Jak przestałem się martwić i pokochałem globalne ocieplenie

Jak pogodzić „faktyczność” globalnego ocieplenia z polityczną sprawczością człowieka, który miałby mu zaradzić? Sprzeczności tej niestety nie da się rozstrzygnąć, dopóki nie uznamy, że wiedza naukowa ma status probabilistyczny, a nie prawdziwościowy. Służy ona bowiem przewidywaniu przyszłości na podstawie dostrzeżonych prawidłowości, a nie samemu opisowi stanów rzeczy. – pisze Konrad Wojnowski w eseju poświęconym kryzysowi racjonalnego dyskursu w obliczu katastrofy klimatycznej.

Ilustratorka: Aleksandra Filipek

Kiedy w trakcie pożarów szalejących w lasach Amazonii Jair Bolsonaro, prawicowy prezydent Brazylii, publicznie odmówił przyjęcia pomocy finansowej od członków grupy G7 – skądinąd skandalicznie niskiej (20 milionów dolarów) – zewsząd podniosły się głosy oburzonych komentatorów politycznych, nie mogących pojąć, jak w obliczu katastrofy ekologicznej można kierować się osobistymi pobudkami. Symboliczny gest pychy ze strony Bolsonaro stanowił bowiem część większej potyczki między nim a Emmanuelem Macronem, rozgrywanej za pośrednictwem telewizyjnych wywiadów oraz mediów społecznościowych. Francuski prezydent publicznie potępił prezydenta Brazylii za brak stanowczych działań w sprawie pożarów, na co Bolsonaro błyskawicznie odpowiedział prześmiewczymi uwagami na temat żony Macrona. Trwająca kilka dni wymiana nieprzyjemnych uwag między głowami państw przypominała raczej pyskówkę między rozjuszonymi nastolatkami niż dyskusję zgodną z protokołem dyplomatycznym. Tym samym obnażyła ona naiwność tych, którzy żywili nadzieję, że w obliczu realnego zagrożenia członkowie różnych plemion będą skłonni do racjonalnej debaty i konstruktywnego działania.

Warto pochylić się nad tym – pozornie tylko – nieznaczącym skandalem dyplomatycznym, ponieważ pokazuje on klęskę racjonalnego dyskursu w obliczu katastrof. Chociaż nie sposób odmówić racji dziennikarkom, aktywistkom i polityczkom, które starają się przemówić do rozsądku opinii publicznej, sięgając po naukowe argumenty oraz jasno wskazując podmioty odpowiedzialne za katastrofę klimatyczną, to warto też odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego ich racjonalne postępowanie i argumentacja nie okazują się wcale tak skuteczne, jak sugerowałyby moc ich oraz powaga sytuacji. Nie chodzi w tym momencie o wskazywanie palcami winnych tego stanu rzeczy, czyli choćby dziennikarzy trzymających się kurczowo koncepcji informowania opinii publicznej o skandalach, które mają zszokować odbiorcę, nie zagrażając przy okazji integralności jego światopoglądu. Problem zdaje się leżeć głębiej, a mianowicie w przekonaniu, że o tak wielkiej skali można zaradzić, jeśli zrozumiemy zagrożenie i podejmiemy wobec niego racjonalne kroki. Niestety, ta wiara w potęgę racjonalnego myślenia zasadza się na niezrozumieniu specyfiki katastrofy, której przyszło nam doświadczyć, oraz antropocentrycznym założeniu, że człowiek może piastować stanowisko Najwyższego Regulatora planety.

