Monochromatyczne piękno (BATORY_trans)
Aktorzy ubrani w czarno-białe kostiumy czekają na widzów. Kobiety częstują szampanem, mężczyźni całują w rękę i witają się z wchodzącą do teatralnej sali publicznością. W tle słyszymy nagrany głos informujący o planie rejsu. Jesteśmy na pokładzie Batorego.
Martyna Majewska (autorka scenariusza i reżyserka) wraz z Wrocławskim Teatrem Pantomimy przygotowała spektakl, który jest oniryczną impresją na temat podróży pasażerów statku Batory. Jak łatwo się domyślić, słowo trans odnosi się nie tylko do transatlantyku, ale i do transu jako pewnego stanu umysłu. Bohaterowie zgromadzeni w zamkniętej, jakby odrealnionej przestrzeni poza rzeczywistością, dryfują na środku ciemnego, tajemniczego i niebezpiecznego oceanu. Marzą, opowiadają swoje historie i nie mogą być pewni, czy dotrą do celu, czy gdzieś na horyzoncie ujrzą dumną sylwetkę Statuy Wolności. I czy naprawdę wiedzą, jaki jest ich cel i dokąd zaprowadzą ich nadzieje.
Spektakl pozbawiony jest linearnej fabuły i ciągu przyczynowo-skutkowego, przypomina raczej zbiór impresji, snów, fragmentów marzeń – każdy bohater ma tu swoją rolę, scenę do odegrania, dzięki której bliżej go poznajemy. Nie ma płynnych przejść – wszystkie sceny są inne, mają odmienną dynamikę, atmosferę i wymowę. Na podłodze wyświetlane są imiona poszczególnych bohaterów, a z głośników płynie ich nagrany głos. Słyszymy opowieści o życiu, przeszłości i planach, cytaty, myśli, wypowiadane na głos pragnienia. Obecni na pokładzie przybliżają swoją tożsamość. Na Batorym jest więc Bela Gelbard (Agnieszka Charkot) z przezroczystą parasolką i czarnymi perłami w skrzyneczce, która chce, by na statek zabrać ją w charakterze maskotki. Jest roztańczona Gwiazda Estrady (Izabela Cześniewicz), Kapitan Borkowski (Mateusz Kowalski), duchowny Kapelan Józef Szarkowski (Piotr Sabat), Iwan Pyłypiw (Krzysztof Szczepańczyk), który wyruszył, stawiając wszystko na jedną kartę. Jest wreszcie drobna muzułmanka Shirin Naemi (Paula Krawczyk-Ivanov), która cytuje słowa Koranu. Dużo pada tu słów o prawach, a raczej nierówności i ograniczaniu kobiet. Jednocześnie prosta i niezwykle mocna jest scena, w której Shirin tworząc z dłoni prostokąt pokazuje pozostałym, jak wygląda świat, na który patrzy się przez mały otwór w nikabie. Podchodzi do każdego z towarzyszy rejsu i przykłada do ich oczu to symboliczne okienko na świat. Aktorzy za jej przykładem przekażą to wrażenie widzom. Z kolei zupełnie inną dramaturgię mają sceny taneczne. Świetną choreografię przygotował Anatoliy Ivanov, który wcielił się w postać Samobójcy. Jego niezwykle dynamiczny, zapalczywy momentami taniec na niewielkiej przestrzeni wśród innych aktorów, którzy łapią go, gdy próbuje wyskoczyć za burtę, robi ogromne wrażenie. Równie wspaniale skomponowano pędzące, pełne energii męskie trio taneczne. Niewiele niestety jest pantomimy w pantomimie – teatr stworzony przez Henryka Tomaszewskiego przypomina dziś raczej teatr ruchu lub momentami nawet teatr tańca. Na szczęście tańca na najwyższym poziomie.
