O dziewczynkach i kobietach (Podróż zimowa)
Jeżeli Podróż zimowa Mai Kleczewskiej działa się gdzieś w zimnej piwnicy, wśród ścian pokrytych lustrami uniemożliwiającymi ucieczkę, w obcej i nieprzyjemnej przestrzeni, to akcja spektaklu Pawła Miśkiewicza toczy się na wybudowanym na południowej, nasłonecznionej stronie domu tarasie. Być może gdzieś w Austrii.
Za przesunięciem wizualnym podążają inne. Tekst Elfriede Jelinek, według właściwej jej stylistyki, problematyzujący przemoc i relacje władzy zaklęte w języku, jest brutalny, celny, operujący niewygodnymi metaforami i wyrazistymi obrazami. Jelinek w Podróży zimowej otwiera drzwi austriackich piwnic, w których były więzione młode kobiety jak Natascha Kampusch czy Elisabeth Fritzl. Inscenizacja Teatru Polskiego nie schodzi do podziemia, by przyjrzeć się życiu uwięzionych i molestowanych dziewcząt, pozostaje na słonecznej stronie, po której przechadzają się „niewidome” i „głuche” matki, siostry, sąsiadki. Kobiecość, macierzyństwo, relacje matek i córek są tutaj naznaczone skazą, jakby każde pokolenie kobiet obarczało kolejne winą za własny los, warunkowany bezsensownym powtarzaniem historii matek i babek. Miłość matki jest ciężarem, ideałem, który nie ma szansy na funkcjonowanie po przekroczeniu progu dorosłości, a więc prowadzi do nieszczęścia. Miśkiewicz nie rezygnuje z pokazywania braku solidarności między kobietami, stającego się de facto przemocą. Najbardziej brutalną sceną spektaklu pozostaje ta, w której wszystkie wcielenia Jelinek opalają się na plażowych leżakach i z dezaprobatą wypowiadają się o tych kobietach, którym wieloletnie więzienie w piwnicach przysporzyło medialnej sławy. Sława budzi zazdrość, cierpienie nie budzi współczucia. W tych wylegujących się na słońcu kobietach z falą złotych włosów na czole nie ma ani krzty zrozumienia. Natascha, grana przez wokalistkę Maję Kleszcz, pozostaje „dzikim dzieckiem”, wyłączonym z porządków języka i kultury. Kasparem Hauserem społeczeństwa, które nie chce o nim słyszeć ani go słuchać. Kleszcz jest w centrum. kiedy śpiewa, wydając z siebie dźwięki pełne bólu i piękna, kiedy indziej pozostaje jedynie tłem dla rewii kilku wcieleń Elfriede Jelinek.
Miśkiewicz, opracowując tekst w ten sposób, ukazał pisarkę w niekoniecznie korzystnym świetle. Jelinek przestaje już być przemilczanym głosem wskazującym wciąż „tą samą śpiewką” na brud, hipokryzję i moralną degrengoladę społeczeństwa. Zwielokrotniona i wpuszczona w machinę teatru wydaje się używać postaci Nataschy, w imieniu której zabiera głos, ale dzięki której nadaje własnej twórczości pożądany status. Spektakl wiele zyskuje dzięki krytycznej i ostrożnej postawie wobec autorki, którą coraz częściej traktuje się zwyczajnie jako noblistkę, autorkę nowatorskich i kontrowersyjnych, ale też cieszących się uznaniem, powieści i dramatów.
Mimo wszystko inscenizacja nie jest przeciwko Jelinek. Wydaje się, że Miśkiewicz przeczytał Podróż zimową, ale od razu odrzucił estetykę, jaka zaczęła być uznawana za jedyną właściwą dla jej twórczości. Jelinek mówi z mroku i o tym. co w tym mroku się znajduje, ale jej słowa mają trafić do tych, których zaślepia słońce i o tym wydaje się myśleć reżyser. Jeżeli chcemy dowiadywać się prawdy o tym, o czym pisze Jelinek, to najpierw spoglądamy ze swojej perspektywy, a dopiero później mamy odwagę zejść ze swojej drogi i poczuć prawdziwy chłód.
Spektakl daje wreszcie niezwykłą przyjemność oglądania wrocławskich aktorek, tworzących zespół o wielkich możliwościach, który kreuje niezwykłe i pełne role indywidualne. Choć każde z wcieleń Jelinek to inny wiek, inna epoka w życiu kobiety, kreacje nie tworzą jednolitej narracji o życiu pisarki. Każda z nich angażuje się w to, co właściwe jest dla ich wieku, problemów i zainteresowań z nimi związanych. Pierwsza Elfriede (Halina Rasiakówna) to Jelinek mówiąca do widzów z perspektywy autorki. Druga (Krzesisława Dubielówna) to staruszka, która przez całe życie nie poznała prawdziwej natury czasu i docieka, czy to ona minęła czas, czy to ją czas minął. Trzecia Elfriede (Ewa Skibińska) rytmicznie bije w bęben, opowiadając historię panny młodej wystawionej na sprzedaż. Nie ma w niej już młodzieńczej naiwności, jest za to żar nienawiści spowodowanej dopiero odkrytym kłamstwem, na którym lokuje się życie każdej kobiety. Taką mądrość osiąga się dopiero wtedy, kiedy wydaje się za mąż własną córkę. Czwartą (Agnieszka Kwietniewska) poznajemy na projekcjach wideo. Jest w ciąży, z ciekawością biologa, a nie filozofa, eksploruje nadzwyczajny stan swojego ciała i drwi z kulturowych określeń takich jak „stan błogosławiony”. Piąta (niezwykła Małgorzata Gorol) to dziewczynka na rolkach w białej komunijnej sukience, albo młoda dziewczyna na szpilkach i w sukience ślubnej. Chce miłości takiej, jaką dała jej matka. Czeka na nią, bo wierzy, że jest możliwa.
Zuzanna Berendt, Teatralia Kraków
Internetowy Magazyn „Teatralia”, numer 154/2015
Teatr Polski we Wrocławiu
Elfriede Jelinek
Podróż zimowa
opracowanie tekstu i reżyseria: Paweł Miśkiewicz
scenografia i kostiumy: Barbara Hanicka
reżyseria światła i wideo: Marek Kozakiewicz
muzyka: Maja Kleszcz
aranżacje: Jacek Kita
obsada: Krzesisława Dubielówna (Elfriede II), Małgorzata Gorol (Elfriede V), Natascha (Maja Kleszcz), Agnieszka Kwietniewska (Elfriede IV), Halina Rasiakówna (Elfriede I), Ewa Skibińska (Elfriede III)
premiera: 30 listopada 2014
fot. Natalia Kabanow
Zuzanna Berendt – od trzech lat studentka teatrologii UJ, od dwóch związana z krakowską redakcją Teatraliów. Ceni sobie nadarzającą się rzadko możliwość czytania książek, które nie mają związku z teatrem.
Comments are closed, but trackbacks and pingbacks are open.