Klasyczny porządek postawiony na głowie (When the mountains changed it’s clothing)
When the mountains changed it’s clothing, czyli jak 40 niepozornych dziewcząt zmienia człowieka w ciągu 90 minut. Spektakl wielobarwnością i potęgą dźwięku splata rozmaite niuanse, problemy trapiące współczesnego człowieka, ale nie tylko. Zderza dziecięcą niewinność oraz wrażliwość z jednostką dorosłą, zarażoną chorobą cywilizacyjną. Zadaje niełatwe pytania, np. o to, czym jest zło i dlaczego nie można go czynić. I niekoniecznie daje na nie odpowiedź. Jest to także pewnego rodzaju studium nad dojrzewaniem, zmianą, jaka zachodzi w człowieku. Powstał obraz, który wydaje się wyciągniętą z czyjejś głowy mieszanką niepokoju, ekspresji, budujących i rozpadających się konstrukcji. Ciągłych pytań i mnożących się wieloznaczności. To, co dzieje się na scenie, jawi się jako niesamowita migawka z kalejdoskopu, oglądana na rozpędzonej karuzeli.
Opanowanie 40 młodych, szalonych, niekiedy dziecinnych, a niekiedy już bardzo dojrzałych dziewcząt wydaje się nie lada wyzwaniem. Jednak Heiner Goebbels, reżyser i pomysłodawca przedsięwzięcia, radzi sobie z tym doskonale. Mało tego, wykorzystuje potencjał każdej z nich. Bierze od śpiewaczek wspaniałe głosy, wycina ich ciała, pozostawia naturalność i tworzy hipnotyczną układankę, która rozpoczyna się słowami: „Just listen to me, everything is going to be all right…”.
Nieco industrialna przestrzeń hali targowej, szarobure odcienie. W tle coś na kształt szafy, w której upchano pluszowe maskotki, kolorowe płaszcze, rozmaite sukienki i inne dziewczęce fatałaszki. To po lewej stronie, po prawej zaś zastygnięte w różnych pozach białe stoły. A z przodu sterta czarnych krzeseł, które początkowo zamarłe, już po chwili idą w ruch. Ich metalowe nóżki w starciu z podłogą wywołują ogarniający ciało i umysł niepokój. Coś wewnątrz jakby prosi, żeby przestać. Spadające w jednym momencie – są jak spinacze biurowe wysypane z pudełka. Tylko trochę większe, trochę bardziej przerażające.
Na oczach widza przebudowywana jest sceneria, bohaterki zmieniają stroje, panuje ciągły ruch. Publiczność ma wrażenie, że całość żyje. Gra światło, gra rekwizyt (za sprawą Klausa Grünberga), ale przede wszystkim gra dźwięk. To główny bohater, tak jak dziewczyny. A może nawet ważniejszy? To on łączy treść z formą; treść, która formie w pewien sposób się wymyka, czasami niewiele mając z nią wspólnego.
Spektakl bez przerwy lawiruje między pojęciowym teatrem muzycznym a konwencjonalnym teatrem dramatycznym (np. scena rozpruwania miśków), poszerzając się po drodze o trochę melorecytacji czy pantomimy. Z jednej strony widać jedność, pewną harmonię, geometryczny ład. Z drugiej zaś w przeciągu ułamka sekundy prosta linia rozjeżdża się, za chwilę jest rojem czarnych mrówek, a następnie znów układa się w zwartą całość.
Nie tylko ustawienie postaci przywodzi na myśl figury geometryczne. Autor zapętla tekst, tworząc natarczywe koło: „ – Zostaniesz ukarana. – Schowam się, – Zapytamy, co robisz. – Skłamię. – Nie możesz kłamać. – Dlaczego? – Bo kłamstwo jest złe – I co z tego? – Zostaniesz ukarana…”. Widać, że rozkłada on słowa na czynniki pierwsze, bawi się z nimi, bada ich możliwości. Jak mówił w jednym z wywiadów: „Ważne są dla mnie forma i rytm tekstu, tego podczas komponowania nie mogłoby mi zabraknąć”.
