Nieme wołanie o pomoc (My, dzieci z dworca ZOO)
Podobno przy upadku na samo dno największym plusem jest to, że niżej już nie można upaść, a można się od niego odbić. Owszem, można, chociaż jest to żmudny proces, który nie zakończy się sukcesem, jeśli nie ma wokół nas nikogo, kto pomoże nam na nowo zachłysnąć się powietrzem na powierzchni przyzwoitości. Bo narkomania to zatarcie wszelkich zasad, granic, wartości, które posiadał każdy narkoman, kiedy nim jeszcze nie był. Z narkomanią jest właściwie taki problem, że to dno to wielki muł, w którym o wiele łatwiej jest się zatracić niż od niego odbić.
Problem narkomanii wśród nastolatków trwa nieprzerwanie od kilkudziesięciu lat i tak naprawdę jedną z ważniejszych kwestii, zanim jeszcze narkotyki staną się największą wartością w ich życiu, jest uświadomienie im, że jedyne, w czym im to może pomóc, to w staniu się kimś, kto znienawidzi wszystko i wszystkich, którzy go otaczają, a najbardziej znienawidzi samego siebie. Oczywiste jest to, że takie uświadamianie nie zawsze jest skuteczne, ale jak najbardziej trzeba o tym mówić, trzeba zwracać na to uwagę, trzeba działać, próbować, reagować.
Kolumbijski reżyser Giovanny Castellanos odświeżył historię Christiane F., dokonując adaptacji wstrząsającego reportażu z lat 70 XX wieku. 31 października 2013 w warszawskim Teatrze Kamienica odbyła się premiera spektaklu My, dzieci z dworca ZOO. Christiane, która mając zaledwie dwanaście lat, po raz pierwszy sięgnęła po narkotyki, zagrała Gracja Niedźwiedź. W rolę przyjaciół i rodziny głównej bohaterki wcielili się: Magdalena Nieć, Katarzyna Ptasińska, Marcel Sabat oraz Adam Serowaniec. Wielkie słowa uznania należą się temu ostatniemu. Adam Serowaniec pokazał autentyczność postaci na najwyższym poziomie i ewidentnie zastosował się do tego, co kiedyś powiedziała Stanisława Celińska: żeby emocje towarzyszące danej postaci były prawdziwe i przekonujące, muszą one przejść przez całe ciało bohatera, od ziemi aż po czubek głowy. Inaczej to nie ma sensu, bo widz wyczuwa każdą fałszywość. Zwłaszcza przy postaciach, którymi targają skrajne emocje.
Trzeba przyznać, że reportaż, który został wydany w formie książki, jest bardzo bogaty w szczegóły. Bohaterka opowiada niezwykle dokładnie o swojej sytuacji rodzinnej, o swoich najbliższych, o wszystkich aspektach i pozornych przyczynach, które sprawiły, że pewnego dnia wkroczyła na tę niszczącą ją ścieżkę. Natomiast w spektaklu, który trwa niecałą godzinę, historia ta została ukazana bardzo pobieżnie, bardzo skrótowo. Można odnieść wrażenie, że to, co widzimy na scenie, jest tylko jakąś zapowiedzią czegoś, co w pełni ukaże nam się za jakąś chwilę. Oczywiście, najważniejszy problem został ukazany, ale brakuje zwrócenia większej uwagi na relacje między Christiane a jej przyjaciółmi, jej matką, które są dosyć istotne i wpływają na to, jakimi emocjami kieruje się główna bohaterka. Brakuje też chwili wyciszenia, całkowitego skupienia na dziewczynie, w której wnętrzu panuje chaos i rozdarcie, a to również jest niezwykle znaczące – to, jak reaguje ona na śmierć innych narkomanów, jak bardzo chciałaby przestać ćpać, jak bardzo chciałaby zacząć żyć jak normalna nastolatka. Jej własne myśli są ważne, bo idealnie pokazują, że bardzo często we wnętrzu narkomana dzieje się coś całkiem innego niż to, co zauważają oczy ludzi z zewnątrz.
Spektakl jest krótki, więc sceny zmieniają się bardzo szybko, bardzo wiele scen się przeplata – czasem można nie nadążyć za tym, co kiedy, kto, po co. Dodatkowo kwestie wygłaszane są zbyt głośno; momentami to, co wystarczyłoby wypowiedzieć stonowanym głosem, jest agresywnie wykrzyczane. Ale uważam, że to bardzo dobry zabieg: ten chaos, to nieuporządkowanie jest w tym spektaklu idealne, ponieważ dokładnie takie jest życie narkomana – rozedrgane, nerwowe, przeplatane chwilową świadomością i częstszym brakiem świadomości oraz brakiem kontroli nad sobą.
Wielką zaletą spektaklu jest minimalistyczna scenografia, która w żaden sposób nie rozprasza i nie pozwala zapomnieć, że nie ona odgrywa tutaj największą rolę, że przede wszystkim chodzi o słowa.
Myślę, że książka ukazuje narkomanię Christiane w bardziej dosadny i wstrząsający sposób. Te wszystkie szczegóły, pominięte w spektaklu, są jednak bardzo ważne, ale bez względu na to, w jakiej formie odbierzemy tę historię, boli ona w podobny sposób. Podczas czytania otwierają nam się szeroko oczy, przechodzą nas ciarki, krzywimy się będąc w połowie lektury, myślimy, że gorzej już na pewno być nie może, a za chwilę okazuje się, że jednak może. Ale o to właśnie chodzi – żeby nie przejść obok tego wszystkiego obojętnie, żeby uświadomić sobie, że takie rzeczy naprawdę się dzieją i że jest to koszmarne, tragiczne i przerażające uzależnienie.
Zuzanna Olbinska, Teatralia Lublin
Internetowy Magazyn „Teatralia”, nr 144/2015
Teatr Kamienica w Warszawie
Kai Hermann i Horst Rieck
My, dzieci z dworca ZOO
reżyseria: Giovanny Castellanos
scenografia: Wojciech Stefaniak
muzyka: Marcin Rumiński
obsada: Magdalena Nieć, Gracja Niedźwiedź, Katarzyna Ptasińska, Marcel Sabat, Adam Serowaniec
premiera: 31 października 2013
fot. materialy prasowe