Mickiewicz puszcza oko (Dziady)
Michał Zadara daje prztyczka w nos wszystkim tym, którzy myślą, że polska klasyka w teatrze to nuda. Reżyser nie majstruje przy tekście Mickiewicza, każe aktorom przez niemalże pięć godzin mówić językiem ciężkostrawnej lektury szkolnej. Nie idzie na skróty i nie ulega modzie na nawiązywanie w teatrze do współczesnej sytuacji politycznej. Skandal znajduje się poza kręgiem jego zainteresowania. Mówi, że marzy mu się, by ludzie w Polsce chodzili do teatru na polską klasykę, dyskutowali o niej i na tej podstawie budowali swoją tożsamość.
Żywiołowa reakcja publiczności zgromadzonej na premierze w Teatrze Polskim we Wrocławiu i pierwsze entuzjastyczne komentarze prasowe nie pozostawiają złudzeń. Na Dziady Zadary będzie się chodzić i będzie się o nich mówić, trudno tylko przewidzieć, jak powiedzie się proces budowania tożsamości narodowej. Do tej kwestii raczej wrócimy w 2016 roku, kiedy to Teatr Polski wystawi trzecią część dramatu Mickiewicza.
Na ogromnej, oświetlonej lampką scenie stoi łóżko. Na nim, pośród sterty książek, siedzi ubrana w zwykły t-shirt i okulary dziewczyna (Anna Ilczuk). Czyta i marzy o wielkiej miłości, a jej fantazje przybierają postać pary kochanków, przeniesionej na wrocławską scenę wprost z epoki kina niemego. To Waleryja i Gustaw tańczą tango miłości. Chwilę potem dom Dziewicy zmienia się w mroczny, spowity mgłą las. Tu, w fiacie 126p, w rytmie muzyki z boomboxa, pojawia się chór młodzieży, który wraz z innymi uczestnikami oczekiwać będzie na rozpoczęcie przez Guślarza (znakomity Mariusz Kiljan) obrzędu dziadów. To tu pojawi się Gustaw (Bartosz Porczyk), który na swojej drodze spotka Czarnego Myśliwego (Adam Szczyszczaj), zaś wyskakujący z czarnego worka na zwłoki Cezary Łukaszewicz zapowie kilkunastominutową przerwę, konieczną, by przygotować imponującą scenografię do II części Dziadów.
Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, / Co to będzie, co to będzie?… Słowa dramatu swobodnie mogłaby wypowiadać widownia Teatru Polskiego, bo po pierwszym antrakcie atrakcji jest co niemiara: lalki-ptaki, które dziobią Złego Pana (Edwin Petrykat), baranek oraz motylek towarzyszące wiszącej nad sceną Dziewczynie (Sylwia Boroń), efekty pirotechniczne… Kaplica, w której odbywa się ludowy obrzęd ma kształt ogromnego betonowego szkieletu. Na jego szczycie kłębi się tłum, choć w panującym gęstym mroku trudno rozpoznać uczestników wydarzenia. Dopiero wędrująca na szczyt budynku kamera noktowizyjna, za pomocą ekranów umieszczonych po obu stronach sceny, pozwala nam podglądać tajemniczy obrzęd. Zielono-czarny obraz, który daje kamera, powoduje, że zjawy wyglądają jeszcze upiorniej, a twarze uczestników obrzędu na bardziej przerażone. Podczas gdy mistrzowi ceremonii, Guślarzowi, wyraźnie łamie się głos i trzęsie ręka, gdy wyciąga krucyfiks, publiczność zrywa boki.
IV część Dziadów może być dla widowni prawdziwym wyzwaniem, nie tylko ze względu na długość. W ostatniej odsłonie sztuka Zadary traci lekki i przyjemny charakter poprzednich części. Do głosu dochodzi nieszczęśliwy kochanek – Gustaw – który przybywa do domu księdza, swojego dawnego nauczyciela (świetny Wiesław Cichy). Bartosz Porczyk – superstar, ciśnie się na usta po dwugodzinnym show. Przyzwyczajony do formuły one-man show (Smycz, Farinelli), uwodzi ze sceny, stosuje aktorskie sztuczki: nuci, śpiewa, gra na pianinie, by przez ponad dwie godziny całkowicie zawładnąć uwagą publiczności.
Wrocławska wersja Dziadów powala inscenizacyjnym rozmachem. To zasługa przemyślanej w najdrobniejszych szczegółach scenografii Roberta Rumasa oraz muzyki Mai Kleszcz i Wojciecha Krzaka. Zachwyca ekipa Teatru Polskiego, w której na próżno szukać słabego punktu. Ale na wyróżnienie zasługują biorące udział w przedstawieniu dzieci, które doskonale wywiązały się z trudnego aktorskiego zadania.
Michał Zadara wystawia trzy części Dziadów. nie wyrzucając z nich ani przecinka. Pozwala sobie jednak na ubranie archaicznego tekstu polskiego wieszcza we współczesne szaty, co z pewnością zadowoli znudzonych lekturą uczniów, a rozsierdzi polonistki, które od lat wpajają podopiecznym wzniosłe hasła tego arcydzieła. Nie ganiłabym reżysera za nieco prześmiewcze podejście do tematyki, raczej zaczekałabym do 2016 roku, gdy podczas 12-godzinnego przedstawienia będzie można ocenić całość projektu. Może się wówczas okazać, że trzecia część dramatu Mickiewicza. stanowiąca o mesjanizmie narodu, należycie zrównoważy lekki ton pierwszej odsłony, a gdy opadnie kurtyna. wszyscy opuszczą teatr zadowoleni.
Magdalena Jedynak, Teatralia Wrocław
Internetowy Magazyn „Teatralia” numer 90/2014
Teatr Polski we Wrocławiu
Dziady
Adam Mickiewicz
Reżyseria: Michał Zadara
dramaturgia Daniel Przastek
scenografia Robert Rumas
muzyka Maja Kleszcz i Wojciech Krzak
obsada: Bartosz Porczyk, Wiesław Cichy, Mariusz Kiljan, Adam Szczyszczaj, Anna Ilczuk, Sylwia Boroń,Wojciech Ziemiański, Janka Woźnicka, Jakub Giel, Edwin Petrykat, Bogusław Danieleski, i inni
premiera: 15 lutego 2014
fot. Natalia Kabanow
Magdalena Jedynak – szybko się uzależnia, ale tylko od piękna. Zasłuchuje się w jazzie, zaczytuje w polskiej literaturze, porusza ją skandynawskie kino, śmieszy Woody Allen, a zaskakuje Jan Klata. W wolnej chwili biega (maratony) albo pochłania książki, czym niewątpliwie przyczynia się do poprawy polskich statystyk. Dzień bez kontaktu z kulturą to dla niej dzień stracony. O tym, co lubi, kocha i szanuje, opowiada na blogu prowadzonym z siostrą bliźniaczką: kulturapogodzinach.blogspot.com