Zacznijmy od tej drugiej kwestii, to znaczy koncepcji Racjonalnego Człowieka, zajmującego jednocześnie miejsce w centrum planetarnego ekosystemu – jako uczestnik i „ofiara” katastrofy – oraz poza jego granicami – jako bezstronny obserwator. Te dwie perspektywy nieustannie mieszają się w wypowiedziach na temat globalnego ocieplenia. I trudno się temu dziwić. Niezależnie od tego, z jakiej pozycji się wypowiadamy – aktywisty, polityka, czy naukowca – niełatwo zdobyć się na zupełną bezstronność wobec nadchodzącego kataklizmu, który zagraża przetrwaniu całego gatunku. By uzyskać tę informację, należy w pierwszej kolejności zdać się na procedury naukowe, służące nie tylko otrzymywaniu możliwie najdokładniejszych danych, ale także ograniczaniu wpływu indywidualnych oczekiwań i uprzedzeń wobec wyników badań. Innymi słowy, by móc ustanawiać fakty naukowe, należy wyzbyć się stronniczości, a zatem zrezygnować z partykularnego interesu, jakim jest w tym wypadku przetrwanie gatunku, przeprowadzającego badania. Z tej zasadniczej niezgodności perspektyw bierze się problem w komunikacji z szerszym gronem odbiorców: jak pogodzić „faktyczność” globalnego ocieplenia z polityczną sprawczością człowieka, który miałby mu zaradzić? Sprzeczności tej niestety nie da się rozstrzygnąć, dopóki nie uznamy, że wiedza naukowa ma status probabilistyczny, a nie prawdziwościowy. Służy ona bowiem przewidywaniu przyszłości na podstawie dostrzeżonych prawidłowości (na przykład zachowania planety na orbicie), a nie samemu opisowi stanów rzeczy. Ponadto jak pogodzić wizję człowieka pełniącego funkcje regulacyjne wobec ziemskiego środowiska z głęboko zakorzenionym w tradycjach monoteistycznych założeniem, że rolę tę pełni już istota wyższa? Jest to jedna z tych trudnych do urzeczywistnienia sytuacji, w których chcielibyśmy zjeść ciastko (wierzyć nauce) i zachować je na później (wierzyć religii).


Wezwanie Donny Haraway by uczynić ekologię – rozumianą jako myślenie o środowisku i wielostronnych relacjach między jego składnikami – fundamentem nowej epistemologii, wyrasta ze współczesnego dyskursu naukowego, choć wyrzeka się jego „bezstronności”. Dowartościowując znaczenie międzygatunkowych relacji symbiotycznych, w oparciu o biologię ewolucyjną, Haraway pomija ustalenia, wskazujące na istnienie podstawowych ograniczeń dla tego typu współzależności.

Problem ten powraca nawet w przypadku akademickich projektów filozoficznych, dystansujących się wobec głównego nurtu w ekologii i wzywających do radykalnego odcięcia się od dziedzictwa antropocentrycznej kultury. Na przykład wezwanie Donny Haraway by uczynić ekologię – rozumianą jako myślenie o środowisku i wielostronnych relacjach między jego składnikami – fundamentem nowej epistemologii, wyrasta ze współczesnego dyskursu naukowego, choć wyrzeka się jego „bezstronności”. Dowartościowując znaczenie międzygatunkowych relacji symbiotycznych, w oparciu o biologię ewolucyjną, Haraway pomija ustalenia, wskazujące na istnienie podstawowych ograniczeń dla tego typu współzależności. Jednym z takich przemilczeń, kluczowych dla jej argumentacji, jest zasada Gausego, stanowiąca o tym, że jeżeli dwa gatunki lub populacje zajmują tę samą niszę ekologiczną, to ten, któremu udało się zdobyć przewagę, będzie stopniowo wypierał drugi1. Haraway nie zależy rzecz jasna na naukowej obiektywności, ale konstruowany przez nią obraz symbiogenezy zupełnie pomija tak fundamentalne problemy jak konkurencja i walka o zasoby. W tym sensie myśl Haraway stanowi lustrzane odbicie XIX-wiecznej teorii Herberta Spencera, który, roszcząc sobie pretensje do naukowego obiektywizmu, redukował złożoność ewolucji do prostej walki o przetrwanie, by w ten sposób uzasadniać swoje konserwatywne poglądy na społeczeństwo. Rzecz nie w tym, by podejmować się w tym momencie pośrodkowania czy korygowania tych stanowisk, co, mówiąc szczerze, byłoby wielce niesprawiedliwe wobec Haraway. Warto jednak zwrócić uwagę na zasadniczy kłopot, wynikający z próby pożenienia polityki lub filozofii (które – poszukując sensu i znaczenia – nieuchronnie wyrażają interesy konkretnej wspólnoty) z dyskursem naukowym, dążącym z zasady do wyparcia tychże interesów (i uprzedzeń) z rozumowania w imię obiektywności.

Na tym właśnie polega polityczna bezużyteczność i nieskuteczność nauki, która wytwarzając miliony twierdzeń o wszechświecie – w szczególności o jego uporczywym trwaniu przed pojawieniem się homo sapiens na Ziemi – stopniowo znosi możliwość stanowienia stricte ludzkiego sensu i znaczenia. Ray Brassier w książce Nihil Unbound: Enlightenment and Extinction, poświęconej naukowemu nihilizmowi,obrazuje to następująco:

Nauki przyrodnicze produkują twierdzenia o preludzkim świecie. Na przykład, wszechświat ma około 13,7 miliarda lat; Ziemia ukształtowała się około 4,5 miliarda lat temu; życie na Ziemi rozwinęło się około 3,5 miliarda lat temu (…). Przy okazji generuje również coraz więcej twierdzeń o postludzkim świecie. Na przykład, Droga Mleczna zderzy się z galaktyką Andromedy za 3 miliardy lat; Ziemia zostanie spalona przez Słońce za 4 miliardy lat; wszystkie gwiazdy we wszechświecie przestaną świecić za 100 trylionów lat; i wreszcie, za 1010120 10120 lat cała materia w kosmosie rozpadnie się na niezwiązane cząstki elementarne.


