Nieprzeżyty Czechow (Wiśniowy sad)
Belgijski zespół Tg STAN wystawił Wiśniowy sad po sześciu innych sztukach Antoniego Czechowa: Wujaszku Wani, Iwanowie, Trzech siostrach, Płatonowie i Oświadczynach. Niektóre produkcje grają w różnych wersjach językowych. Spektakl zaproszony na toruński festiwal pokazywany był w języku angielskim, ale dostępny jest też wariant francuski i niderlandzki. Grupa pracuje kolektywnie – wspólnie dobierają teksty i współtworzą całość od strony technicznej. Przed rozpoczęciem Wiśniowego sadu aktorzy prywatnie spacerują po scenie, rozmawiają. Po zapełnieniu się widowni, krzyczą do operatorów światła i muzyki, czy mogą już zaczynać. Będą grać na niby, jakby nie potrafili, trochę od niechcenia, również schematycznie.
Kwestia wymiennego języka, dostosowywanego do konkretnego występu, może mówi coś o specyfice przedstawienia. Tekst jest wypowiadany „tak po prostu”, jakby pod słowami nie ukrywały się motywacje i dramatyzm sytuacji. Czasami nie reaguje na nie ciało aktorów – wieczny student Piotr (Lukas de Wolf) przez cały spektakl pozostaje sztywny i statyczny. Wiele dialogów kierowanych jest prawie w całości w stronę publiczności, z ciągłą świadomością obecności widzów. Uczucia nie są przeżywane, chociaż stają się podstawowym tematem wszystkich powierzchownych rozmów. Mówienie przychodzi postaciom bardzo łatwo. Publiczność może denerwować albo śmieszyć pobieżność, z jaką przechodzi się od dialogu do dialogu – Piotr o ideałach opowiada bez przekonania, Sharlotta (Minke Kruijver) informuje o swoim zagubieniu, przygotowując efekciarskie, magiczne sztuczki. Anna to aż nazbyt przesłodzona i urocza maskotka całej rodziny (Evelien Bosmans), której w obecności studenta cały czas opada ramiączko bluzki. Naiwna Duniasza (Scarlet Tummers) umizguje się do Jaszy (Bert Haelvoet), kokieteryjnie spuszcza wzrok – nie wydaje się jednak, żeby spodziewała się czegoś więcej niż flirtu, rozstanie jej nie emocjonuje. Afektowanej Raniewskiej (Jolente De Keersmaeker) towarzyszy niezdrowy entuzjazm i emfaza, której nie przełamuje w momentach dramatycznych. Wręcz przeciwnie – kobieta właśnie wtedy, gdy przypomina sobie o śmierci syna, opowiada o zdradzającym ją mężczyźnie – bardzo żywiołowo gestykuluje, rwie listy, ukrywa twarz w dłoniach, przytula i całuje rozmówców. A potem puszcza oko do widzów i uśmiecha się wymownie kątem ust, chcąc zeswatać przybraną córkę Warię (Evgenia Brendes) z Łopachinem (Frank Vercruyssenm). Nie jest jednak histeryczką, wpadającą w zamierzony patos – ona się po prostu świetnie bawi, podobnie jak staruszek Firs / Jepichodow (młody aktor Stjin Van Opstal w podwójnej roli), który w trakcie scen zmienia filtry na reflektorach. Do Raniewskiej kompletnie nie dociera świadomość beznadziejnego położenia i pewnego rodzaju końca jej życia (a przynajmniej etapu życia). Musiała zupełnie wyprzeć wszystkie traumy albo skrywa się przed nimi pod niezliczoną ilością warstw zewnętrznej maniery. Można odnieść wrażenie, że na początku sekwencji tanecznej, następującej przed sprzedaniem sadu, dobrze bawią się również aktorzy. Sposób, w jaki się poruszają jest spontaniczny, nie przypomina technicznej choreografii, a zupełnie dowolne pląsy do rytmicznej muzyki. Jednak im dłużej trwa podrygiwanie w czerwonym świetle z tyłu sceny, tym bardziej postaci wydają się wyzute z jakichkolwiek emocji. Chaotyczne podskoki i absurdalne figury przypominają trans. Parafrazując piosenkę Asafa Avidana One Day, która przez chwilę wysuwa się na pierwszy plan, goście w upadającym majątku Raniewskiej nie potrafią ani płakać, ani się śmiać. I może myślą o wszystkich tych historiach, które mogliby opowiedzieć, ale po prostu się boją. „Boję się poważnych rozmów” – przyznaje w pewnym momencie któryś z bohaterów Czechowa. A co jeśli aktorzy zdecydowali się grać tak źle, żeby oszczędzić sobie i postaciom silnych, bolesnych wzruszeń, autentycznych emocji? Czy ten „nieprzeżyty” Czechow jest tylko rozciągniętą w czasie błyskotką bez ciężaru i bez znaczenia z niespoconymi wykonawcami w ładnych ubraniach?
