Dies irae

Dies irae

Teatr jako lustro odbijające rzeczywistość, scena jako trybuna, z której padają słowa gorzkie, lecz prawdziwe, ważne i potrzebne, wreszcie widownia jako miejsce edukacji społeczeństwa. Postulaty te przewijają się przez niezliczone manifesty i pisma teoretyczne, wychodzące spod ręki twórców i teoretyków teatralnych mniej więcej od połowy ubiegłego wieku. Bez wątpienia potrzebujemy widowisk społecznie zaangażowanych, otwierających nasze oczy na świat, który coraz częściej maluje się przed nami w ciemnych barwach. Reżyserzy i dramaturdzy powinni poruszać tematy trudne i kontrowersyjne, swoimi dziełami pobudzać do dyskusji, zajęcia stanowiska po jednej bądź po drugiej stronie. Niestety, przy tworzeniu tego rodzaju teatru łatwo jest przekroczyć cienką, niezauważalną niekiedy granicę między odwzorowywaniem rzeczywistości a jej tworzeniem…

Pedofilia w Kościele katolickim to temat obecny w mediach, głównie za sprawą wydanej niedawno książki Lękajcie się, w której holenderski dziennikarz Ekke Overbeek demaskuje przypadki seksualnego wykorzystywania nieletnich przez osoby duchowne. Głos w dyskusji na temat zaufania do skupiającej rzesze wiernych organizacji zabierają hierarchowie, politycy, osoby publiczne oraz anonimowi użytkownicy Internetu. Mnożą się świadectwa i oskarżenia. Obrońcy Kościoła zrzucają ataki na karb postępującej laicyzacji społeczeństwa, dyskredytując przy tym wyrazicieli odmiennych poglądów. Ateiści i antyklerykałowie nie pozostają im dłużni. Pomiędzy ludźmi, dla których kodeksem postępowania powinny być zasady etyczne bądź przynależne wyznawanej wierze, płyną słowa pełne jadu i nienawiści. A skrzywdzeni w dzieciństwie cierpią w milczeniu. Na taki mniej więcej grunt trafia najnowsza propozycja Piotra Siekluckiego, założyciela krakowskiego Teatru Nowego. Gniew dzieci to poruszająca, oparta na autentycznych świadectwach, chwilami metaforyczna opowieść o wychowankach prowadzonego przez Kościół sierocińca. Już sam wygląd przestrzeni zapowiada, że za chwilę zobaczymy spektakl, obok którego nie sposób przejść obojętnie. Scenografia autorstwa Łukasza Błażejewskiego to w zasadzie odrębna wypowiedź artystyczna z pogranicza malarstwa i instalacji. Ustawiona na scenie konstrukcja przypomina niechlujnie wykonany, trójdzielny ołtarz. Na nim zamiast figur Chrystusa, Matki Boskiej oraz świętych umieszczono lalki o potarganych włosach i powyrywanych rączkach. Niektóre oblano czerwoną farbą, co naturalnie przywodzi na myśl skojarzenia z motywem pasyjnym. Bo przecież chodzi tu o mękę niewinnych ofiar, symbolizowanych przez połamane zabawki, odarte ze swojego przeznaczenia. Następnie w takt bynajmniej nie sakralnej muzyki na scenę wchodzą: ksiądz (Piotr Sieklucki), siostra zakonna (Ewa Pająk) oraz troje wychowanków (Dominika Majewska, Tomasz Adamski i Mateusz Lewandowski). Dzieci, ze względów etycznych grane przez pełnoletnich adeptów sztuki aktorskiej, zaczynają wygłaszać swoje poruszające monologi. Wychowawcy przerywają im co chwilę. Tworzy się przerażający dialog odmiennych punktów widzenia, dwóch światów, które będą zderzać się w ciągu tego przedstawienia jeszcze wielokrotnie. Fabuła sztuki jest prosta. Młody, ambitny ksiądz i fanatyczna siostra Maria prowadzą ośrodek dla sierot społecznych. W placówce brakuje wszystkiego, począwszy od ciepłej wody do mycia, na mydle, paście do zębów i produktach spożywczych skończywszy. Dzieci i młodzież wychowuje się tu surowo, w oparciu o ścisły plan dnia oraz system kar i nagród, aby wypuścić w świat armię młodych chrześcijan, będących w stanie powstrzymać postępującą ateizację społeczeństwa. Wszystko dzieje się pod egidą pewnego objawienia, podobnego do tego, którego blisko osiemset lat temu doświadczył francuski pasterz – inicjator przedsięwzięcia określanego przez historyków mianem krucjaty dziecięcej. Nieskażone złem i grzechem dzieci miały wyrwać Jerozolimę z rąk niewiernych, jednak za sprawą przekupionych przez muzułmanów armatorów trafiły na targ niewolników, gdzie zostały sprzedane. Historia lubi zataczać kręgi. Podopieczni sierocińca nie zdołają zrealizować tej wzniosłej misji, gdyż najpierw zostaną pozbawieni niewinności przez swoich opiekunów. Odtąd ich nadrzędnym celem stanie się zemsta.

