Kto? Co? Alicja! (Na L…)
Już początek historii owiany jest mgłą nierzeczywistości. Gdzieś na skraju lasu rozbija się zielony Fiat Seicento, w środku dwoje pasażerów: kobieta i mężczyzna. Pewność znika po chwili, mężczyzna to chyba jednak biały królik, wybiega z samochodu, bardzo się spieszy, jest już spóźniony. Kobieta zostaje sama, na policzku ma ślad krwi, ale nic jej się nie stało, żyje. Chyba. Zapytana jak ma na imię odpowiada, że nie wie, ale chyba jakoś „na L…?”.
Reżyserka spektaklu, Aleksandra Konieczna, w programie dyplomu zrealizowanego ze studentami czwartego roku wydziału aktorskiego krakowskiej PWST zadeklarowała, że jej interpretacja Alicji w Krainie Czarów i Alicji po drugiej stronie lustra Lewisa Carrolla niewiele ma wspólnego z bajką dla dzieci. Nie rezygnując z fantastycznego sztafażu, źródło zagadkowych przygód Alicji umieściła nie po stronie sennego marzenia, ale gdzieś pomiędzy pourazową amnezją, narkotyczną wizją i alkoholowym majakiem. Alicja nie jest w tym świecie dziewczynką. Świat do którego trafia w nieznanych sobie okolicznościach nie kusi jej dziwną baśniowością, ale wciąga w swoje tryby. zamykając wszelkie drogi ucieczki.
Świat z powieści Carrolla, zazwyczaj przedstawiany jako nasycony kontrastowymi kolorami, intensywną czerwienią, zielenią i błękitem (jak na przykład w filmowej wersji Tima Burtona) zostaje tutaj ograniczony do bieli. Jednolitość białych kostiumów jest subtelnie indywidualizowana przez szczególne rysy nadawane każdej postaci. Tajemniczo uśmiecha się do nas queerowy Kot z Cheshire (Jakub Margosiak), nieobecny Król (świetny Bartosz Bielenia) drepcze w szlafroku i klapkach za swoją małżonką, która w białych kozakach z zadziwiającą łatwością szafuje wyrokami śmierci. Bohaterowie nie są tutaj związani z żadną konkretną, właściwą sobie przestrzenią. Scenografia obejmująca jedynie wrak samochodu i ekran, na którym wyświetlane są projekcje wideo, pozwala na natychmiastowe pojawianie się jednobarwnego korowodu przed oczami widzów. W płynnie następujących po sobie sekwencjach odnajdujemy znajome sceny jak herbatka u Kapelusznika, turniej gry w Krokieta (nie – krykieta oczywiście!) czy pogawędki z homarami. Dzięki dynamicznemu montażowi reżyserce udało się utrzymać dobre tempo spektaklu, który nie nudzi, choć posługuje się fabułą bardzo dobrze znaną widzom
Przygody Alicji są z całą pewnością wdzięcznym materiałem twórczym, który łatwo jednak sprowadzić do efektownej estetycznie powierzchowności. W tę pułapkę wpada niestety przedstawienie PWST – wydaje się, że wyrazisty rys estetyczny zastępuje określenie właściwego tematu i kierunku, w jakim ma zmierzać inscenizacja. W zadawanych wciąż pytaniach „Kim jesteś? Jak się nazywasz?” przeczuwa się potrzebę określenia spójnej i konkretnej tożsamości, której nie można by już poddawać ciągłym wątpliwościom. Zapomnienie własnego imienia nie jest jednak tutaj jednoznaczne z utratą tożsamości. Ciągłe powtarzanie w dialogach pytania o imię nie znajduje wyrazu w scenicznej rzeczywistości ani na poziomie gry aktorskiej, ani atmosfery. Problem ten zaprząta Alicję zaledwie na kilka sekund. Stan zawieszenia, niemożliwości określenia siebie od razu przerywany jest przez pęd akcji, nie wydaje się przez to nawet w najmniejszym stopniu opresyjny. Dodatkowo główna bohaterka w kreacji Moniki Frajczyk nie jest rozbitym podmiotem w „stanie granicznym” (o jakim pisze w programie reżyserka). W jej odważnym, tandetnym kostiumie, nonszalanckim sposobie wypowiadania się i aktywnej postawie, jaką przyjmuje wobec innych bohaterów, nie widać zagubienia, ale wyrazisty charakter. Ciekawym mogłoby być tutaj postawienie znaków równości między imieniem, pamięcią a tożsamością, nic takiego nie ma jednak miejsca. Rozciągnięcie na cały spektakl krótkiej sceny z książki, w której Alicja nie może przypomnieć sobie jak ma na imię, wydaje się być zabiegiem nieuzasadnionym.
Poszczególne kreacje aktorskie są charakterystyczne i ciekawe. Studenci pokazali warsztat, talent i wyobraźnię, tę ostatnią zwłaszcza w świetnie prowadzonych, absurdalnych grach językowych. Całości brak jednak spójności, jaką nadaje klarowna wizja reżyserska. Na L… w porównaniu chociażby z dyplomem zrealizowanym przez Remigiusza Brzyka na podstawie Niech żyje wojna!!! Pawła Demirskiego, wydaje się jedynie albumem karykatur rysowanych tą samą kredką (białą), choć nie przez tę samą dłoń. Duży potencjał stworzenia świetnej kreacji zbiorowej został w spektaklu niestety niewykorzystany. Choć przedstawienie Koniecznej pozwoliło na zaprezentowanie się studentom, wydaje się, że konstrukcja spektaklu została niepotrzebnie podporządkowana „numerom” opartym na schemacie interakcji Alicji z każdym bohaterem po kolei, z pojawiającymi się niekiedy wariacjami i powtórzeniami. Studenci czwartego roku dowodzili już w swoich prezentowanych publiczności egzaminach, że świetnie odnajdują się w bardziej misternych konstrukcjach niż prosty montaż scen, w którym brak logicznego ciągu zdarzeń usprawiedliwia się poetyką tekstu.
Zuzanna Berendt, Teatralia Kraków
Internetowy Magazyn „Teatralia”, nr 131/2015
Teatr PWST w Krakowie
na motywach Alicji w Krainie Czarów i Alicji po drugiej stronie lustra Lewisa Carrolla
Na L…
przekład: Anna Popiel
adaptacja tekstu, reżyseria, scenografia i opracowanie muzyczne: Aleksandra Konieczna
kostiumy: Julia Maj
reżyseria światła i projekcje multimedialne: Liubow Gorobiu
obsada: Monika Frajczyk, Anna Jarosik-Trawińska, Magdalena Jaworska, Roksana Lewak, Monika Roszko, Bartosz Bielenia, Krzysztof Chodorowski, Bartłomiej Kwiatkowski, Jakub Margosiak, Maciej Sajur, Dominika Guzek, Agnieszka Kościelniak, Weronika Kowalska, Jan Marczewski, Łukasz Szczepanowski, Marcin Sztendel
premiera: 1 października 2014
fot. materiały teatru
Zuzanna Berendt – rocznik 1994, studentka wiedzy o teatrze UJ, w wolnych chwilach podróżująca do Gdańska (koniecznie z książką!), skąd pochodzi i, w którym zaczął się dla niej teatr.