Jeżeli nauka diagnozuje przygodność życia na Ziemi oraz prognozuje nieuchronność wymarcia gatunku ludzkiego, to trudno oczekiwać, by była metafizycznym oparciem dla jakiegokolwiek projektu filozoficznego (lub politycznego).

Obserwacja ta prowadzi Brassiera do konkluzji, że oświeceniowy dyskurs naukowy zmierza nieuchronnie do zanegowania antropocentryzmu. W przeciwieństwie do większości myślicieli i myślicielek posthumanistycznych nie wierzy on jednak wcale w możliwość zbudowania afirmatywnej narracji na podstawie nauki, gdyż ta prowadzi prosto w odmęty nihilizmu. Jeżeli bowiem nauka diagnozuje przygodność życia na Ziemi oraz prognozuje nieuchronność wymarcia gatunku ludzkiego, to trudno oczekiwać, by była metafizycznym oparciem dla jakiegokolwiek projektu filozoficznego (lub politycznego). Oczywiście nie wyklucza to możliwości selektywnego korzystania z twierdzeń naukowych w celu podparcia takiej lub innej opowieści, określającej sens i znaczenie ludzkiej egzystencji na Ziemi, ale równie dobrze mogą one afirmować bioróżnorodność, jak i selekcję naturalną. Logika konsensusu naukowego i politycznego są więc nie do pogodzenia, ponieważ dyskurs naukowy wcale nie wymaga ustanowienia sensu dla danego odkrycia. Liczy się jedynie to, czy dana teoria pozwala na dokonywanie precyzyjnych przewidywań.

Ten teoretyczny problem znajduje odzwierciedlenie w praktycznej komplikacji. Aby skutecznie przeciwdziałać globalnemu ociepleniu, nie można polegać ani na działaniach jednostek, które z dnia na dzień porzuciłyby samochody i samoloty, ani polityce pojedynczych państw. Nawet jeżeli udałoby się przekonać największych konsumentów paliw kopalnych do ograniczenia konsumpcji, to idący za tym drastyczny spadek cen ropy sprawiłby, że kraje, które do tej pory nie mogły pozwolić sobie na zakup cennych zasobów, natychmiast wykorzystałyby tę możliwość do zdobycia przewagi ekonomicznej nad dawnymi hegemonami. Czym innym jest bowiem przekonywać do zmiany swoich przyzwyczajeń mieszkańca bogatej Północy, a czym innym osobę z biednego Południa. Ten pierwszy ma bowiem dostęp do infrastruktury, stworzonej dzięki kolonialnemu wyzyskowi oraz przyspieszonej eksploatacji paliw kopalnych, o czym temu drugiemu wolno ledwie pomarzyć. Choć można oburzać się na pychę i autodestrukcyjny nihilizm Bolsonaro, który odrzucił pomoc grupy G7, to jego „irracjonalna” postawa obrażonego chłopca nie wzięła się znikąd. Lasy Amazonii nie płonęłyby przecież, gdyby nie ogromne zapotrzebowanie na olej palmowy, soję i wołowinę (a kto konsumuje tych produktów najwięcej, nie trzeba chyba wspominać). Trudno więc wyobrazić sobie scenariusz, w którym przedstawiciele wszystkich narodów na świecie z dnia na dzień zjednoczą się w imię dobra ludzkości; zresztą do niedawna bogatsi niechętnie zaliczali biedniejszych do tego szlachetnego grona. Alternatywy wobec tego rozwiązania wydają się jeszcze odleglejsze. Najprostsza zakładałaby utworzenie międzynarodowych organizacji (rządu światowego2) lub automatycznych systemów zarządzania za pomocą sztucznych inteligencji, podejmujących kluczowe decyzje na poziomie planetarnym. Taki apolityczny system zarządzania można by z łatwością zaprogramować tak, by optymalizował ludzką ekonomię (na przykład tymczasowo podnosząc podatki, by ograniczyć konsumpcję lub wzrost nierówności) w odniesieniu do danych o zmianach środowiska. Wiązałoby się to jednak z dobrowolnym ograniczeniem suwerenności państw narodowych oraz koniecznością bardzo szybkiego dostosowania form identyfikacji kulturowej, czyli przejścia od tożsamości narodowej do tożsamości gatunkowej3. Nie można oczywiście przesądzać, że taka możliwość jest kategorycznie wykluczona. Niemniej jednak doświadczenie życia w kraju takim jak Polska, nie napawa optymizmem.

