W niewoli geniuszu
Krystian Lupa co pewien czas sięga po twórczość Thomasa Bernharda – wybitnego, aczkolwiek wciąż słabo znanego polskiej publiczności, dramaturga i prozaika austriackiego pochodzenia. Tym, co niewątpliwie najbardziej interesuje reżysera w tekstach tego kontrowersyjnego twórcy jest ludzki geniusz. Jak inaczej, jeśli nie jednostką genialną, nazwać Konrada z Kalkwerku, Ludwika z Rodzeństwa czy wreszcie tytułową postać z wystawionego po raz pierwszy w lutym 1996 roku we wrocławskim Teatrze Polskim Immanuela Kanta.
Właśnie ten spektakl Narodowy Instytut Audiowizualny postanowił przypomnieć szerszej publiczności, wydając go w formie nagrania DVD. Dlaczego wybór padł akurat na tą produkcję? Spektakli zrodzonych z fascynacji Bernhardem w dorobku artystycznym Lupy było więcej. Immanuel Kant jest jednak dziełem niezwykle uniwersalnym.
O Kancie każdy z nas z pewnością słyszał. W zbiorowej świadomości kojarzony jest zazwyczaj z imperatywem kategorycznym, dualizmem między rozumem czystym a praktycznym, bądź też z krytyką tradycyjnych dowodów na istnienie Boga. Urodzony w Królewcu osiemnastowieczny filozof do końca życia pozostał wierny swojemu rodzinnemu miastu, którego nigdy nie opuścił. Przyczynił się do rozkwitu tamtejszego uniwersytetu. Żyjąc na pruskiej prowincji, z dala od bujnego życia akademickiego, nie miał wokół siebie nikogo, kto dorównałby mu pod względem intelektualnym. Jak podają biografowie, był człowiekiem niezwykle zdyscyplinowanym – według jego codziennych przechadzek po mieście można było regulować zegary. Żył w pewnej izolacji, choć już za życia ceniono go i szanowano. Nigdy się nie ożenił.
Co robi więc stary, schorowany Immanuel Kant na pokładzie statku zmierzającego ku wybrzeżom Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej? Płynie odebrać tytuł doktora honoris causa na jednym z nowojorskich uniwersytetów. Towarzyszy mu żona ubrana w jasną garsonkę i koktajlowy kapelusik rodem z wiedeńskiego domu mody. Wierny sługa, Ernst Ludwik, pcha wielką klatkę, zamieszkaną przez Fryderyka – papugę, będącą kimś więcej niż tylko skrzydlatym pupilem filozofa. Nieścisłości biograficzne widać jak na dłoni, co jest zresztą charakterystyczne dla twórczości dramatycznej Bernharda – wystarczy przypomnieć sobie fikcyjny życiorys Wittgensteina, przywołany w Rodzeństwie. Dla tego kontrowersyjnego twórcy, zaszufladkowanego przez historyków literatury jako tak zwanego Nestbeschmutzer (niem. „kalający gniazdo“), postać Immanuela Kanta to kolejny pretekst nie tylko do tego, aby na kartach dramatu nakreślić jeszcze jedną fascynującą, genialną jednostkę, lecz także do wetknięcia kolejnej, bolesnej szpili w umysły austriackiego społeczeństwa. Zdecydowana krytyka stosunków polityczno-społecznych we współczesnej Bernhardowi Austrii stanowiła bowiem rdzeń literackich zainteresowań pisarza.
Lupa, uważający się za popularyzatora jego twórczości w polskim teatrze, naturalnie poszedł za myślą przewodnią swojego mistrza. W jego spektaklu wszystko jest do bólu austriackie, wiedeńskie i mieszczańskie: począwszy od munduru stewarda, poprzez salonowe rozmowy o tortach, zaręczynach i balach z lampionami, aż po walca rozbrzmiewającego w ostatnim akcie. Pasażerom statku Ameryka jawi się jako popularna w pewnych kręgach destynacja, której szanujący się człowiek nie powinien ominąć. Ludziom ze starego kontynentu kultura amerykańska wydaje się egzotyczna, modna, barwna, jakże inna od tej otaczającej ich na co dzień. Co tam Królewiec (w domyśle: Wiedeń) – przy Nowym Jorku jest on zaledwie prowincją. Kant wydaje się jednak mieć na ten temat zupełnie inne zdanie. Otwarcie mówi, że wyjazd był marzeniem jego żony, on sam nigdy nie ruszyłby się z domu, bo przecież „Kant jest tam, gdzie Królewiec”. Filozof uosabia zdobycze kultury europejskiej, podczas gdy reszta ślepo popada w zachwyt nad kulturą Nowego Świata.
