Dlaczego krakowski artysta musi jeździć do Wrocławia, aby dobrze się bawić?

Dlaczego krakowski artysta musi jeździć do Wrocławia, aby dobrze się bawić?

Podczas recitalu Na głos i ręce Janusz Radek przyznał, że chociaż jest od ponad 20 lat artystą krakowskim, to znacznie częściej koncertuje we Wrocławiu niż w Krakowie. I również we Wrocławiu bawi się najlepiej. Zwykła artystyczna kokieteria? Z pewnością, ale mimo wszystko bardzo przekonująca. Tak samo jak cały koncert.

„Ten program jest bardzo pojemny i musimy stanąć na wysokości tej pojemności” – zapowiadał Janusz Radek na początku swojego występu w Imparcie. I nie kłamał, bo Na głos i ręce to recital wyjątkowy, w którym znalazło się miejsce na repertuar ze wszystkich dotychczasowych projektów solowych artysty. Program koncertu nigdy się nie powtarza, więc to, czy trafimy na swoje ulubione utwory, jest do samego końca zagadką. We Wrocławiu Radek wykonał w zdecydowanej większości piosenki ze swojej najnowszej płyty Z ust do ust, a także sporo kompozycji z albumu Gdzieś-po-między. Nie zabrakło też kilku utworów z recitalu Opowieść Niemenem, natomiast niestety nie wystarczyło już miejsca na starsze projekty, a więc Królową nocy i Serwus Madonna. Ale przecież nie od dziś wiadomo, że nie można mieć wszystkiego. Za to zdecydowanym plusem takiego swobodnego doboru repertuaru przez artystę jest fakt, że czuje się on w nim świetnie, dopasowując – być może – wybór do swojego aktualnego nastroju, co owocuje bardzo dobrym występem.

Wiele utworów na tym koncercie zabrzmiało zupełnie inaczej niż podczas recitalu płytowego lub na samym krążku – np. dość energiczna Wysyłkowa miłość stała się nastrojową balladą. Nie bez znaczenia jest tu charakter koncertu, o którym świadczy jego tytuł: Na głos i ręce – nietrudno się domyślić, czyj jest „głos”, natomiast „ręce” należą do Tomasza Filipczaka, który akompaniuje Radkowi na fortepianie. Trzeba podkreślić, że to nie taka łatwa sprawa, bo wokalista bardzo lubi zmienić tempo śpiewu, wydłużyć dźwięk, coś dodać, coś pominąć – wielkie brawa należą się więc akompaniatorowi za tę „grę na orientację”. Ze względu na to, że na scenie znajduje się tylko jeden instrument, pewne utwory musiały ulec modyfikacji, lecz zawsze była to zmiana na plus. Można przy tym odnieść wrażenie, że Janusz Radek zaczął już śpiewać covery własnych utworów, bo każde kolejne wykonanie jest tak bardzo inne od poprzednich.

Ale w koncertach Radka wyjątkowe są nie tylko piosenki, ale także wszystko to, co dzieje się pomiędzy nimi. Choć artysta sam przyznaje, że jego konferansjerka jest „wątła”, to jednak świetnie wpasowuje się w klimat recitalu. Dodatkowo przerwy między utworami wypełniane są przez serie dźwięków, plumknięć, mlaśnięć i pomruków, które z jednej strony są kolejnym sposobem na zaprezentowanie zdolności muzycznych artysty, a z drugiej – są specyficznymi zapowiedziami kolejnych piosenek. Zastanawiam się, czy to, że z tych odgłosów potrafię bezbłędnie wywnioskować, jaki utwór zostanie za chwilę wykonany, bierze się z dobrego słuchu, czy raczej z wieloletniego doświadczenia w bywaniu na koncertach Radka… Nawet jeśli to opowiadanie dźwiękami, które wypracował, nie dla wszystkich jest czytelne, to i tak budzi podziw i staje się nieodłącznym elementem występów tego wokalisty.

 Katarzyna Mikołajewska, Teatralia Wrocław
Internetowy Magazyn „Teatralia” numer 39/2012

Na głos i ręce

Recital Janusza Radka

Centrum Sztuki Impart

1 grudnia 2012

Katarzyna Mikołajewska – rocznik ’89, studentka kulturoznawstwa i filologii polskiej na Uniwersytecie Wrocławskim, w Teatraliach od 2010 roku, współpracuje także z portalem e-splot oraz z Nową Siłą Krytyczną. W teatrze lubi być intelektualnie przeczołgana. Najlepiej przez Warlikowskiego.