Zasadnicza trudność w podjęciu skutecznej walki z katastrofą klimatyczną wynika więc z konieczności zajęcia pozycji chłodnego dystansu lub powszechnej zgody, które w praktyce wydają się zupełnie nierealne. Podejmowane obecnie działania można przyrównać do desperackich prób przeciwstawienia się potężnemu cyklonowi, podejmowanych przez stojącego w jego centrum człowieka. Globalne ocieplenie, jak sama nazwa wskazuje, nie jest problemem lokalnym, który można uprzedmiotowić, uzewnętrznić i rozwiązać. Każda konferencja naukowa poświęcona temu problemowi, na którą zlatują się specjaliści z całego świata, to dodatkowe kilkadziesiąt lub kilkaset ton wyemitowanego CO2. Każda kolejna książka Naomi Klein o globalnym ociepleniu (ostatnia to zbiór opublikowanych wcześniej tekstów, opatrzonych obszernym wstępem – koronny przykład marnotrawstwa zasobów) to wycięte lasy i energia spożytkowana na jej dystrybucję oraz promocję. Gorączkowe próby przeciwdziałania katastrofie stanowią w istocie jej integralną część: przyczyniają się raczej do podniesienia temperatury sporów politycznych i jeszcze intensywniejszej rywalizacji między skłóconymi stronami. To, co obecnie dzieje się w tak zwanej sferze polityczno-społecznej – nagłe wzmożenie migracji skutkujące nasileniem nastrojów ksenofobicznych i wyniesieniem do władzy na całym świecie ugrupowań prawicowych – to nie skutek uboczny globalnego ocieplenia, a jeden z jego nierozerwalnych elementów. Trwające już teraz wojny klimatyczne stanowią jedną z wielu części składowych w planetarnej kaskadzie sprzężeń zwrotnych.

Pozostaje więc potraktować katastrofę prawdziwie „postantropocentrycznie” – jako nagłą zmianę środowiska, którego jesteśmy częścią i która pociągnie za sobą szereg trudnych do przewidzenia zmian. Globalne ocieplenie – i towarzyszące mu masowe wymieranie gatunków – to nie pierwsze tego typu zdarzenie w historii planety i prawdopodobnie nie ostatnie. W gruncie rzeczy nie różni się ono znacząco od tych katastrof, które spowodował nagły wzrost aktywności wulkanicznej. Przecież i „nasz” kataklizm polega na wzmożonym wydatkowaniu energii, które zakłóca równowagę ekosystemów. Wcześniej ten nadmiar emitowała litosfera, tym razem przyszedł czas gwałtownej ekspresji biosfery. Każda kolejna katastrofa pozwalała jednak na dokonanie planetarnego resetu, któremu nie sposób nadawać moralne znaczenie: pozbywając się gatunków dominujących i tworząc nowe nisze ekologiczne, są szansą dla wyłonienia się nowych ekosystemów. Wielki sukces ewolucyjny ssaków, którego nasz gatunek okazał się największym beneficjentem, nie byłby przecież możliwy, gdyby nie uderzenie meteorytu 66 milionów lat temu. Nie da się, rzecz jasna, przewidzieć, jak potoczą się dalsze losy planety po katastrofie, gdyż ta wyznacza horyzont naszego poznania. Nie da się wykluczyć, że przez następne setki tysięcy lat Ziemia będzie pustkowiem, na którym przetrzebione życie będzie toczyć rozpaczliwą walkę o resztki dostępnych zasobów. Nie da się również wykluczyć, że globalny kataklizm umożliwi dokonanie się „przejścia fazowego” od organizmów, których życie opiera się na węglu i wodzie, do bardziej wydajnych i trwałych organizmów krzemowych. W puli prawdopodobnych scenariuszy znajdują się też te bardziej optymistyczne i ekscytujące – jak wizja świata, w którym dzięki inżynierii genetycznej uda się odbudować, a nawet zwiększyć, różnorodność życia na Ziemi – oraz te zupełnie nieinteresujące – jak ciągnące się w nieskończoność spory między państwami narodowymi. Zamiast więc zamartwiać się nadejściem katastrofy, lepiej zawczasu zadbać o świat, który jej doświadczy. Albowiem jego dalszy los w dużej mierze zależy od warunków początkowych, czyli tego, co po nas zostanie.