Świetne, zaskakujące i przenikliwe widowisko. Wielowymiarowe, lepsze do oglądania niż definiowania. Dziewczyny, które mają pokazywać przeobrażenia, którym podlegają, stają się jednym organizmem, jednym głosem. Lecz mimo to zachowują swoją naturalność. Są jednością zbudowaną z indywidualnych pierwiastków. Każda z nich inaczej się porusza, uśmiecha, co znów powoduje swego rodzaju dysonans. Młode śpiewaczki są wspaniale zgrane, utrzymują ze sobą kontakt wzrokowy, wyczuwają się nawzajem (co widać zwłaszcza w scenie, w której ustawione w trójkąt odpowiadają jednym głosem, zaczynając i kończąc w tym samym momencie. Żadna się nie wyłamuje, nie kruszy zbudowanego szyku). Do widza dociera ich wewnętrzna integracja, w powietrzu czuć metafizykę. Poza cudowną energią, którą utrzymują przez cały czas, mają także nieziemskie wokale. Kiedy wydobywają pierwsze dźwięki, po plecach przebiega dreszcz i odnosi się wrażenie, że ich śpiew płynie gdzieś z serca Kosmosu, z samego środka Wszechświata. Wielkie brawa należą się Karminie Šilec, która będąc dyrektorem artystycznym Vocal Theatre Carmina Slovenica, sprawuje muzyczną, i nie tylko, opiekę nad młodymi wokalistkami. Tworzy dzięki ich głosom niebywałe zjawisko. Dziewczyny wybijają rytm – widz przenosi się do afrykańskiej wioski; płyną po skali dźwięku – widz odczuwa zmartwienie, trwogę, a za chwilę wspaniale się bawi do rytmu „tik taka taka taka tam”. Można mieć tylko jedno zastrzeżenie – to (ledwo) zauważalne elementy prywaty: jakiś niesforny kosmyk włosów, który trzeba zagarnąć z powrotem za ucho, albo przekręcona bluzka, którą należy poprawić. Wszystko to jednak wynagradza ich wspólny śpiew, całkowicie tuszujący wszelkie drobne niedoskonałości.
Spektakl wielobarwny, wykorzystujący iluzję, absurd, paradoksy. W sposób nierzeczywisty ilustruje przebiegłość i podstępność rzeczywistości. Wychwytuje spryt dziecka. Ukazuje, że z wiekiem, tak jak tabliczki mnożenia, uczymy się kłamać. Kłamiemy na potęgę, z jedną niewiadomą, stopień wyższy – z dwiema. Spektakl pokazuje również potrzebę koncentracji na własnych myślach, odnalezieniu siebie. Wywleka z człowieka to, co najgłębiej schowane (potrzeba bycia pochwalonym, docenionym, „ale na to nie można liczyć” – pada smutna odpowiedź). Robi to za pomocą szczególnego obrazu, więc nikt nie ma pretensji i każdy się temu poddaje. Pojawia się również kwestia wolności, intymności czy autonomiczności (w tym przypadku mała dziewczynka płonie rumieńcem, gdy mama zabiera jej opowiadania i czyta je przy całej rodzinie). Mamy do czynienia także z artystycznym niezadowoleniem, wyrzutem czynionym sobie („W mojej głowie pojawiła się piękna historia. Gdy zaczęłam ubierać ją w myśli, już się zdeformowała, gdy sięgnęłam po papier i ołówek i zaczęłam kreślić pierwsze słowa, pokruszyła się i rozpadła całkowicie, zabiłam tą piękną historię…”). Pada też pytanie o śmierć. Narrator stara się skłonić swoją rozmówczynię do stwierdzenia, że wszyscy prędzej czy później umrzemy, i gdy zadaje bezpośrednie pytanie: „będziesz żyła wiecznie?”, stanowczy, zdeterminowany głos odpowiada: „tak”.
