Jam częścią tej siły, która wiecznie zła pragnąc, wiecznie czyni dobro (Mistrz i Małgorzata)
Bułhakow znika. W zastraszającym tempie znika z kanonu licealnych lektur, a młodzi ludzie coraz rzadziej sięgają po niego z własnej, nieprzymuszonej woli i coraz częściej nie mają pojęcia, o kim się mówi, kiedy słyszą Woland, Korowiow czy Iwan Bezdomny. Nie wiedzą, kim jest Woland, kiedy to słowo dobiega do ich uszu, lecz bez zawahania odpowiedzieli na pytanie, kim jest człowiek znajdujący się na plakacie spektaklu Mistrz i Małgorzata w lubelskim Teatrze Juliusza Osterwy. Zgodnie stwierdzili, że to musi być szatan, postać niebezpieczna, mimo że o Bułhakowie i jego mistrzowskiej powieści wiedzą tylko tyle, że… istnieje.
Już sam plakat intryguje i sprawia, że nie można przejść obok niego obojętnie, bo twarz Wolanda, którego mistrzowsko zagrał Przemysław Stippa, przyciąga, powoduje, że na chwilę przystajemy i patrząc w te oczy, które w interesujący sposób wzbudzają lekkie poczucie przerażenia, automatycznie zaczynamy się zastanawiać, jak – według Artura Tyszkiewicza – wygląda świat Bułhakowa. Od razu chcemy ów świat poznać, chcemy do niego wejść, chcemy, a wręcz musimy to zobaczyć.
Świat Bułhakowa w Teatrze Osterwy zaczyna się już od momentu, kiedy widz jest prowadzony na widownię nietypową drogą. Już wtedy czuje się lekki dreszcz emocji: to, co za chwilę zobaczymy, będzie nietypowe i zaskakujące. Czujemy unoszące się w powietrzu przerażenie, widzimy wielką twarz-maskę klauna, która przez trzy godziny będzie na nas patrzyła, a także wszystkie inne, tak samo zaskakujące elementy, które zmieniają scenę teatralną w arenę cyrkową. Chociaż widz być może nie spodziewał się takiego świata, wie, że nie pomylił drogi, że właśnie stał się częścią tej siły.
Spektakl zaczyna się, a my – publika, czujemy się dziwnie zdezorientowani, co również wpływa na to, że dreszcz emocji rośnie z każdą sekundą przebywania w tym świecie. Jedni widzowie głośno komentują, inni nagle proszeni są na scenę, aktorzy w taki sposób wykonują magiczne sztuczki, że w pewnym momencie zastanawiamy się, czy to rzeczywiście aktorzy, czy może jacyś iluzjoniści, którzy zostali wynajęci specjalnie do tego spektaklu. Śmiejemy się, a za chwilę zastygamy, wstrzymujemy oddech i nawet nie mrugamy. To wszystko sprawia, że powoli zdajemy sobie sprawę z tego, że świat, do którego trafiliśmy, jest swego rodzaju absurdem; jest pełen sprzeczności, a jednocześnie niezwykle fascynujący.
Jeżeli ktoś myśli, że widział już wszystko i nic go nie zaskoczy, to ten spektakl jest między innymi po to, aby udowodnić mu, że jednak się mylił. Szczególnie wprawiający w osłupienie jest słynny bal u Wolanda. Ten, kto czytał Mistrza i Małgorzatę na pewno ma swoje wyobrażenie na temat tego wątku, a że podobno entuzjastów tej książki jest bardzo wielu, to owych, zapewne różniących się od siebie wyobrażeń, jest również mnóstwo. Ale wydaje mi się, że takiego balu, jaki przygotował reżyser – Artur Tyszkiewicz, nie spodziewał się nikt. Początkowo, słysząc pierwsze dźwięki muzyki i patrząc na uczestników tej zabawy, można doznać szoku. W związku z tym, że ta scena jest prawdopodobnie zupełnie inna niż to, co sami wyreżyserowaliśmy sobie w naszych umysłach, może się ona nie od razu spotkać z naszą aprobatą. Myślę, że jest to jednak tylko pierwsza reakcja na ten bal, który później zagnieżdża się w nas głęboko i nie możemy, nie chcemy się od niego uwolnić. Muzyka, zasłyszana później gdziekolwiek indziej, sprawia, że przebiega przez nas ten dreszcz, który wzrastał w nas przez cały spektakl, z każdą chwilą coraz bardziej.
