Czemu Ty jesteś Romeo? (Romeo i Julia)
Wystan Hugh Auden pisząc o Romeo i Julii, orzekł, że główni bohaterowie pomylili romans z miłością. Nasz osąd kochanków z Werony nie dotyczy, rzecz jasna, samego uczucia, lecz tej intensywności i dynamiki, która prowadzi w końcu do tragedii. O tej pomyłce, jak się wydaje, opowiada przedstawienie Bogusława Kierca.
Sam reżyser wyraźnie wyartykułował swoje intencje, mówiąc, że Romeo był jedną z tych postaci, która nie dawała mu spokoju, i z którą do porządku nie mógł przejść od dawna. Dokładnie – od dzieciństwa, kiedy pierwszy raz inscenizował sztukę Szekspira w domu. Przenosząc dramat na deski Teatru Maska, wybrał konwencję swoistego teatru w teatrze, a co za tym idzie – połączenia żywych aktorów z lalkami, nadając intensywności ruchu znaczenie nie mniejsze niż precyzji słowa. Taniec, wyśpiewane fragmenty dramatu (chór zakonników), ale także wymowne milczenie Romea składają się na fakturę tej niejednoznacznej inscenizacji.
Owa pomyłka, pomylenie intensywnej rozkoszy spotkania dwóch młodych istot pragnących miłości z miłością per ce (cokolwiek ta druga miałaby znaczyć), nie wydaje się specjalnie trudna. Szczególnie wtedy, gdy szyki miesza królowa Mab (grana przez Franciszkę Kierc-Franik), będąca jednocześnie Rozaliną. Tą Rozaliną, dla której Romeo przybył na bal; to właśnie jej szukał, z nią wiązał swoje plany i nadzieje (również te mające swój finał za zasłoną alkowy). Bohater spotyka jednak Julię, następuje zmiana porządku i rozgorączkowany Romeo kieruje swoją uwagę w stronę młodej panny Capuleti. W przedstawieniu jednak, co reżyser prowadzi niezwykle precyzyjnie, karty rozdaje królowa Mab, ona jest partnerką owego dialogu, co ważne, dialogu mimetycznego, nie zawsze opartego na materii słowa. Bogini bowiem zwodzi Romea, prowadzi taniec, niczym indyjska Shiva, w którym mieszają się oczekiwania, namiętności i odrzucenie.
Z kim tak naprawdę Romeo rozmawia? Kim się staje? Zatopiony w Girardowskiej mimetycznej sieci pajęczej, stoi zapatrzony w sobie tylko znaną dal, jest rozdarty, przypomina osobowość dekadencką. Jego oczy, pełne łez, wyrażają pustkę i apatię, choć przecież trawi go ogień namiętności; ogień, który zawiódł go na ten bal. Romeo (Kamil Dobrowolski) wydaje się bardzo zwyczajny. Próżno tu poszukiwać popisów aktorskich czy wielkiej kreacji, zwyczajność – to trafne określenie, pospolitość – od stroju po posturę. Część widowni była mocna zszokowana tym, że tytułowego bohatera nie gra jakiś dobrze zbudowany model (podaję w uproszczeniu). Paradoksalnie taki wybór wydobył dodatkowe sensy. Nie orzekamy, czy w rezultacie jest lepszy, czy gorszy – był to celowa i świadoma decyzja reżysera, chcącego wydobyć z bohatera nuty pesymizmu, dekadencji, rozdarcia i niepogodzenia.
Ten Romeo, wraz ze swoją typowością, jest częścią świata przedstawionego, świata powielonego i zatuszowanego, a więc będącego teatrem w teatrze, wszak aktorzy istnieją tu na równych prawach z lalkami, które animują – ze swadą i niezwykle sugestywnie. W wielu przypadkach to właśnie lalki, ożywione ręką innych postaci, zawłaszczały sobie niepodzielnie uwagę widza. Lalki, ożywiane przede wszystkim ręką ojca Laurentego, podobnie jak aktorzy, są nie tylko podlegli własnym namiętnościom, ale ulegają jeszcze wpływom Mab, co tworzy dodatkowe iluzje, spotęgowane użyciem kurtyn i zasłon.
Czytelnik zauważy, że niewiele słów padło tu o Julii, ale to dlatego że pojawią się ona (,,Ona” – tak właśnie tytułuje się bohaterka, grana przez Malwinę Kajetańczyk) na scenie zaledwie na kilka chwil. Thetrum mundi animuje królowa Mab, ale pod czujnym okiem strażnika teatralnego mikrokosmosu, który z widowni dyryguje całym przedsięwzięciem, bez niego bowiem nie odbyłaby się ani ceremonia ślubu, ani ceremonia teatralnej mistyfikacji. Mowa tu, rzecz jasna, o ojcu Laurentym (Maciej Owczarek), który wraz z innymi zakonnikami (część publiczności widziała w nich rycerzy Jedi) staje się komentatorem wydarzeń.
Scenografia jest raczej oszczędna, szczególnie często wykorzystuje się kurtyny i zasłony, które oddzielają poszczególne sceny, podporządkowane raczej logice świata wyczarowanego przez Bogusława Kierca niż Szekspira.
Spektakl jest niejednoznaczny, nie wszystkie poziomy sensu pozostają odczytane i nie wszystkie też przyciągają w równym stopniu uwagę. Z pewnością interesujące są propozycje interpretacyjne, zwrócenia uwagi na detale i niuanse postaci Romea. Przeszkodą może być namnożenie różnych elementów przedstawiania, nałożenie się wielu perspektyw, które sprawiają, że niektóre sekwencje są nieczytelne. Zachwyca forma i sensualność spektaklu, która generuje trudne do zapomnienia obrazy, przenosi akcję dramatu Szekspira w perspektywę wiecznego mimesis, ale nie daje żadnych odpowiedzi. Bogusław Kierc pokazuje tropy, naświetla elementy, analizuje postaci, choć finalnie niczego nie ułatwia. Ale – czy musi?
Mateusz Kucab, Teatralia Rzeszów Internetowy Magazyn „Teatralia”, numer 208/2017
Teatr Maska w Rzeszowie
William Szekspir
Romeo i Julia
przekład: Stanisław Barańczak
reżyseria: Bogusław Kierc
scenografia: Mariusz Haba
muzyka: Jacek Wierzchowski
choreografia: Franciszka Kierc-Franik
Obsada: Rozalina – „Królowa Mab” (Franciszka Kierc-Franik, gościnnie), Ojciec Laurenty (Maciej Owczarek), Brat Jan (Jerzy Dowgiałło), „Benwolio” (Tomasz Kuliberda), „Merkucjo” (Henryk Hryniewicki), „Romeo” (Kamil Dobrowolski), „Ona” (Malwina Kajetańczyk).
Premiera :25 czerwca 2017
fot. materiały Teatru Maska
Mateusz Kucab – student polonistyki i filozofii na Uniwersytecie Rzeszowskim.
Comments are closed, but trackbacks and pingbacks are open.