Nie wiem, ale na drugie pytanie coraz pewniej odpowiadam: nie. Relacja aktor – postać jest w tej realizacji zaskakująca i zastanawiająca. Nie została zbudowana na chłodnym dystansie, podawaniu tekstu i nie-graniu – zespół gra, ale robi to „źle”, uruchamiając dziwnego rodzaju utożsamienie ze swoimi rolami. Niektóre postaci są tak niecharakterystycznie, że prawie nie istnieją. To interesujące, bo to przede wszystkim osoby odrzucane przez towarzystwo – Sharlotta, Jepichodow i Firs. Wrażenie potęguje fakt, że postaci tych dwóch mężczyzn, niechcianych i fajtłapowatych, ale o różnym statusie społecznym i wieku – gra ten sam aktor . Również Waria jest z jednej strony energiczna, żywiołowa – z drugiej – kompletnie pomijana w rodzinnych układach. Kiedy Łopachin w końcowych scenach nie prosi jej o rękę, wygląda na autentycznie nieszczęśliwą. Jest też coś dotkliwego w ostatnim, szybko znikającym obrazie, którego nie celebruje się długim i nastrojowym dogaszaniem światła. Opuszczony Firs po prostu kładzie się sam na pustej scenie, wypowiadając ostatnie zdanie dramatu. Już po chwili zapalają się światła do ukłonów i oklasków. Jak gdyby zupełnie nic tragicznego się nie wydarzyło. Wiśniowy sad też został sprzedany bez rozgłosu – na scenie nie ma żadnej znakowości, umowności, symboliki – tylko ogromne pobielone okiennice, żaluzje i wyblakłe tło, które po odpowiednim podświetleniu przypomina piękne malowidło. Przeminął bez echa, ale trudno byłoby napisać, że nie był przez Raniewską kochany i nie został z dnia na dzień stracony przez faktycznie bezmyślnych ludzi.
„Według Tg STAN spektakl to nie odtworzenie czegoś, co zostało wyuczone, ale tworzenie go na nowo codziennie, przy udziale widowni. Tak więc żaden spektakl zespołu Tg STAN nie ma charakteru gotowego produktu. Jest on raczej zaproszeniem do dialogu” – to zdania z festiwalowego programu, informacja o grupie. Przedstawienie zostało w Toruniu odebrane skrajnie różnie i mam wrażenie, że mogło zaskoczyć publiczność, również mi było trudno wejść z tym spektaklem w dialog. Jest w nim jednak pewna świeżość, na którą warto spróbować się otworzyć – „udawane” życie postaci, ich powierzchowność, manieryzm, naiwność nie idą w parze z afektacją aktorów. Paradoksalnie wytworzył się ciekawy rodzaj dystansu do grania-przeżywania, a zarazem bliskość między postacią a aktorem rodząca się gdzieś na obrzeżach, w sposób nieoczywisty.
Anna Bajek, Teatralia Warszawa Internetowy Magazyn „Teatralia”, numer 173/ 2016
- Międzynarodowy Festiwal Teatralny „Kontakt”, 22–28 maja 2016
Tg STAN, Antwerpia (Belgia)
Antoni Czechow
Wiśniowy sad
tłumaczenie: Martine Bom
koncepcja: Evelien Bosmans, Evgenia Brendes, Robby Cleiren, Jolente De Keersmaeker, Lukas De Wolf, Bert Haelvoet, Minke Kruyver, Scarlet Tummers, Rosa Van Leeuwen, Stijn Van Opstal, Frank Vercruyssen
reżyseria: zespół STAN
reżyser światła: Thomas Walgrave
kostiumy: AN d’Huys
scenografia: Damiaan De Schrijver
we współpracy z zespołem technicznym w składzie: Tom van Aken, Chris Vanneste, Tim Wouters
produkcja: STAN
obsada: Evelien Bosmans (Ania), Evgenia Brendes (Warwara Michajłowna – Waria), Robby Cleiren (Leonid Andriejewicz Gajew – Lonia), Jolente De Keersmaeker (Lubow Andriejewna Raniewska – Lubow), Lukas De Wolf (Piotr Siergiejewicz Trofimow – Pietia), Bert Haelvoet (Jasza, Borys Borysowicz Simeonow-Piszczyk, Przechodzień), Minke Kruyver (Sharlotta Iwanowna), Scarlet Tummers (Awdotja Fiodorowna – Duniasza), Stijn Van Opstal (Firs Nikołajewicz, Siemon Pantelejewicz Jepichodow), Frank Vercruyssen (Jermołaj Aleksiejewicz Łopachin)
pokaz: 24 maja 2016
fot. Wojtek Szabelski
Anna Bajek – rocznik 1994, pochodzi ze Szczecina, studentka wiedzy o teatrze Akademii Teatralnej w Warszawie, z „Teatraliami” związana od 2013 roku. Woli eksperyment od poprawności. Entuzjastka festiwali i teatralnych podróży.
[…] http://teatralia.com.pl/nieprzezyty-czechow-wisniowy-sad/ […]