Dla kogo ten teatr?
Cieszę się, bardzo się cieszę, że coraz więcej ludzi chodzi do teatru. Nie jest on już archaiczną instytucją, do której spieszą jedynie starsze panie w garsonkach, a w której młodzież bywa tylko w ramach lekcji.
Prawdę mówiąc, znam takich, którzy są uzależnieni od teatru. Przychodzą na każdą premierę, ba, na każde przedstawienie danego tytułu w ciągu sezonu (tylko skąd oni mają na to czas?). Z aktorami są na ,,ty”, na bankietach traktowani są niemalże jak honorowi goście – teatr to ich drugi dom. Nie przychodzą na spektakl wystrojeni w białe koszule i buty na obcasach. Dla nich teatr stał się codziennością. I nie ma różnicy, czy siedzą na poduszce, taborecie czy parapecie – dla nich to frajda, bo są młodzi. Ale co z innymi? Co ze „starszymi paniami w garsonkach”, które raz na jakiś czas wyciągają z szafy zakurzony garnitur męża i postanawiają wyciągnąć go do teatru? Nie, one nie będą się bulwersować, one po prostu nie będą w stanie wysiedzieć dwóch godzin z chorym kręgosłupem na poduszce bez oparcia.
Nie chcę generalizować ani przytaczać wizji stetryczałego, schorowanego społeczeństwa. To tylko subiektywna refleksja. Naprawdę jestem pod wrażeniem talentu, jakim dysponują polscy scenografowie teatralni. To, jak potrafią zmienić przestrzeń sceniczną, jakie przychodzą im do głowy rozwiązania scenograficzne i jak umiejętnie dysponują wachlarzem coraz ciekawszych rekwizytów, niejednokrotnie staje się arcydziełem na skalę, powiedziałabym, nawet światową. Wydaje mi się jednak, że w natłoku tych wszystkich fantastycznych pomysłów zapomina się czasem, dla kogo jest tworzony ten teatr. Coraz częściej rezygnuje się z tradycyjnych miejsc na widowni na rzecz ławek, schodów, podestów, etc. Nieważne, gdzie widz będzie siedział tych kilka godzin, bardziej istotny staje się innowacyjny pomysł na scenografię. I o ile młodym, zdrowym ludziom to się spodoba, o tyle ci starsi zrezygnują już przy zakupie biletów. To tak, jakby zostawić na drzwiach wywieszkę: ,,Zalecane do lat 18”.
A przecież ludziom teatru zależy na tym, by dotrzeć do każdego odbiorcy. Na przeszkodzie staje nie treść sztuki czy kontrowersyjnie wyreżyserowany spektakl. Barierę fizyczną tworzą zbyt mocno puszczone wodze fantazji i zapomnienie o podstawowej funkcji publiczności. Nie chcę formułować smutnej konstatacji, że teatr niektórych wyklucza, ale niestety niedługo do tego dojdzie. Nie ze względu na uwspółcześnione adaptacje sztuk – bo na spektaklu o prostytucji widziałam już niejedną starszą panią – ale z powodu niedostosowania widowni do potrzeb niemłodej już publiczności. Dlaczego zatem się o nich zapomina? Starszy widz nie musi wcale oznaczać widza konserwatywnego. Dajmy mu tylko szansę!
Zdjęcie ze spektaklu Miasto snu w reż. Krystiana Lupy, fot. Victor Pascal
Maria Górecka, Teatralia Trójmiasto
Magazyn Internetowy „Teatralia”, numer 61/2013
Maria Górecka – rocznik 1989, absolwentka kulturoznawstwa, obecnie studentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej, zakręcona na punkcie teatru i dobrego filmu, lubi tańczyć, kocha dalekie podróże.
Denerwuje mnie w teatrze polskim to, że rozbiera się tylko mężczyzn. Nie wiem po co, komu to potrzebne. Nie pójdę już do teatru, bo nie ma w nim nic dla mężczyzn. Choćby te zdjęcie ukazuje brak kobiecej nagości, kobieta zasłania swoje wargi sromowe, po co skoro mężczyzna pokazuje wszystko. Wogóle kobiety nie ściągają majtek, albo się zasłaniają to przejaw dyskryminacji widza płci męskiej, a dla kobiet to wszystko jest bo podobno są zawsze poszkodowane…