Przypisy

  1. Nazywając rzeczy po imieniu, zasada Gausego głosi, że współpraca między różnymi populacjami/gatunkami jest możliwa, dopóki zależy im na różnych zasobach. Do dziś nie udało się znaleźć żadnego wyjątku od tej reguły. Jeżeli posłużymy się nią w odniesieniu do populacji ludzkich, to należy przyjąć, że warunkiem pokojowej koegzystencji jest stworzenie możliwie wielu nisz ekologicznych lub zjednoczenie populacji. Niestety pierwsza możliwość kłóci się z uniwersalistyczną logiką kapitalizmu, który w imię wydajniejszej wymiany dóbr sprowadza je do wspólnego mianownika, zaś druga z istnieniem odrębnych państw narodowych, których racja bytu opiera się na posiadaniu własnego interesu na arenie międzynarodowej.
  2. Postulował to Buckminster Fuller już w latach 60. XX w.
  3. Bardziej szczegółowe propozycje jak ta, by wyznaczyć indywidualne limity emisji dwutlenku węgla i umożliwić handel nimi, co pozwoliłoby jednocześnie walczyć z globalnym ociepleniem i nierównościami ekonomicznymi, także zakładają istnienie ponadnarodowego systemu kontroli.
Adiunkt na Wydziale Polonistyki UJ. Napisał jedną książkę o Hanekem i jedną o katastrofach. Publikował w „Didaskaliach", „TDR", itd. Obecnie zajmuje się probabilistyką i awangardowymi epistemologiami w XX w.
Temat numeru: Wobec katastrofy
Podobne

Wszystkie barwy „Teatru”

Nie ma mowy o tym, żebyśmy kosztem indywidualnych przekonań wyznaczali sztywną linię pisma, choć oczywiście pewne opinie wyrażane są na naszych łamach częściej, a inne rzadziej. Pluralizm widać także w naszych corocznych werdyktach dotyczących nagród „Teatru”. Naszymi laureatkami w ostatnich latach była i Anna Seniuk i Justyna Wasilewska, a laureatami – Jerzy Stuhr i Andrzej Kłak. Choć oczywiście dla wyznawców post-teatru zawsze będziemy zbyt zachowawczy… – z Jackiem Kopcińskim rozmawia Katarzyna Niedurny w ramach cyklu wywiadów z redaktorami naczelnymi czasopism teatralnych.

19 01 2020

Całowanki zamiast zdrowasiek

Autor „Odlotu” tka swój udramatyzowany poemat z często nieoczywistych skojarzeń i strzępkowych cytatów, budując tym samym groteskową alegorię zglobalizowanej pamięci (pop)kulturowej, niejako przepuszczonej przez filtr katastroficzno-katolickiej wyobraźni. – o „Odlocie” Zenona Fajfera pisze Alicja Müller.

12 10 2019

Teatr na kredyt

Twórcy i twórczynie przeprowadzają krytyczną analizę rzeczywistości kapitalistycznej, w której relacje międzyludzkie, zarówno na płaszczyźnie społeczno-ekonomicznej, jak i moralnej, kształtują się w oparciu o pojęcie „długu” oraz modelowych figur wierzyciela/ wierzycielki i dłużnika/ dłużniczki. – Adriana Mickiewicz recenzuje „Dług” w reżyserii Jana Klaty.

12 10 2019

Liczba pojedyncza czy liczba mnoga?

Pozornie wydaje się, że tytułowa bohaterka filmu, Halla, mogłaby stać się jedną z aktywistek opisywanych przez Solnit. Wskazuje na to jej zaangażowanie w ochronę środowiska, wiara w swoje racje i chęć uzyskania wpływu na politykę energetyczną kraju, którego jest obywatelką – Zuzanna Berendt pisze o „Nadziei w mroku” Rebeki Solnit oraz o filmie „Kobieta idzie na wojnę” w reż. Benedikta Erlingssona

12 10 2019

Konstelacje

Formy niemieszczące się w określonej przez prawo strukturze są dowodem na to, że konieczność wyboru pomiędzy instytucją publiczną a kolektywem wciąż działa niekorzystnie na polaryzację pracy na rzecz rozwoju artystycznego i badawczego – pisze Anna Olszak o „Kolektywach teatralnych, artystycznych i badawczych”.

