Golem wyrwany bez korzeni (Golem)
Światła na widowni ciemnieją, z głośników dobywa się niepokojący szum. Kurtyna rozsuwa się na boki, a oczom widzów ukazuje się scena zasnuta gęstym dymem. Po chwili w jego kłębach dostrzec można tajemniczą postać. Czterdzieści minut później odnoszę wrażenie, że cały ten dym został wtłoczony pod moją czaszkę. W jego odmętach snują mi się po głowie piękne plastycznie obrazy i ledwie szczątkowe fragmenty opowieści, która mogłaby je scalić.
Chociaż legenda o golemie jest mi dobrze znana, jej wersja opowiedziana przez Waldemara Wolańskiego w inscenizacji, którą można zobaczyć w łódzkim Arlekinie, zrodziła niemało pytań i niejasności. Wolański postawił na efekty wizualne. Wyreżyserowany przez niego spektakl urzeka plastycznością, dbałością o szczegóły, jest ciągiem niebywale wysmakowanych estetycznie doznań. Scena, która otwiera widowisko – mroczna, tajemnicza, z kłębami dymu pośród których ledwo jesteśmy w stanie dostrzec zarys postaci – jest hipnotyzująco zjawiskowa. Gdyby Golem był dziełem filmowym, można by spokojnie powiedzieć, że jest bardzo fotograficzny. Każdy prezentowany obraz mógłby być pojedynczym, doskonale skomponowanym kadrem.
Niestety nie tylko ze względu na piękno obrazów Golem obudził we mnie skojarzenia z fotografią. Drugim bodźcem ku takiemu spojrzeniu na spektakl jest rozpadająca się fabuła, przywodząca na myśl przeglądanie albumu, w którym poszczególne zdjęcia nie składają się w historię, nie są połączone żadnym ciągiem przyczynowo-skutkowym. Owszem, występują na nich te same motywy, ale łączenie ich może poskutkować wpadnięciem w sidła nadinterpretacji. Spektakl prezentowany w Arlekinie jest reinterpretacją przypowieści o ożywionej przez rabina Jehudę Loewa ben Becalela glinianej człekokształtnej istocie. Odniosłam wrażenie, że ze znanego mi oryginału pozostała rama: golem jest stwarzany i ożywiany przez człowieka o tajemnych, mistycznych umiejętnościach, człowiek również sprawia, że stwór na powrót staje się jedynie kawałkiem martwej materii. Wewnątrz owych ram dostajemy tylko zalążki informacji o tym, że golem posiada nadludzką siłę (jej atrybutem są potężne dłonie) czy że buntuje się przeciwko swojemu stwórcy.
Największy problem interpretacyjny rodzi postać kobiety (Aleksandra Łaba), którą można odczytać jako ów ożywczy impuls, który będzie popychał golema do działania. Impuls, który sprawia, że z kawałka gliny staje się on niemalże „pełnokrwistą” postacią. Można także interpretować kobietę w opozycji do drugiego bohatera, tajemniczego rabina (Patryk Steczek) i ową opozycję utożsamiać z walką dobra i zła, która toczy się w tytułowym bohaterze. Jest to jednak duża nadinterpretacja, która kłóci się z głęboko zakorzenioną w kulturze charakterystyką golema. Zakłada się bowiem, że jako istota stworzona przez człowieka, a nie boga, nie posiada on duszy, nie ma także zdolności myślenia oraz mowy. Trzeba także wspomnieć, że w przedstawieniu Wolańskiego, które jest reinterpretacją przypowieści mającej swoje źródło w tradycji judaizmu, motywy związane z religią zostały usunięte. Została bliżej nieokreślona ezoteryka, tajemne praktyki, które można przypisać co drugiej sekcie włącznie z rycerzami Jedi, ale nic nie wskazuje na to, że mamy do czynienia z opowieścią obecną w kulturze od setek lat. Znajomość oryginału może zatem być zarówno zaletą, jak i wadą. Zaletą ponieważ można sobie dopowiedzieć to, czego w spektaklu nie ma, zamalować konkretną wiedzą rozmazane plamy opowieści. Wadą, ponieważ wyostrzone fragmenty, które kryją się pod tymi plamami, mogą okazać się niepasującymi do całości układanki. Z jeszcze innej strony, pozostawienie ich w stanie nienaruszonym powoduje frustrację ponieważ przedstawiona historia zdaje się niespójna.
Golem trwa tylko czterdzieści pięć minut. Mimo to zdarzyło mi się spojrzeć na zegarek i sprawdzić ile jeszcze czasu do końca. Być może jest to wina minimalistycznych środków – w przedstawieniu gra dwójka aktorów łączących elementy teatru lalkowego i teatru tańca, pojawiają się elementy pantomimy, nie pada ani jedno słowo, nie zostaje użyty ani jeden rekwizyt – które okazują się niewystarczające do utrzymania zainteresowania widza przez cały spektakl. Moim zdaniem jednak jest to efekt zbyt krótkiej treści, którą nie udało się odpowiednio wypełnić czasu przedstawienia. Aktorzy tańczą, wirują, podrzucają lalką, szarpią ją, a ja zastanawiam się dlaczego to trwa tak długo. Owszem, wygląda pięknie, ogląda się przyjemnie, ale po pewnym czasie zaczynamy czuć znudzenie, jak po opowiedzianym po raz enty tym samym dowcipie, który zamiast śmiechu wzbudza w nas skrzywiony grymas twarzy. Nie są to bardzo nużące dłużyzny, ale takie, które sprawiają, że nasze myśli odlatują daleko od tu i teraz.
Z perspektywy czasu muszę przyznać, że Golem nie jest spektaklem, który zagnieżdża się w pamięci i czasami przypomina o sobie. Nie skłania do analizy, nie odsyła do refleksji na temat zniewolenia, buntu, odpowiedzialności za wykreowane dzieło. Garść ładnych obrazów to zbyt mało, żeby wzbudzić zachwyt. Niewykorzystana została siła opowieści o golemie, jej interpretacja nie jest przekonująca, rodzi zbyt wiele pytań, które nie powinny pojawiać się przy dobrej inscenizacji.
Sandra Kmieciak, Teatralia Łódź
Internetowy Magazyn „Teatralia”, numer 162/2016
Teatr Lalek Arlekin im. Henryka Ryla w Łodzi
Golem
scenariusz i reżyseria: Waldemar Wolański
opracowanie scenograficzne: Maria Balcerek, Joanna Hrk
opracowanie muzyczne: Michał Makulski
obsada: Aleksandra Łaba, Patryk Steczek
premiera: 27 października 2015
fot. mat. Teatru Arlekin
Comments are closed, but trackbacks and pingbacks are open.