Dobre zakończenie nie musi być różowe (Kopciuszek)
To dosyć niecodzienny widok, kiedy ciemnawe korytarze i schody Sceny Kameralnej Starego Teatru z właściwym sobie wdziękiem (ale i charakterystycznym wrzaskiem) opanowują dzieci. Dopiero wtedy widać, jak bardzo konwencjonalną machiną jest teatr, wraz z całym swoim wachlarzem zasad postępowania przed i po spektaklu czy w trakcie antraktu. I jak bardzo (na szczęście lub nie) te mechanizmy uwierają dzieciaki. Tu niczym deus ex machina pojawia się reżyserka, Anna Smolar, zabierając małych (i dorosłych zresztą też) widzów na spotkanie z zupełnie nieprzewidywalnym Kopciuszkiem na podstawie tekstu francuskiego dramatopisarza , Joëla Pommerata.
Fabuła przedstawienia koncentruje się na tym, co w oryginalnej wersji baśni o Kopciuszku było zamiecione gdzieś głęboko pod przysłowiowy dywan. Historii dziewczynki, której zmarła matka, a ojciec ożenił się ponownie, chyba nie trzeba nikomu dalej opowiadać. Tak samo też każdy pamięta wieńczący baśń finał i słowa: „żyli długo i szczęśliwie”. Opowieść ta odwołuje się oczywiście do uniwersalnych prawd moralnych, mówiących między innymi o tym, że mimo wszelkich przeciwności losu należy być dobrym. A prędzej czy później będzie to wynagrodzone, na przykład w postaci przystojnego księcia na białym rumaku. Gorzej jednak jeśli Kopciuszek wcale nie marzy o szybkim zamążpójściu za bogatego i pięknego księcia. Właśnie dlatego w utworze Pommerata ważniejszy od projektowania marzeń i zadośćuczynienia, które powinno nastąpić w bliżej nieokreślonej przyszłości, jest nacisk na to, co możemy zrobić tu i teraz, żeby sobie pomóc. Poradzić z nieszczęściem, wyjść z traumy po odejściu bliskiej osoby. Owszem – nadzieja na przyszłość jest ważna, ale czekając na jej nadejście można zniszczyć się samodzielnie lub pozwolić zrobić to innym.
Kosia, nie Kopciuszek (Jaśmina Polak), to po pierwsze. W staromodnej, nijakiej spódnicy za kolano i z plecakiem, w którym ukrywa swój najcenniejszy skarb, czyli album ze zdjęciami mamy, wraz z Ojcem pojawia się przed szklanymi ścianami domu złej Macochy (w tej roli nieznosząca sprzeciwu Małgorzata Gałkowska). Jak się oboje wkrótce dowiedzą – to bardzo nowoczesny dom, zaprojektowany przez znanego architekta. Tyle tylko, że Macosze wyleciało z głowy nazwisko tego sławnego człowieka. Tak jak i szybko zapomni, że Kosia to młodziutka i wrażliwa dziewczyna, a nie nowa sprzątaczka.
Scenografię stworzoną z gigantycznych szklanych ścian dopełniają rozmieszczone po bokach sceny meblościanki na wysoki połysk. Z jednej strony zaaranżowano klitkę z łóżkiem dla tytułowej bohaterki, z drugiej natomiast zabudowę, z której wystają drzwi od pralek automatycznych, a przed zwalistym meblem ustawiono instrumenty perkusyjne (na perkusji gra Dominika Korzeniecka). Zresztą muzyka na żywo pełni tu rolę katalizatora emocji. Sceny, w których Kosia zapamiętale uderza w talerze, a z rozpędu nawet we wspomniane pralki, obrazowo oddają, jaka jest skala problemów młodziutkiej dziewczynki. I jak bardzo sobie z nimi nie radzi.
