jazzem; mieszka w Krakowie.
[…] niż postać Barrymore’a. To apoteoza teatru, zetknięcie z czymś bliskim pojęciu geniuszu./Magda Batajewicz, Teatralia/ […]