Na płynącym ku wybrzeżom Ameryki parowcu filozof traktowany jest z najwyższą atencją. Tytułują go profesorem, proszą, aby wygłosił odczyt, obsługa troszczy się o niego, a przesadnie opiekuńcza żona pilnuje jego właściwej diety i wraz ze stewardem beszta nieustannie Ernsta Ludwika, gdy ten zbytnio ociąga się przy wykonywaniu swoich obowiązków. Każdy chce choć przez parę minut grzać się w blasku jego sławy. Wszyscy mają świadomość, że obcują z jednostką genialną. Kant jest dla nich idolem, kimś, kogo można wynieść na piedestał i podziwiać z daleka, wdzięcznym tematem do rozmów i potencjalnym bohaterem kroniki towarzyskiej (usiąść obok niego na przyjęciu – to byłby prawdziwy zaszczyt!). Podziwiają, lecz w życiu nie przeczytali żadnego z jego dzieł. Jak miałaby to zrobić pochłonięta organizacją wystawnych bankietów miliarderka, której jedynym dylematem wydaje się średnica marcepanowego tortu przeznaczonego do serwowania gościom na najbliższym balu? Albo taki kolekcjoner dzieł sztuki?
Izolacja głównego bohatera pogłębia się. Kurtuazyjne, salonowe pogawędki i plotki z życia ówczesnej socjety, którymi raczy go żona, powodują jedynie wybuchy złości. Podobnie jak zbytnia opieszałość Ernsta Ludwika. Kant zachowuje się jak starzejący się ludzie. Popada w chorobliwą pedanterię, nieustannie dąży do perfekcji. Czuje się nierozumiany, choć naturalnie dostrzega atmosferę, jaką wywołał swoją osobą. Jedynym przyjacielem, a w zasadzie przedłużeniem jego samego, jest papuga Fryderyk. Reżyser zdecydował się na niezwykle odważny krok, powierzając tę rolę jednemu z aktorów. Dzięki fenomenalnemu Krzysztofowi Draczowi zwierzę urasta do rangi pełnoprawnej postaci, wnosi do spektaklu także rys groteski i komizmu. Zamknięty w klatce ptak symbolizuje uwięziony umysł. Fryderyk wciąż powtarza wyrwane z kontekstu słowa, zasłyszane, zapewne, w gabinecie swojego pana („Imperatyw! Imperatyw!”) – tak, jak schorowany, starzejący się umysł jest w stanie tylko powtarzać znane mu sekwencje, wątpiąc w ich sens i zasadność. Immanuel Kant według Krystiana Lupy to człowiek na skraju szaleństwa, choroby, w którą wpędził go jego własny geniusz.
Postać tę podobnie widział także Bernhard. wieńcząc swój Świadczy o tym niezwykle sugestywne zakończenie dramatu : Kant dobija szczęśliwie do celu swojej podróży. Jednak na brzegu nie czeka na niego uniwersytecki komitet powitalny. Zamiast kwiatów i fanfar pojawiają się lekarze i pielęgniarze z ośrodka dla psychicznie chorych i zabierają wielkiego filozofa na przymusowe leczenie. Tak sformułowanej pointy zabrakło u Lupy. Akcja spektaklu rozwiązuje się podczas bankietu wydanego w bardzo wiedeńskim stylu. Pasażerowie statku falują w takt walca, którym jest – a jakże by inaczej – Nad pięknym, modrym Dunajem. Do tańca daje się porwać także Kant. Nieprzywykły do życia towarzyskiego tańczy niezgrabnie, jest w tym jednak przebłysk szaleństwa, wyzwolenia spod władzy coraz bardziej ograniczającego umysłu.
Bez wątpienia wydanie Immanuela Kanta w formie nagrania DVD przez Narodowy Instytut Audiowizualny było dobrą decyzją. Ludzie podobni do tytułowego bohatera dramatu Bernharda żyją wśród nas, choć często staramy się ich nie zauważać, nie mówiąc już o próbie zrozumienia, wejścia w ich świat. Jakaś cząstka Bernhardowskiego Kanta drzemie także w każdym z nas.
Katarzyna Misiuk, Teatralia Kraków
Internetowy Magazyn „Teatralia” 36/2012
Narodowy Instytut Audiowizualny
Teatr Polski we Wrocławiu
Immanuel Kant
Thomas Bernhard
reżyseria: Krystian Lupa
scenografia i kostiumy: Krystian Lupa
przekład: Jacek Stanisław Buras
adaptacja: Krystian Lupa
muzyka: Jacek Ostaszewski
realizacja telewizyjna: Stanisław Zajączkowski
obsada:
Kant: Wojciech Ziemiański
Pani Kant: Krzesisława Dubielówna
Papuga Fryderyk: Krzysztof Dracz
Ernst Ludwik służący Kanta: Henryk Niebudek
Milionerka: Halina Rasiakówna
Kapitan: Miłogost Reczek
Kardynał: Paweł Okoński
Kolekcjoner dzieł sztuki: Krzysztof Bauman
Steward: Adam Cywka
Kucharz: Tadeusz Szymków
Antykapitan: Tomasz Lulek
Ana: Elżbieta Czaplińska
Bela: Monika Bolly
But: Konrad Imiela
Wgure: Wojciech Dąbrowski
Wduł: Marian Czerski
premiera spektaklu: 13 stycznia 1996
rejestracja: 1997
wydanie DVD: 2009
Katarzyna Misiuk (ur. 1989) – studentka teatrologii, absolwentka filologii germańskiej. Z „Teatraliami” związana od 2012 roku. Interesuje ją teatr zabierający głos w ważnych i aktualnych sprawach. Miłośniczka tanga argentyńskiego.