Lubię w maszyny (Maszyna Choreograficzna 2016)
Tegoroczny program Maszyny Choreograficznej bezpośrednio wiążę się z wystawą Schlemmer | Kantor, którą do 15 stycznia można oglądać w krakowskiej Cricotece. Kuratorka przeglądu, Anna Królica, proponuje spektakle z jednej strony korespondujące z tradycją Bauhausu, z drugiej – redefiniujące ciało tancerza w przestrzeni sceny. Podczas pierwszej odsłony maszyno-choreografii zobaczyliśmy Mechaniczne sny Barbary Bujakowskiej oraz Total Pawła Sakowicza. O ile pierwsze przedstawienie wydaje się bliskie – przede wszystkim na poziomie formalnym – założeniom choreografa Baletu triadycznego, o tyle drugie należałoby rozpatrywać raczej w kategoriach metateatralnego, a właściwie „metatanecznego”, (anty)traktatu, w którym tylko z oddali pobłyskują koncepcje i fascynacje Oscara Schlemmera.
Mechaniczne sny to ironiczna opowieść o zautomatyzowaniu, które staje się synonimem dekonstrukcji sobości. Dwoje tancerzy (Barbara Bujakowska i Mariusz Raczyński) w granatowych uniformach przerywanym, powtarzającym się ruchem przedstawia antyutopię świata po doświadczeniu totalnej, by tak rzec, mechanizacji. Choreografia, zgodnie z tytułem zorganizowana wokół motywu snu, wydaje się tutaj przede wszystkim serią upiornych powtórzeń, których celem jest możliwie najdoskonalsza redukcja czynnika ludzkiego. Ruch nie funkcjonuje już jako wypadkowa emocji i afektów – tworzy go algorytm. Jest dosłownie wystukiwany i programowany, co czyni go jednocześnie przewidywalnym i fascynującym. Zautomatyzowane, mechaniczne działanie przekształca bowiem ciało w swoistą antymaterię, istniejącą gdzieś na peryferiach tego, co ludzkie – mamy do czynienia z inwazją obcości, a nawet anomalii, która budzi jednocześnie wstręt i zaciekawienie. Marionetkowość ruchu nie tylko przeistacza ciała tańczących, ale zmienia także samą przestrzeń. Scena staje się post-ludzkim, abstrakcyjnym nie-miejscem; zgeometryzowanym terytorium, ogarniętego niewyartykułowanym lękiem przed – rozumianą jako jednakowość – nicością, śnienia.
Bujakowska posługuje się repertuarem ruchów niezróżnicowanych i niespersonalizowanych, których geometryczna prostota współgra z koncepcją maszyny jako nieożywionego, ale poruszającego się tworu. Co istotne, choreografka nie demonizuje społeczeństwa postępującej technologizacji. Skupia się raczej na wątku tożsamościowym – Mechaniczne sny są ironiczno-groteskową, a przez to momentami upiornie-śmieszną, opowieścią o powtórzeniu bez różnicy, o „ja”, które wkomponowano w opresyjną narrację o jednakowości. Nie bez przyczyny nad całością z jednej strony unosi się widmo PRL-u, a z drugiej – pobrzmiewają mądrości trenerów personalnych. Kluczowa staje się tutaj opozycja między podmioto-twórczą tożsamością a identycznością, będącą karykaturalnym, a nawet wypaczonym, synonimem równości. Zdaje się, że Bujakowska nawiązuje do, zaczerpniętej z Schlemmera, koncepcji choreografii jako laboratorium społeczno-esetycznego pola działań. W tym kontekście najbardziej dramatyczna wydają się sekwencje tańczone w duecie – niejako zdetonowany zostaje w nich bowiem potencjał spotkania z Innym. Współobecność dotykających się ciał nie otwiera ich na transcendencję, na którą zresztą w geometrycznym, płaskim świecie nie może być miejsca, a raczej tylko podkreśla wyższość formy nad skompromitowanymi właściwościami jej wnętrza.