Kiedy słyszy się pierwsze dźwięki muzyki i widzi Wolanda jako didżeja, można pomyśleć „Boże, co tu się dzieje?!”. Ale nie jest to pytanie, które stawiamy, by lada moment zdecydować się na opuszczenie sali. Jest to raczej pytanie, które wydobywa się z nas pod wpływem wielkiego szoku i oznacza reakcję na coś, czego w ogóle się nie spodziewaliśmy. Nie można jednak opuścić swego miejsca, ponieważ słuchając dalej tej muzyki i widząc aktorów, wykonujących ekstatyczne ruchy i będących w jakimś niesamowitym transie, czujemy się tak zahipnotyzowani i przykuci do krzesła, że nie jesteśmy w stanie się nawet poruszyć.
Wielki ukłon należy się aktorom, którzy wykonali mnóstwo pracy, aby tak znakomicie odnaleźć się w świecie Bułhakowa. A nie jest to przecież rzeczą łatwą. Na szczególne uznanie zasługują Marta Ledwoń (Małgorzata) i Przemysław Stippa (Woland). Jeśli kiedyś wyobrażałam sobie Małgorzatę, to wyglądała ona właśnie tak, jak stworzyła ją ta młoda aktorka. Pomijając już fakt, że charakterystyczny głos Marty Ledwoń idealnie pasuje do tej postaci, to bardzo duże wrażenie zrobiło na mnie to, jak pokazała emocje towarzyszące Małgorzacie – wewnętrzne rozdarcie oraz poświęcenie i walka o swoją miłość, o swojego Mistrza.
Obserwując Wolanda, można przyłapać się na tym, że właściwie wzbudza on w nas swego rodzaju sympatię. Jest spokojny, jego ruchy nie są gwałtowne, głos nie jest podniesiony, czyli całkowite przeciwieństwo diabła. Ale to oczywiście tylko pozory. Moim zdaniem to mistrzowska kreacja, ponieważ nie sztuką jest po prostu zagrać, wypowiedzieć wyuczony tekst, nałożyć na siebie strój i charakteryzację. Sztuką jest wejść w daną postać do tego stopnia, że nie widzimy Przemysława Stippy grającego szatana. My widzimy po prostu szatana.
Myślę, że Mistrz i Małgorzata to spektakl, na który warto przyjechać z każdego miejsca, nawet najbardziej oddalonego od Lublina. Przegapienie lubelskiej adaptacji tego dzieła jest zdecydowanie czymś niepoprawnym – nie tylko dla miłośników Bułhakowa.
Zuzanna Olbinska, Teatralia Lublin
Internetowy Magazyn „Teatralia”, nr 123/2015
Teatr im. Juliusza Osterwy w Lublinie
Michaił Bułhakow
Mistrz i Małgorzata
reżyseria: Artur Tyszkiewicz
scenografia: Justyna Elminowska
muzyka: Jacek Grudzień
obsada: Przemysław Stippa, Daniel Dobosz, Wojciech Rusin, Jacek Król, Janusz Łagodziński, Marta Ledwoń, Paweł Kos, Hanka Brulińska, Krzysztof Olchawa, Daniel Salman, Witold Kopeć, Jolanta Deszcz-Pudzianowska, Halszka Lehman, Marta Sroka, Jerzy Kurczuk, Anna Torończyk, Grażyna Jakubecka, Wojciech Dobrowolski, Tomasz Bielawiec, Teresa Filarska, Jolanta Rychłowska, Lidia Olszak, Przemysław Gąsiorowicz, Jerzy Rogalski, Artur Kocięcki, Roman Kruczkowski
premiera: 27 czerwca 2014
fot. Mateusz Wajda