Kolejne sceny pokazują migawki z życia placówki. Obserwujemy lekcję religii, podczas której zniechęca się uczniów do twórczego myślenia, zadawania pytań i szeroko pojętej kreatywności w myśl tak zwanego „mentalnego habitu”. Jesteśmy świadkami spotkania z księdzem biskupem (Janusz Marchwiński), uosabiającym fałszywą moralność i pazerność na władzę. Na własne oczy widzimy, jak siostra zakonna zmusza ciężarną uczennicę do poddania się aborcji, choć tak naprawdę reprezentować powinna cywilizację życia i ruch „pro life”. Zaglądamy do sypialni, gdzie nocami wychowankowie poznają swoją seksualność, tabuizowaną za dnia przez przełożonych. W końcu naszym oczom ukazują się sceny, które zawsze już będą kłaść się cieniem na psychice tych młodych ludzi. Piotrowi Siekluckiemu udało się stworzyć spektakl, który zamiast epatować dosłownie ukazaną, perwersyjną erotyką i niepotrzebną nagością, operuje eufemizmami. Zdradzający homoseksualne zapędy ksiądz wabi chłopców do swojej sypialni słowami wyjątkowo naiwnego tłumaczenia znanej ballady Goethego, „aktowi seksualnemu” towarzyszy recytacja popularnej bajki Stanisława Jachowicza o niegrzecznym chłopcu, który ciągle ssał palce. Aborcję symbolizuje rozmontowywanie przez siostrę Marię plastikowej lalki. Tylko przez chwilę widzimy fragment nagiego ciała jednego z aktorów. Niestety, tego samego nie można powiedzieć o płynącym ze sceny języku, który, zupełnie niepotrzebnie, epatuje wulgaryzmami, stwarzając ogromny dysonans w stosunku do przedstawianej historii i czyniąc ją przez to mniej wiarygodną.

W końcu przychodzi dzień tytułowego gniewu. Wyniszczeni psychicznie, pragnący już tylko odwetu wychowankowie podczas kolejnej wizytacji z kurii urządzają swoim przełożonym istny karnawał nienawiści. Podczas uroczystej kolacji zamiast wykwintnych potraw na stole ląduje czekoladowa maź przypominająca odchody. Dzieci kolejno dają świadectwo swojego dramatu. Oprawcy milczą, nie przyznając się do winy. Tego już za wiele. Wzburzeni gniewem wychowankowie, jak na karnawał przystało, zarządzają zamianę ról między ciemiężcami a ciemiężonymi. W takt żywej, dyskotekowej muzyki, która dodatkowo wzmacnia przekaz, wychowankowie wymierzają sprawiedliwość. Całość pod względem aktorskim ani nie razi, ani zbytnio nie zachwyca. Dobre słowo należy się jednak Ewie Pająk. Aktorka z dużą dozą talentu komediowego oraz dystansu do granej postaci kreuje rolę uduchowionej, rozmiłowanej w prostym, ludowym mistycyzmie, dwulicowej siostry Marii. Niestety, młodzi adepci sztuki aktorskiej wcielający się w postaci wychowanków sierocińca swoje role odgrywają co najwyżej poprawnie. Patrząc na nich, odnosi się wrażenie, że w obliczu kontrowersyjnych, społecznych tematów tak wielkiej wagi kunszt artystyczny można spokojnie schować do kieszeni. Tylko czy na pewno o to chodzi? Oczywiście, Gniew dzieci to pewnego rodzaju hiperbola, w dodatku miejscami nierealna, utopijna. U prawdziwych ofiar tego rodzaju wykorzystywania chęć zemsty narasta często jedynie w sercu i nie może zostać zrealizowana. Skrzywdzeni boją się mówić o swoim dramacie. W społeczeństwie przesyconym ludową religijnością i myśleniem magicznym osoba duchowna bywa w dalszym ciągu kimś w rodzaju nadczłowieka. Trudno uwierzyć, że skory do pomocy ksiądz, organizujący dzieciom czas lub trudniący się pomocą najuboższym rodzinom, pięknie mówiący z ambony o miłości bliźniego i przebaczaniu, może mieć także drugą twarz. Opowieści wielu ofiar niemal z automatu traktuje się jako dziecięce fantazje bądź wykręty, by opuścić katechezę albo niedzielną mszę. Często jedynym odwetem, jaki może wziąć osoba skrzywdzona, jest trwałe odejście od instytucjonalnych form religii. Pełen przejaskrawień i wyolbrzymień jest także portret polskiego kleru odmalowany przez aktorów na scenie Teatru Nowego. Oczywiście, quasi-komediowa estetyka nadmiaru i hiperbolizacji świetnie sprawdza się w przedstawieniach poddających ostrej krytyce kwestie społeczne. Tak było zawsze. Żeby ukazać słabość jakiegoś systemu, przedstawiano go w krzywym zwierciadle. Myślący widz dekodował znaki płynące ze sceny, dopiero w jego umyśle składały się one w klarowny przekaz, który wymuszał ustosunkowanie się do prezentowanych problemów. Teoretycznie tak powinno stać się i w przypadku Gniewu dzieci. Zastanawiam się jednak, na ile specyficzna estetyka przedstawienia Piotra Siekluckiego odczytywana może być jako przejaw ostrej krytyki społecznej, a na ile jako próba produkcji, zaklinania rzeczywistości według kreowanego przez media obrazu. To z pewnością spektakl, który pobudza do zadawania pytań. Spośród nich najważniejszymi wydają się te o stopień naszej dojrzałości do sztuki krytycznej.

Katarzyna Misiuk, Teatralia Kraków
Internetowy Magazyn „Teatralia” nr 52/2013

Teatr Nowy w Krakowie

Gniew Dzieci

scenariusz i reżyseria: Piotr Sieklucki

scenografia: Łukasz Błażejewski

choreografia: Mikołaj Mikołajczyk

obsada: Ewa Pająk, Piotr Sieklucki, Janusz Marchwiński, Dominika Majewska, Tomasz Adamski, Mateusz Lewandowski

premiera: 5 października 2012

Katarzyna Misiuk (ur. 1989), studentka teatrologii, absolwentka filologii germańskiej. Z teatraliami związana od 2012 roku. Interesuje ją teatr zabierający głos w sprawach ważnych i aktualnych. Miłośniczka tanga argentyńskiego.