Nie jest to więc tylko efekciarskie widowisko, lecz także filozoficzno-moralna debata, swego rodzaju życiowy bieg przez płotki. A na końcu zostaje jak zwykle niedopowiedziana nadzieja i wiara, że ten świat może jednak nie jest taki zły…
Sceny wyciągnięte niby z „Akademii Pana Kleksa” tańczą do wspólnego rytmu. Światła płynnie przenoszą z jednego obrazu do drugiego, zacierając wyraźne granice między nimi. Nic nie jest powiedziane wprost. Wszystko wynika z gestu, słowa, melodii. To jest fantastyczne i zachwycające. Wartka akcja jest poprzetykana pauzami (świetna scena, kiedy dziewczyny wychodzą z atmosfery ogólnego rozgardiaszu ustawiają krzesła w jednej linii i siadają z przodu sceny, by przez dłuższą chwilę wpatrywać się w widza, bez mrugnięcia powiekami) – trzyma w napięciu. Widać otwartość autora na różne gatunki oraz jego zamiłowanie do eksperymentu. Spektakl sytuuje się poza wszelkimi schematami, odrzuca ograniczenia, jest wieloaspektowy. To, co przedstawia, ma zawsze jakieś drugie dno. Jest też w pewnym sensie intuicyjny. Pędzlem muzyki próbuje uchwycić myśli, namalować uczucia. Gdy światło gaśnie, pojawia się ta chwila ciszy, w której każdy wybudza się ze snu. Potem rozbrzmiewają już tylko brawa i dziewczyny schodzą ze sceny, zostawiając widza w magicznym otępieniu…
Daria Bełch, Teatralia Lublin
Internetowy Magazyn „Teatralia” numer 73/2013
18. Międzynarodowy Festiwal Konfrontacje Teatralne (12–19 października 2013)
When the mountains changed it’s clothing
Heiner Goebbels i Carmina Slovenica
idea, reżyseria i muzyka: Heiner Goebbels
dyrektor artystyczna Vocal Theatre Carmina Slovenica: Karmina Šilec
scenografia i światło: Klaus Grünberg
choreografia: Florian Bilbao
kostiumy: Florence von Gerkan
scenariusz: Matthias Mohr
dźwięk: Willi Bopp
muzyka: Johannes Brahms, Arnold Schönberg, Karmina Šilec, Sarah Hopkins & Heiner Goebbels
wokal: Ambrož Maja, Arnejčič Ana, Arnejčič Iva, Bočnik Špela, Bočnik Tamara, Borec Saša, Borko Mojca, Borkovič Neža, Breznik Barbara, Brvar Špela, Črnčič Jasmina, Dvornik Danaja, Germ Eva, Gostenčnik Anja, Gostenčnik Staša, Gril Rogina Kaja, Habjanič Sintija, Hanžič Nina, Karlovčec Nastja Anastazija, Knehtl Špela, Kralj Nika, Lačen Alja, Lavrenčič Alenka, Lazar Petra, Novak Ana, Pečovnik Nika, Pušenjak Nina, Reljič Aina, Ritonija Sara, Sandrin Ana, Stojkovič Melanija, Studen Ana, Šimek Barbara, Topolovec Jera, Vasle Neža, Vinkovič Anja, Zidarič Mojca, Žnidar Anja
premiera: 26 września 2012
fot. Maciej Rukasz
Daria Bełch (1993) – studiuje sinologię na KUL-u i filozofię we własnej głowie. Teatr (najczęściej nietuzinkowy, alternatywny) i taniec (głównie współczesny) to dwaj wierni kompani, którzy towarzyszą jej od lat, pod wieloma postaciami i w każdym miejscu na Ziemi. Woli nie szufladkować i z otwartymi ramionami doświadczać. Scena (niezależnie z której strony) i książki dają jej tyle samo radości, co spotkanie z drugim człowiekiem.