Schlemmer przywiązywał uwagę do plastyczności kostiumu teatralnego, który w jego spektaklach deformował, a przez to niejako stwarzał na nowo ciała tancerzy, upodobnionych do zmechanizowanych marionetek albo abstrakcyjnych, żywych obiektów. Co jednak istotne, artysta nie dążył do wyeliminowania aktora z przestrzeni gry. Prawa mechaniki i techniki interesowały go o tyle, o ile wpływały na życie człowieka, którego potencjalne zastąpienie maszyną należało w teoretycznej myśli profesora Bauhausu do porządku dystopii. Paweł Sakowicz w Total zastanawia się, między innymi, nad definicją tańca i wirtuozerii w rzeczywistości nieznającej podziału na ludzkie i nieludzkie. Chociaż projekt tancerza ma charakter teoretycznego żartu, uderza w nim właśnie, w pewien sposób korespondująca z lękami Schlemmera, absurdalność tańca wyabstrahowanego z typowo ludzkiej przestrzeni afektów i pragnień. Problem automatyzacji pojawia się u Sakowicza tylko między wierszami – obiektem dekonstrukcji jest bowiem w jego spektaklu wspomniane pojęcie wirtuozerii, a cóż może być doskonalsze od maszyny?
Sakowicz niemalże całkowicie rezygnuje z ruchu na rzecz kuriozalnego wywodu, dla którego punktem wyjścia jest „spekulowanie o wirtuozerii tanecznej”. Twórca konstruuje teoretyczne monstrum, będące jednocześnie krzywym zwierciadłem dla pompatycznego języka towarzyszącego refleksji o tańcu, a szerzej – sztuce, które karmi się potworkowatymi pojęciami typu „radykalny scenariusz” i „polityka pragnień”. Co ciekawe, performer nie tylko obraca hiper-filozoficzne dywagacje w jaskrawy dowcip, ale także – zastępując gest niemalże nieznośnym ględzeniem o nim – gra na nosie twórcom przeteoretyzowanych choreografii, pokazując, że pionierzy tańca konceptualnego pozostali na świecie wielu bękartów, z których raczej nie mogą być dumni.
W czterech spekulacjach na temat wirtuozerii w tańcu Sakowicz, w sposób przewrotny, tworzy projekt totalnej, by tak rzec, doskonałości. Jest jednocześnie wirtuozem i anty-wirtuozem – łączy bowiem tradycję choreografii konceptualnej z dbałością o jakość wykonania. Teoretyczny projekt mistrzostwa zakłada kilka wariantów. Czynnikiem decydującym może okazać się bilans ekonomiczny (wkład sił i efekty), co zdaje się pochwałą prostoty. Pojawia się również teza o koniecznej rezygnacji z publiczności, której patronuje Glenn Gould, oraz hipoteza o wirtuozerii bez istnienia – utożsamionej ze sztuką – ludzkości (tutaj reprezentantką najwyższego kunsztu byłaby ameba). Ostatni rozdział to spekulacja na temat samej spekulacji. Sakowicz porzuca taneczny mikrokosmos, by zastanowić się nad wirtuozerią wszechświata i odsłonić tym samym paradoks myśli, która – jeśli jest dostatecznie konsekwentnie prowadzona – ostatecznie ściera się zawsze z punktem wyznaczającym granice poznania. Bezruch zostaje przeciwstawiony nieskończonemu ruchowi. Tancerz – błyskotliwie i ironicznie – doprowadza ideę wirtuozerii do totalnego absurdu. Nie pozostawia nas jednak w poczuciu absolutnej niedorzeczności – sens zostaje odnaleziony w łobuzersko-naiwnie, a przez to wyjątkowo przewrotnie, odczytanej polityce pragnień – Sakowicz wyszedł na scenę, ponieważ chciał jeszcze raz zatańczyć choreografię ze spektaklu Cunninghama. W tańcu spełniają się marzenia.
Alicja Müller, Teatralia Kraków Internetowy Magazyn „Teatralia”, numer 181/2016
Mechaniczne sny
koncept, wykonanie: Barbara Bujakowska
współpraca, wykonanie: Mariusz Raczyński
premiera: 27 września 2015
Total
choreografia, tekst i wykonanie: Paweł Sakowicz
opieka artystyczna: Dalija Aćin Thelander
realizacja techniczna i światła: Łukasz Kędzierski
produkcja: Art Stations Foundation by Grażyna Kulczyk
premiera: 12 grudnia 2015
na zdjęciach: „Mechaniczne sny”, fot. Gustavo Zeballos
Comments are closed, but trackbacks and pingbacks are open.