Dla psychologa Kosia będzie także materiałem na studium dziecka, które w masochistycznym praktykach (od pozwalania na słowne poniżanie i obgadywanie przez córki Macochy po akceptację zbyt wielu ciężkich fizycznie i wywołujących obrzydzenie prac domowych, jak np. przetykanie zapchanej ubikacji) stara się znaleźć ukojenie dla wyrzutów sumienia. A wyrzuty sumienia mówią jasno i bezlitośnie: to ty jesteś winna śmierci matki, bo w momencie choroby na chwilę przestałaś o niej myśleć. Kiedy ta pokrętna dla dorosłego i niemożliwa do racjonalnej obrony logika w głowie dziecka zacznie obowiązywać jako jedyna i niepodważalna zaczynają się prawdziwe problemy. Obarczanie się winą za śmierć najbliższych, zresztą w przeróżnych scenariuszach, zdarza się dzieciom bardzo często, a w realnym, współczesnym świecie nawet częściej niż w bajkach.
Pod kątem aktorstwa spektakl sprawia wrażenie równego, bez różnicowania na role mniej czy bardziej ważne. Oprócz opisanej już Kosi, warto zwrócić uwagę na jej Ojca (Zbigniew W. Kaleta) – nieporadnego, zestresowanego fajtłapę, który miota się miedzy sprostaniem roli taty samotnie wychowującego dziecko a ułożeniem na nowo własnego życia osobistego. Natomiast Córki złej Macochy (Marta Ścisłowicz i Małgorzata Gorol) grają tak wiarygodnie, że ulegając mechanizmom identyfikacji po każdym kolejnym popisie ich złośliwości i chamstwa wobec bezbronnej Kosi, można je wręcz znienawidzić. I wreszcie występujący w roli Wróżki oraz Młodziutkiego Księcia – Bartosz Bielenia. Jako Wróżka ekstrawagancki, wywrotowy, czarujący zarówno sztuczkami iluzjonistycznymi, jak i urokiem osobistym. W roli Księcia – nieśmiały, wycofany, zakompleksiony, czyli – całkowite przeciwieństwo roli czarodziejki.
Przedstawienie od pierwszej do ostatniej minuty utrzymane jest w duchu współczesnej pedagogiki, której jednym z głównych założeń jest to, aby nie infantylizować dziecka, ale nawiązać z nim dialog, badając wcześniej, a następnie wychodząc naprzeciw jego możliwościom emocjonalnym, intelektualnym i poznawczym. Spektakl podejmuje także próbę oswajania najmłodszych z odbiorem dzieł nierealistycznych , abstrakcyjnych i tych operujących metaforą. W ramach obrazowego porównania przychodzi mi tu namyśl rewelacyjna czeska artystka i ilustratorka, Květa Pacovská, którą czytelnicy baśni powinni kojarzyć choćby z oryginalnej interpretacji Czerwonego Kapturka Andersena. Ilustracje aż ociekają krwistą czerwienią, co chwilami może być bardziej wymowne niż najbardziej figuralne przedstawienie złego wilka. Zarówno Pacovská, Pommerat, jak i Smolar – ufają w intuicję i wrażliwość dziecka na sztukę.
W tej recenzji zakończenie historii Kosi pozostanie tajemnicą, ale za to śmiało mogę napisać, że choć nie będzie tu disneyowskich fajerwerków, to wszystkim Kosiom, Kopciuchom i Kopciuszkom życzę właśnie takich finałów ich mniej lub bardziej dramatycznych losów.
Agnieszka Dziedzic, Teatralia Kraków Internetowy Magazyn „Teatralia”, numer 205/2017
Narodowy Stary Teatr im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie
Joël Pommerat
Kopciuszek
tłumaczenie: Maryna Ochab
adaptacja: Anna Smolar
reżyseria: Anna Smolar
scenografia i kostiumy: Anna Met
ruch sceniczny: Paweł Sakowicz
muzyka: Natalia Fiedorczuk
muzyka na żywo: Dominika Korzeniecka
reżyseria światła: Rafał Paradowski
efekty iluzjonistyczne: Filip Piestrzeniewicz
asystent reżysera/ inspicjent/ sufler: Zbigniew W. Kaleta
asystentka scenografki: Magda Flisowska
obsada: Bartosz Bielenia – Wróżka, Młodziutki książę, Małgorzata Gałkowska – Macocha, Małgorzata Gorol – Młodsza siostra, Zbigniew W. Kaleta – Ojciec, Król, Jaśmina Polak – Młodziutka dziewczyna, Marta Ścisłowicz – Starsza siostra
premiera: 24 marca 2017
fot. Magda Hueckel
Comments are closed, but trackbacks and pingbacks are open.