12 10 2019

Pismo w dobie przemian

Nie robiłem żadnej rewolucji. Dopiero po dobrych paru latach, już w dwudziestym pierwszym wieku, zmieniłem wewnętrzny układ pisma, czyli jego szkielet, strukturę. Zapłaciłem za to boleśnie, bo jeden z najbardziej poważanych przeze mnie ludzi w branży, mój niegdysiejszy promotor, Jerzy Timoszewicz, na parę lat zerwał ze mną wszelkie stosunki, krzycząc przedtem: „Dlaczego zabrał mi pan mój Dialog?!”. Tymczasem podstawa pozostała niezmieniona – z Jackiem Sieradzkim rozmawia Katarzyna Niedurny w wywiadzie otwierającym jej autorski cykl „Naczelni”.

12 10 2019

RAVE TILL THE GRAVE

Reżyserka tworzy silną paralelę między klasowym odbiorem choreomanii a tańcami wytworzonymi przez mniejszości rasowe i seksualne, będącymi ich własnym językiem buntu. Ostatecznie jednak przedstawiciele klas uprzywilejowanych zawłaszczyli te formy ekspresji i poddali je procesowi normatywizacji – Justyna Machaj pisze o „Truciźnie” w reżyserii Marty Ziółek

19 04 2020

W ruchu / w bezruchu

Kolory zalewają scenę, przestrzeń wypełnia gęsty dym. Piekielny skrzekot przeplata się z eterycznym dźwiękiem dzwoneczków i uderzeniami gongów, natchnione frazy pieśni Ne me quitte pas przeradzają się w słowa Psalmu 51 Miserere mei, Deus; spomiędzy kakofonii przebijają się wykrzykiwane manifesty rapera Bartusia 419. Twórcy Boskiej Komedii uruchamiają rozpędzoną machinę chaosu, tworzą wielowymiarowe sceniczne horror vacui. Stąd nie ma ucieczki – Agata Tomasiewicz pisze o „Boskiej Komedii” w reżyserii Krzysztofa Garbaczewskiego.

25 03 2020

Było ich siedem. Osiem!

Skandal! Czy już poszła plotka o tym, że Diabły to nowa Klątwa i że dla własnego komfortu lepiej nie zabierać na spektakl zbyt dużej torebki, a w niej niepotrzebnych rzeczy, bo wejściu na salę towarzyszy kontrola bezpieczeństwa, która zawsze delikatnie opóźnia rozpoczęcie przedstawienia? – Agata M. Skrzypek pisze o „Diabłach” w reżyserii Agnieszki Błońskiej.

17 03 2020

Istotne sprawy studentów

Poddawanie się przymusowi tworzenia ostrych i wyrazistych opowieści o zbiorowych praktykach oporu, będących w istocie nieostrą negocjacją wielu interesów i potrzeb, stanowi odsłonę neoliberalnego przymusu produktywności w wytwarzaniu uproszczonych, nastawionych na efekt narracji o tym, że coś się jednak „udało”

14 02 2020

Stało się. Studium (nie)posłuszeństwa

Każda instrukcja, jak każdy performans, zawiera w sobie mikrowładzę, wciela jakąś teorię, wykładnię działania – instrukcja Bukowskiego nie jest od tego wolna. Ale może ważniejsze jest to, że służy do uwidocznienia pojawiających się i działających politycznych ciał.

14 02 2020

Mam ciało!

Na wszelkie kryzysy – nie tylko te tożsamościowe, ale i fizyczne – Dziemidok daje jedną receptę: trzeba tańczyć. Taniec zaczyna przy akompaniamencie ciszy, potem kontynuuje do muzyki, która jakby rozbrzmiewa w całości w jego głowie, a do widowni docierają tylko kakofoniczne stukoty. Niestaranna melodia przekształci się w końcowej tanecznej części wykładu performatywnego w swingowy In dieser Stadt Hildegard Knef. Wewnętrzny przymus tańczenia, który staje się wręcz miłością, wydaje się być jednocześnie życiowym spełnieniem i eskapizmem – dwiema nieodłącznymi stronami pasji. Jedyną miarą sensu tego działania jest pewność siebie – Agata M. Skrzypek pisze o festiwalu Ciało/Umysł.

13 02 2020

Grotowski i cała reszta

Próba umieszczenia „odwrotu od Grotowskiego” w ciągu nieświadomych walk o artystyczną niezależność podważa dużą część krytycznej recepcji działalności reżysera „Akropolis” koncentrującej się na problemie relacji władzy. Sygnał takiej dyskursywnej kapitulacji przed majestatem wielkiego twórcy odwraca uwagę od praktyk nauczyciela i kieruje ją na „traumę” uczniów. Z takiej perspektywy krytyka „męskiego geniusza” wytraca swoją sprawczość i wartość – Mateusz Kaliński pisze o „Ja, bóg” w reżyserii Tomasza Rodowicza i Joanny Chmieleckiej.

