O miłości i o życiu
Nie zaliczyłabym Planety w reżyserii Bartłomieja Wyszomirskiego do spektakli wybitnych. Nawiązując do tytułu – ma swoje ciemne i jasne strony. Wszystko zaczyna się już na poziomie tekstu. Autor, Jewgienij Griszkowiec, miesza śmiech i płacz, chwile zadumy i zabawy, a wszystko to podbudowane jest życiowymi prawdami w stylu Paulo Coelho i serwowane czasem na serio, czasem z przymrużeniem oka. Widz otrzymuje gwarancję, że tekst jest o czymś ważnym – o miłości i życiu. Niestety w spektaklu przeważają scenki przeznaczone na popisy aktorskie.
Spektakl rozpoczyna się, zanim publiczność usadowi się na miejscach. Znajdujemy się w klubie (przy stolikach znajduje się część miejsc siedzących) prezentującym program rozrywkowy. Cały czas podkreślana jest teatralność sytuacji, w której znajduje się widz. Publiczność zaproszona jest do uczestnictwa. Scenografka, Izabela Toroniewicz, podkreśla, że znajdujemy się w czymś sztucznie stworzonym: sputnik zjeżdża na widocznych linkach, gwiazdy zapala bohater, a białe tło wiszące za kurtyną w gwiazdy ma widoczne ślady łączenia. Tylko nie wiadomo, po co taka dekoracja.
W jednej z pierwszych scen bohater prowadzi widza do okna. Wtedy rozpoczyna się refleksja nad życiem i miłością. Co powoduje, że te okna się świecą, a inne nie? Za jednym z nich jest kobieta, która mogłaby być ta jedyną w życiu mężczyzny, ale nie jest. W celu poszukiwania prawdy oddalamy się z bohaterem od naturalnego środowiska współczesnego człowieka, miasta, i zbliżamy do miejsca pierwotnego, dzikiej głuszy. Próbujemy spojrzeć na metropolię okiem turysty, żeby odbyć lot nad planetą. Ta rozszerzająca się perspektywa (okno-miasto-planeta) jest pretekstem do snucia refleksji na temat ludzkiej egzystencji. Bohater, mający możliwość realizacji swoich tęsknot za lepszym życiem gdzieś indziej, przekonuje się, że wszędzie może być źle. W sumie w domu najlepiej.
Przedstawienie rozgrywa się na dwóch planach, początkowo niemieszających się ze sobą. W trakcie spektaklu przestrzenie dwojga bohaterów łączą się i przenikają jednak ten zabieg nic nie wnosi. Mógłby oznaczać choćby połączenie ich dróg życiowych, zetknięcie, zamienienie rolami. Nic takiego nie ma miejsca.
Bohater, jak sugeruje nam jego ubiór (marynarka, szelki, koszula) i zasób słownictwa, którym wyraża swoją tęsknotę, jest dla bohaterki człowiekiem wszechwiedzącym. W podtrzymywaniu tej iluzji uczestniczą widzowie, którzy mają za zadanie machać gałązką przed oknem kobiety tak, aby nie zorientowała się, że jest w teatrze. Bohaterka to sentymentalna trzpiotka – co można wywnioskować z jej stroju: nosi kwiecistą sukienkę we, kucyki uformowane w bombki. Czemu reżyser nie dał jej szansy na podjęcie miłosnej gry z pozycji równej bohaterowi? Nie ma na to odpowiedzi.
Planeta to spektakl o miłości i życiu. Wnosi nieco ukojenia, pozwala wyzwolić się przez śmiech. Jednak egzystencjalnych treści w spektaklu jest przez około trzydzieści minut. Reszta to ozdobniki.
Inga Niedzielska, Teatralia Śląsk
XII Festiwal Dramaturgii Współczesnej „Rzeczywistość przedstawiona”
Teatr im. S. I. Witkiewicza w Zakopanem
Planeta
Jewgienij Griszkowiec
Tłumaczenie: Agnieszka Lubomira Piotrowska
Monolog bohaterki: Anna Dubrowska
Reżyseria: Bartłomiej Wyszomirski
Scenografia: Izabela Toroniewicz
Muzyka: Jerzy Chruściński
Asystent scenografa: Jolanta Solska
Występują: Joanna Banasik, Krzysztof Najbor
Premiera: 9 marca 2012 roku