Jak zachwyca, gdy nie zachwyca (Trans-Atlantyk)

Jak zachwyca, gdy nie zachwyca (Trans-Atlantyk)

Fabuła pełna aż do granic, żart naprężony tak dalece, że wystarczy jeden nieuważny krok, by pękł z hukiem niczym przekłuty balon: dzieła takie jak Trans-Atlantyk zdają się nie pozostawiać teatralnym reżyserom wiele miejsca na oddech. Bezwolne podążanie za akcją wyznaczoną przez autora może narazić na śmiech krytyki, zaś próba „obłaskawienia” pełnych ostrego żartu scen grozi wypłukaniem pierwotnych sensów bądź też zamienieniem ich w jarmarczny humor. Niestety wygląda na to, że Artur Tyszkiewicz stanął przed takim właśnie problemem i wcale nie wyszedł zwycięsko z próby jego rozwiązania.

„A płyńcież wy, płyńcież Rodacy do Narodu swego! Płyńcież wy do Narodu waszego świętego chyba Przeklętego! Płyńcież do Stwora tego św. Ciemnego, co od wieków zdycha, a zdechnąć nie może!” – tymi słowami Witold Gombrowicz (Przemysław Bluszcz) – tuż po ześlizgnięciu się z ustawionej przodem do widzów pochylni – żegna odpływający transatlantyk. Rodacy – naturalnie – odpływają, zaś Gombrowicz zostaje wciągnięty w szybki wir akcji, toczącej się w stolicy Argentyny. Już przy spotkaniu głównego bohatera z pierwszym krajanem, Cieciszowskim (Tomasz Schuchardt), ujawnia się reżyserski zamysł Artura Tyszkiewicza: Gombrowicz w wąskich, współczesnych spodniach i bluzie, noszący modne, sportowe buty, skonfrontowany zostaje z całą narodową tradycją, ucieleśnianą przez ubranych w sposób typowy dla pierwszej połowy XX wieku Polaków. Obsadzono go w roli apostoła nowoczesności, niejednokrotnie wobec przeszłości wrogiej, a często zwyczajnie zagubionej. Bohater próbuje, zazwyczaj bez skutku, zrozumieć irracjonalne zachowanie innych postaci, zarówno tych z „dawnego porządku” – starego Tomasza (Krzysztof Gosztyła) czy Posła (Artur Barciś) – jak i tych, którzy symbolizują współczesność.

Niedługo bowiem okazuje się, że Gombrowicz nie jest jedynym, który ma za zadanie reprezentować dzisiejszą Polskę – jej druga strona szybko zostaje przez twórców odsłonięta.  Ratujący pisarza z trudnej sytuacji materialnej przedsiębiorcy: Baron (Bartłomiej Nowosielski), Pyckal (Dariusz Wnuk) i Ciumkała (Artur Janusiak) z dumą wkraczają na scenę, obwieszeni kiełbasą i wystrojeni w kolorowe, niechlujne ubrania wyjęte żywcem z szalonych lat 90.  Towarzyszą im dźwięki nostalgicznej muzyki typu „nieudany naśladowca Krzysztofa Krawczyka”. Współczesny rys nadany zostaje również ich zachowaniu: Pyckal przykładowo ucieleśnia figurę agresywnego kibica. Tutaj zamysł reżysera zaczyna się chwiać. Charaktery, nakreślone grubą kreską już przez pisarza, zostają poprzez te zabiegi tak silnie przerysowane, że całość  przestaje być inteligentną satyrą na pysznych, kłótliwych i rozwarcholonych rodaków, za to staje się pałką do niezbyt subtelnego uderzania w ich portret własny. Zestawienie tych strojów, muzyki, krzyku, agresji i Gombrowiczowskiego tekstu rodzi wrażenie przesytu i w efekcie niekontrolowanego chaosu na scenie.