07 02 2020

Poszukiwania w ciele

Konstytuowanie się nowej, hybrydycznej, cielesnej tożsamości w spektaklu wyklucza istnienie binarnego systemu świata opartego na opozycjach: naturalne – sztuczne czy człowiek – maszyna –
Natalia Brajner pisze o „Końcu śmierci” w reżyserii Tomasza Bazana.

22 01 2020

Sztuka jest jak Ibuprom

Wyświetlane na ekranie ponad sceną nazwy miast otwierają kolejne rozdziały spektaklu, które, z pozoru zupełnie ze sobą niezwiązane, łączą się w spójny obraz przedstawiający niemoc, obcość, wyizolowanie i bezsilność wobec rzeczywistości. Każda z dziesięciu lokalizacji to inny krajobraz i inna perspektywa. Zaczynamy w Madrycie – Julianna Błaszczyk pisze o „Możliwościach znikających przed krajobrazem” w reżyserii Tanyi Beyeler i Pabla Gisberta.

23 12 2019

Alien

W momencie zwierzenia się bohaterki o chwili, w której poczuła, że choruje na nowotwór, na scenę wchodzi Piotr Polak w czerwonym, piankowym stroju raka. Twórcy i twórczynie konsekwentnie wykorzystują kampową estetykę, by przedstawiać coraz bardziej emocjonalne tematy. Kontrast między formą a treścią ma uderzać odbiorcę, co ma umożliwić mu pogłębioną analizę prezentowanych problemów – Julia Wróblewska pisze o „Jezusie” w reżyserii Jędrzeja Piaskowskiego.

16 12 2019

Aneks – recenzja wystawy „Zmiana ustawienia”

Rzecz jasna, podkreślany przez Buchwald oryginalny status zaprezentowanego w Zachęcie spojrzenia w przeszłość należy postrzegać przede wszystkim jako chwyt marketingowy, mający wyjść naprzeciw wszystkim tym, których zniechęca wizja niemałych sal warszawskiej galerii, po brzegi wypełnionych wyblakłymi projektami scenograficznymi i butwiejącymi konstrukcjami. Za niewinnym z pozoru gestem, kryje się jednak niebezpieczna, choć już całkiem dobrze rozpoznana, pułapka – pisze Maciej Guzy o wystawie „Zmiana ustawienia. Polska scenografia teatralna i społeczna XX i XXI wieku”.

09 12 2019

Biblia ilustrowana – esej o kostiumach w spektaklu „Jezus”

Korzystanie z oferty second handów, tworzenie prac z materiałów recyklingowanych staje się deklaracją kostiumografki i manifestem chęci ograniczenia negatywnego wpływu przemysłu odzieżowego na środowisko naturalne i występującej w jego ramach nadprodukcji ubrań – pisze Seba Tokarczyk o praktyce kostiumograficznej Hanki Podrazy oraz kostiumach w spektaklu „Jezus”.

09 12 2019

Słuchanie kryzysów

Goebbels, Lauwers i Marthaler – ojcowie (!) założyciele współczesnego europejskiego teatru, mający znaczący wpływ także na polskie środowisko teatralne po 1989 roku – prezentują swoje obserwacje na temat rzeczywistości w formie dość stotalizowanej struktury scenicznej, przygniatającej widzki i widzów niemal każdym swoim elementem – Maciej Guzy pisze o trzech spektaklch prezentowanych podczas tegorocznej edycji Ruhrtriennale w Bochum

31 10 2019

Rozejrzyj się

Podjęcie przez twórczynie i twórców teatralnych i performatywnych refleksji na temat krajobrazu nie powinno być zaskakujące – w końcu krajobraz nie jest naturalnym fenomenem, a filtrem, przez jaki patrzymy na rzeczywistość, konstruowanym zresztą przez sztuki wizualne od stuleci. – Kacper Ziemba pisze o spektaklach prezentowanych w ramach cyklu komuny//warszawa „Krajobraz. Minifest”.

21 10 2019

Destrukcja obsługi

Teatr o ekologicznym zacięciu musi wskazywać rzeczywistych winnych katastrofy klimatycznej. A do tego niezbędna jest ostra, polityczna sztuka, która pomogłaby wyzwolić polski mejnstrim z hegemonii neoliberalnego dyskursu.

12 10 2019

Maszynki do świerkania

Głos – jego skala, barwa i inne techniczne parametry – dyktuje śpiewakom nie tylko dobór ról, lecz także zmusza ich do podporządkowania codziennej egzystencji zachowaniu wokalnej kondycji – Katarzyna Dobrowolska pisze o sytuacji śpiewaków operowych

12 10 2019

Zaniechać zemsty?