Spektakl jest przepiękny wizualnie, w czym zapewne największą zasługę ma Jakub Lech – autor reżyserii świateł i multimediów, a także Anna Haudek, która przygotowała dość minimalistyczną, ale wymowną scenografię. Aktorzy poruszają się w umownej przestrzeni statku, która wyznaczona została przez dwa czworokąty: jeden to srebrzysta podłoga, otoczona światłami, drugi utworzony nad sceną z metalowych prętów. Z boku zawieszone są liny i drewniane huśtawki o różnych kształtach. Całość przypomina stworzoną przez Rudolfa Labana – tancerza, choreografa i teoretyka tańca – bryłę, wyznaczającą kinesferę poruszającym się wewnątrz niej tancerzom i aktorom. Nie można z tej przestrzeni wyjść, bo na zewnątrz jest tylko ciemny, zimny i głęboki ocean. Na zewnątrz jest tylko śmierć. Widownia otacza scenę z trzech stron, ta czwarta to sfera sacrum – to tam, wśród obłoków i pienistych fal stworzonych z kłębów białej waty, kołysząc się na huśtawce ukazuje się pasażerom Batorego najpierw Matka Boska Gwiazda Morza – do której wznoszą swe proszące modły – a potem, majacząca na horyzoncie, Statua Wolności. W obie te postacie wciela się Paula Krawczyk-Ivanov. Gdy w którejś z ostatnich scen zejdzie na pokład, by objawić się jednemu z mężczyzn, w otulających ją delikatnych, białych fałdach materiału, wygląda jak prawdziwa, unosząca się nad ziemią filigranowa, piękna Maryja. W metalowych konstrukcjach zatrzymały się białe chmury z waty, za plecami czuć chłodny morski wiatr, a z głębi sceny płynie dym, niczym parująca woda. Niebieskie światło kojarzące się z chłodnymi falami, gdy na końcu na scenie pozostanie tylko kapitańska czapka, złoto-błękitne refleksy przypominające ciepłe słoneczne światło odbijające się w czystej wodzie, wyświetlone na podłodze napisy skąd i dokąd promieniujące swym seledynowym, niemal materialnym światłem, odrealniają oglądany świat. Widzowie mogą w pewnym momencie odnieść wrażenie, że tu nie pasują, bo są z innej rzeczywistości, poruszają się na innym poziomie świadomości, nie tak magicznym i transowym.
W spektaklu na żywo gra kontrabasista Żenia Betliński, tak jak na pokładzie grała prawdziwa orkiestra. Betliński włączający swoją grę w nagrane fragmenty muzyczne (muzykę skomponował Dawid Majewski) jest jak ulotny cień, ślad, muzyczny powiew dużego zespołu z Batorego, jak poetycka, oniryczna impresja pozostała po wielkim bandzie.
Premiera spektaklu odbyła się w sylwestrową noc 31 grudnia 2015 roku. To znaczące, że przedstawienie po raz pierwszy zagrano w momencie przejścia. Tak jak płynący statkiem bohaterowie nie są ani tu ani tam, są pomiędzy skąd i dokąd, tak ta sylwestrowa noc jest pewnym bezczasem: ani nie należy już właściwie do starego roku, ani do tego, który ma nadejść. Jest jakby poza prawem, poza określeniami, ramami, do nikogo nie należy. To czas planowania i marzeń, postanowień i zmian, dokładnie tak jak w podróży, tak jak na emigracji. Czas, punkt, w którym jeszcze nic nie wiadomo, jeszcze wszystko jest przed.
Pasażerowie balansują na burcie, by wreszcie wskoczyć… no właśnie, gdzie? Do wody po rychłą śmierć, bo nie złapie ich we mgle światło latarki z pływających po oceanie szalup, czy w inną rzeczywistość po marzenia? Każdemu pewnie będą towarzyszyć inne odczucia po spektaklu, po rejsie Batorego – wrażenie happy endu albo katastrofy.
Wrażenie to słowo klucz przedstawienia, które jest perfekcyjną wizualnie impresją o transie, transgresji, emigracji z zewnątrz w głąb siebie. Wrażenie z podróży, od której nie ma już odwrotu, można tylko płynąć wciąż dalej i dalej, zanurzając się coraz głębiej w to, co się raz wybrało.
Karolina Przystupa, Teatralia Wrocław
Internetowy Magazyn „Teatralia”, numer 157/2016
Wrocławski Teatr Pantomimy
BATORY_trans
z inspiracji książką Bożeny Aksamit Batory. Gwiazdy, skandale i miłość na transatlantyku
reżyseria: Martyna Majewska
scenografia i kostiumy: Anna Haudek
muzyka: Dawid Majewski we współpracy z Ju Ghan
reżyseria świateł i multimedia: Jakub Lech
ruch sceniczny: Agnieszka Charkot, Izabela Cześniewicz, Paula Krawczyk-Ivanov, Anatoliy Ivanov, Mateusz Kowalski, Piotr Sabat, Krzysztof Szczepańczyk
choreografia: Anatoliy Ivanov
obsada: Agnieszka Charkot (Bela Gelbard), Izabela Cześniewicz (Gwiazda Estrady), Paula Krawczyk-Ivanov (Shirin Naemi), Mateusz Kowalski (Kapitan Borkowski), Krzysztof Szczepańczyk (Iwan Pyłypiw), Anatoliy Ivanov (Samobójca), Piotr Sabat (Kapelan Józef Szarkowski)
premiera: 31 grudnia 2015
Karolina Przystupa – rocznik 1993. Studiuje Filologię Polską (specjalność: sztuki widowiskowe), na Uniwersytecie Wrocławskim, trenuje taniec współczesny i biega na koncerty jazzowe. Interesuje się korespondencją sztuk. Kocha teatr. Każdy gatunek, w każdej
Comments are closed, but trackbacks and pingbacks are open.