Jak zostać ojcem (Tata ma kota albo Poczytaj mi tato)
Pewna poczytna pisarka podczas wizyty w Szwecji omal nie padła z wrażenia na widok tabunów ojców wzorowo spacerujących z dziećmi w wózkach. Oglądając najnowszy spektakl Łukasza Witt-Michałowskiego, można dojść do wniosku, że taki bajeczny scenariusz to jedynie wymysł wyobraźni, a w rzeczywistości ojciec jest jedynie dawcą plemników, który na dalszych etapach rozwoju dziecka przestaje być potrzebny. Chociaż chciałby.
Tata ma kota (albo Poczytaj mi tato) to spektakl, który w dość przewrotny sposób podejmuje problematykę praw ojców. Ironiczny wymiar nadaje sztuce przede wszystkim osadzenie akcji w piaskownicy. Bohaterami są wiecznie niedorośli chłopcy w krótkich niebieskich spodenkach na szelkach i białych podkolanówkach, z plastikowymi wiaderkami i łopatkami w dłoniach, a nad wszystkim króluje Wielka Matka. Majestatyczny posąg Matki Polki dominuje nad męskim światkiem i zdaje się rzucać cień na marzenia i plany dużych chłopaków.
Właściwie to w pewnym stopniu sami są sobie winni. Nie potrafią spełniać wymagań i warunków kontaktu z dziećmi, narzuconych im przez sąd. Nie potrafią wydostać się z mentalnej piaskownicy, wciąż traktując życie i relacje jako grę – każdy etap w życiu i w związku to kolejny poziom: oświadczyny, ślub, poród (grunt to zdążyć na czas), rozstanie, przekonywanie sądu do swoich racji itd. Każda porażka, sygnalizowana charakterystycznym dźwiękiem, oddala ich od wygranej, ale co z tego, skoro można wszystko zresetować i zacząć grę od początku.
Sztuka Szymona Bogacza to mozaika opowieści – każdy z bohaterów wyciąga je jak asy z rękawa, próbując wzruszyć, zaskoczyć, wzbudzić litość, podziw albo zazdrość innych. Jest zatem historia gangstera i jego „zwyczajnego” życia rodzinnego; jest historia ojca, który z powodu porannej erekcji i wścibskiego sąsiada stracił prawo do kontaktu z synem; jest relacja z sali sądowej i streszczenie przelotnego spotkania z kobietą – gatunkiem tajemniczym i dawno nie widzianym.
Obok wielości treści jest też wielość form: gra komputerowa, piosenka, teleturniej, parodie przemówień wodzów, rozprawa sądowa, szkolenie, spotkanie i tak dalej. Momentami wydaje się to nieco przytłaczające, zbyt popisowe, jakby reżyser chciał pokazać cały arsenał środków, wszystko, co potrafi – w tym jednym spektaklu. Taka konstrukcja sprawia wrażenie śmietniska form, ale z drugiej strony to panopticum jest swoistym odzwierciedleniem tego, co dzieje się ze światem ojca po stracie kontaktu z dzieckiem, po rozpadzie relacji rodzinnych i utracie praw ojcowskich.
Zróżnicowana forma niesie ze sobą konieczność aktorskiej sprawności. A tego aktorom Sceny InVitro nie można odmówić. Cała piątka doskonale odnajduje się w kalejdoskopowej konwencji, wymagającej maksymalnej koncentracji na zmianach tożsamości i sytuacji. Choć stroje ujednolicają postacie, czynią każdego jednym z wielu, nadają anonimowość, która pozostawia wyłącznie stereotypy, to jednak każdy z ojców ma swój charakter i swoją historię, każda postać jest dość wyrazista i starannie wykreowana. Całości dopełnia monolog Jana Nowickiego, który wzmacnia cyniczno-humorystyczny wymiar spektaklu i ujmuje wszystko w autoironiczny nawias.
Wieńcząca spektakl historia o Fredzie, opowiadana przez jego Uczucia przy dźwiękach małych katarynek, nie pozostawia nadziei na happy-end. Nie pozostawia też miejsca na morał i moralizatorstwo, do końca operując ironią i pokręconym humorem, który bezlitośnie rozprawia się ze zwykłym wzruszeniem i daje do zrozumienia, że o tym, co istotne, można mówić tylko przez pryzmat żartu. A Witt-Michałowski udowadnia – nie po raz pierwszy zresztą – że w jego teatrze poważne tematy świetnie sobie radzą bez nadętego patosu.
Katarzyna Łupińska, Teatralia Lublin
Internetowy Magazyn „Teatralia”, nr 144/2015
Scena Prapremier InVitro
Szymon Bogacz
Tata ma kota (albo Poczytaj mi tato)
reżyseria: Łukasz Witt-Michałowski
reżyseria światła: Marcin Kowalczuk
produkcja: Monika Stolat
obsada: Arkadiusz Cyran, Dariusz Jeż, Jan Nowicki, Przemysław Sadowski, Jarosław Tomica, Karol Wróblewski
premiera: 27 marca 2015
fot. Maciej Rukasz