Dlaczego wybór padł konkretnie na Mosul? To miasto o wielowiekowej historii, biblijna Niniwa, do której zmierzał prorok Jonasz, by ostrzec jej mieszkańców przed gniewem bożym i skłonić ich do pokuty. Na szczęście Rau nie rozwija tego wątku w spektaklu, unikając skazania skomplikowanej rzeczywistości dzisiejszego Mosulu na naiwne chrześcijańsko-kolonialne moralizatorstwo – pisze Bartłomiej Janiczak o „Orestesie w Mosulu” w reżyserii Milo Raua.

12 10 2019

Ani praca, ani sztuka, ani prawda

Rubin i Janiczak wchodzą w dialog z nieprawdziwością propagandowego filmu, proponując zachwianie prawdziwością odczuć towarzyszących jego odczytywaniu. Co czujemy, gdy patrzymy na ludzi, którzy niedługo wyjadą do Auschwitz? Co to z nami robi? Jak możemy wyjść poza dialektykę przerażenia i litości? – Maciej Guzy recenzuje spektakl Jolanty Janiczak i Wiktora Rubina „Kurt Gerron. Führer daje miasto Żydom”.

12 10 2019

W lustrze dalekiej kultury

Punktem odniesienia dla spektaklu Makohona jest teatr Takarazuka założony w 1914 roku w mieście o tej samej nazwie. Nowatorskość tego przedsięwzięcia polegała na tym, że na scenie występowały tylko kobiety, chociaż na początku ubiegłego wieku w japońskich teatrach grali głównie mężczyźni – Radek Pindor recenzuje „TAKARAZUKA camp” w reżyserii Eryka Makohona.

08 08 2019

Statyści we własnym życiu

Twórczynie i twórcy nie próbują zmieniać rzeczywistości, są bowiem świadomi swojej pozycji; dają temu wyraz, ofiarowując bohaterkom i bohaterom dużo wolności, w której ci mogą pozostać w stanie albo aktywności, albo kontemplacji. – Kacper Ziemba recenzuje „Kino moralnego niepokoju” w reżyserii Michała Borczucha.

05 07 2019

Ojcowie (z) Kościoła

Premiera spektaklu – zbiegająca się w czasie z filmem „Tylko nie mów nikomu” braci Sekielskich – pozwala zwolennikom teorii spiskowych snuć domysły, że to kolejny przykład działalności antykościelnego układu – pisze Jan Karow o „Dzieciach Księży” w reżyserii Darii Kopiec.

05 07 2019

Grupa wsparcia – wywiad z Piotrem Mateuszem Wachem

Schemat jest wszędzie podobny. Wystawa, która kosztuje kilka milionów złotych czy dolarów, jest wielkim produktem, a osoby, które są w nią najmocniej zaangażowane, zostają wykorzystane – z Piotrem Mateuszem Wachem – artystą, tancerzem, performerem – rozmawia Julia Kowalska

05 07 2019

Odpowiedzialni za wyobraźnię

„Bezkarnie” jest kolejnym głosem krytycznym wobec ojców założycieli i ojców dyrektorów, których alienujące i totalizujące myślenie o teatrze podtrzymuje mity dotyczące społecznego statusu artysty.

04 07 2019

Dopiero śpiew daje swobodę?

Śpiew ma na stałe zarezerwowane miejsce na scenach teatrów dramatycznych, od eksperymentalnego teatru akademickiego w zachodnim stylu, po lokalne studia młodzieżowe czy emigracyjne amatorskie trupy – Katarzyna Dobrowolska pisze o roli pieśni w teatrze ukraińskim

04 07 2019

Nic tak nie działa jak czerwona sukienka

Wyjątkowe oddziaływanie retrospektywy „The Artist Is Present” opiera się na sile produkowanych przez Abramović obrazów, które wybijają się na niezależność i budują ikoniczny wizerunek artystki – Weronika Wawryk pisze o strategiach kreowania wizerunku przez Marinę Abramović

04 07 2019

Poważna sprawa

Wszystko wskazuje na to, że Marinie Abramović na etyce postępowania nie bardzo zależy, a pozycja, na jakiej często jest stawiana, to konstrukt, z którym nie identyfikuje się ona nawet w minimalnym stopniu. Tym, na czym wyraźnie jej zależy, jest poważne traktowanie własnej twórczości – Zuzanna Berendt recenzuje wystawę Mariny Abramović „Do czysta”

04 07 2019
SITEMAP