Przesada zdaje się na nieszczęście być stałym elementem większości scen spektaklu. Nawet te doskonale przemyślane epizody trwają zwyczajnie zbyt długo, jak chociażby przepijanie w parku do syna starego Tomasza, Ignaca (Mateusz Łapka), przy dzikich rytmach „elektrosamby”. Za pierwszym, drugim razem przerwanie rozmowy przez szalone okrzyki budzi zaskoczenie i przykuwa uwagę. Za czwartym lub piątym jest po prostu przewidywalne i nieciekawe. Podobnie ze scenami z udziałem Artura Barcisia w roli Posła: mistrzowski humor aktora nie pomaga w budowaniu groteskowego nastroju satyry, gdyż jego bohater jest zbyt mocno eksponowany i powtarzane kilkukrotnie (fakt, bardzo zabawne) żarty zwyczajnie się zużywają. Przyznać jednak należy, że zamknięcie Posła we wjeżdżającym na scenę pudełku jest zabiegiem pierwszorzędnym, jak zresztą całe wykorzystanie ruchomej taśmy, służącej do „transportu” postaci po scenie.

Na pochwałę zasługuje z pewnością gra Krzysztofa Dracza jako Gonzala:  groźny, a jednocześnie subtelnie pociągający swym erotyzmem, odkrywa tajemniczy świat instynktów, by po chwili pozwolić fabule powrócić do groteski. Jego monolog o pogoni za młodymi chłopcami wypada wręcz rewelacyjnie. Jednakże reżyser znowu, niestety, idzie w stronę przesady. Gdy sceny z udziałem Gonzala mają mieć wymiar humorystyczny, Artur Tyszkiewicz rezygnuje z ostrza ironii autora Ferdydurke – przecież często z dystansem podchodzącego do swojego homoseksualizmu. Zamiast tego proponuje widzom dość niesmaczne żarty bardziej przypominające nieudaną noc kabaretową.

Reżyser za pośrednictwem Gombrowicza – jednego z najbardziej krytycznie patrzących na polskość pisarzy – chciałby powiedzieć coś o naszej współczesnej formie. Problem w tym, że chyba sam nie zdecydował, co. Z  jednej strony wiele utracił z oryginalnego przekazu, którego celem była zjadliwa krytyka narodowej tromtadracji i megalomanii, a zarazem wyzwolenie z duszącej i ciasno przylegającej formy. Z drugiej natomiast propozycja Tyszkiewicza nie wzbogaca Trans-Atlantyku o głębszą refleksję nad konkretnym, współczesnym problemem Polski. Adaptacja ta zatrzymuje się na mało ambitnym obśmianiu straganiarskich handlarzy, „Januszów” i nieudolnych dyplomatycznych prób budowy nowoczesnego wizerunku kraju. Nawet gdy poruszony zostaje problem przybierającej na sile fali nacjonalizmu, w scenie wkroczenia znajomo umundurowanych członków Związku Ostrogi, to dzieje się to w tak niewielkim związku z resztą utworu, że w dużej mierze traci swój ostrzegawczy wydźwięk.

W niepokojącym zakończeniu książkowego oryginału goście Gonzala „od Śmiechu, do Śmiechu, Śmiechem Buch, Śmiechem bach, buch, buch Buchają”, czemu przygląda się przerażony Gombrowicz. Niestety wydaje się, że w Trans-Atlantyku Teatru Ateneum to widz musi zająć pozycję pisarza, by przyglądać się dobiegającym go ze sceny okrzykom i rykom śmiechu.

 

Michał A. Pawłowski, Teatralia Warszawa

Internetowy Magazyn „Teatralia”, numer 229/2018

 

Teatr Ateneum

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk

adaptacja i reżyseria: Artur Tyszkiewicz

scenografia: Justyna Elminowska
muzyka i opracowanie: Jacek Grudzień
światło: Mateusz Wajda

przygotowanie wokalne: Magdalena Sobczak-Kotnarowska
ruch sceniczny: Maćko Prusak

obsada: Przemysław Bluszcz (Gombrowicz), Tomasz Schuchardt (Cieciszowski), Artur Barciś (Poseł), Rafał Fudalej (Podsrocki), Tadeusz Borowski (Pułkownik), Bartłomiej Nowosielski (Baron), Dariusz Wnuk (Pyckal), Artur Janusiak (Ciumkała), Krzysztof Dracz (Gonzalo), Krzysztof Gosztyła (Tomasz), Mateusz Łapka (Ignac), Wojciech Michalak (Horacy), Julia Konarska (Panna 1), Katarzyna Ucherska (Panna 2)

premiera: 17 lutego 2018

fot. Bartek Warzecha

 

Michał A. Pawłowski – urodzony w 1996 roku, student Kolegium Międzyobszarowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych i Społecznych UW, współpracownik „Teatraliów”.