Ludzkie problemy lalki (Chambre Noire)
Za kanwę fabularną przedstawienia Chambre Noire posłużyła historia Valerie Solanas, radykalnej amerykańskiej feministki i pisarki, która w 1968 roku postrzeliła Andy’ego Warhola. Spektakl nie jest jednak wariacją na temat samego zdarzenia, ale raczej relacji Valerie z otaczającym światem i z samą sobą. Nie brakuje tu pytań o miejsce kobiety w społeczeństwie czy też rozważań o samotności. Atrakcyjności tej produkcji dodają niewątpliwie animowane figury, rozmiarami zbliżone do człowieka.
Maestria lalek – począwszy od ich wykonania, a na plastyce ruchu kończąc – nieco mniej zaskoczy (choć zachwyci jednakowo!) tego, kto miał już przyjemność zetknąć się wcześniej z jedną z ich twórczyń, Poliną Borisową. Nostalgiczny, autorski spektakl Go! o podróży staruszki w głąb czasu przeszłego, prezentowany w Krakowie w 2012 roku w ramach festiwalu Materia Prima, został nagrodzony gorącymi brawami. Publiczność doceniła szczególnie zastosowanie środków lalkarskich.
Słowem-wytrychem w tej recenzji będzie właśnie lalka. Ale zanim to wyjaśnię wypadałoby wytłumaczyć, dlaczego piszę akurat o wytrychu, a nie po prostu o kluczu, o wiele przecież łagodniejszym semantycznie. Wszystkiemu „winny” jest świat zbudowany przez artystów z grupy Plexus Polaire. Publiczności nie zaprasza się jak na niedzielny obiad do cioci, gdzie wszystko takie znajome, przytulne i bezpieczne. W Chambre Noire z widza czyni się podglądacza, a w skrajnych przypadkach – nawet włamywacza, czyhającego na kolejną odsłonę. I najciekawsze, że ta metamorfoza przychodzi niemal samoistnie, bez cienia przymusu. Motorem napędowym staje się kuszenie. Ten świat wciąga do coraz to nowszych, nieprzeniknionych i intymnych przestrzeni. Kusi mirażami niedostępnego nigdzie indziej życia pełnego blasku. Choć jednoczenie, z pełną brutalnością, a czasem i z ironią, twórcy oznajmiają przecież, że to zaledwie marionetkowy, kruchy byt. Szalenie istotną rolę pełni tu muzyka na żywo. Zazwyczaj stanowi uzupełnienie dla akcji scenicznej lub wręcz ją prowokuje. Perkusja dodaje pikanterii, a z kolei cymbałki działają niemal hipnotycznie, obezwładniająco.
Wracając do lalki – po pierwsze, wszelkie spięcia dramaturgiczne w tym przedstawieniu osadzają się właśnie na konfrontacji lalki z człowiekiem. Przy czym nie należy tu mówić o relacji martwe-żywe, ale raczej: żywe-ożywiane. Zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że w Chambre Noire na próżno szukać form skończonych – wszelka materia podlega nieustannej metamorfozie. Jeśli ktoś chciałby bliższych wyjaśnień, to podpowiem tylko, że mentalnym przewodnikiem mógłby tu być Bruno Schulz. Do nikogo chyba nie przemówiłyby równie silnie zwielokrotnione nogi kobiecych manekinów. przepoczwarzające się w ludzkiego pająka lub projekcja video przedstawiająca galopującego białego konia, o którym chwilę wcześniej śpiewano w nastrojowej piosence. I jeszcze jedno – sam tytuł przedstawienia tłumaczy się z francuskiego jako ciemnia fotograficzna, czyli miejsce na wskroś przesiąknięte nieustannym stwarzaniem: wywoływaniem zdjęć, zapełnianiem białych plam papieru fotograficznego, wieczną przemianą kadru z życia w kadr fotografii.
Lalkowość przenika też w pewnym stopniu scenografię. Elisabeth Holager Lund stworzyła rodzaj domku dla lalek, zrezygnowała jednak ze ścian, a przestrzeń podzieliła za pomocą zasłon-kurtyn przesuwanych w różnych konfiguracjach. Zabieg ten pozwala uzyskać zarówno kameralną, ciasną wręcz przestrzeń pokoju Valerie, jak i rozświetloną, wielką estradę. Koniecznie trzeba dodać, że kurtyny te są transparentne, wykonane z długich, sięgających ziemi nitek. Daje to efekt zniekształcania obrazu. To, co dostępne oczom widza, to większy bądź mniejszy fragment, resztę dopowiada wyobraźnia.
Sięgnięcie po lalkę jako główny środek wyrazu pozwala także mówić o problemach współczesnych, ale w taki sposób, aby uniknąć krzykliwej, jednodniowej publicystyki. Nie można przecież zapomnieć, że historia Valerie Solanas, to przede wszystkim gorzka opowieść o tym, jak bardzo głos kobiecy bywa niesłyszalny lub marginalizowany. Stąd właśnie radykalny gest Solanas. Jak potem zeznawała policji powodem było to, że ekstrawagancki artysta miał zbyt dużą kontrolę nad jej życiem. I choć można pokusić się o metaforę Valerie jako marionetki w rękach Warhola, to dopiero na scenie, kiedy aktorka bezskutecznie szarpie się z metrową kukłą założyciela słynnej Factory uczepioną na plecach, pojęcia tracą swe pierwotne znaczenia i nie wiadomo już kto tu pociąga za sznurki. Tym bardziej, że i sznurków nie widać.
Agnieszka Dziedzic, Teatralia Kraków Internetowy Magazyn „Teatralia”, numer 207/2017
Plexus Polaire
Chambre Noire
reżyseria: Yngvild Aspeli, Paola Rizza
dramaturgia: Pauline Thimonnier
scenografia: Elisabeth Holager Lund
lalki: Pascale Blaison, Polina Borisova & Yngvild Aspeli
kostiumy: Sylvia Denais
muzyka: Guro Skumsnes Moe & Ane Marthe Sørlien Holen
perkusja: Ane Marthe Sørlien Holen
video: David Lejard-Ruffet
produkcja: Sarah Favier
światła: Xavier Lescat
inzynieria dźwięku: Antony Aubert
inżynieria oświetlenia: Alix Weugue
wykonanie: Yngvild Aspeli
premiera: 2017
fot. Pascal Bodez
Comments are closed, but trackbacks and pingbacks are open.