Niezaspokojony głód życia (Jakobi i Leidental)

Niezaspokojony głód życia (Jakobi i Leidental)

Na scenie leżą trzy moduły – pudła będące w zasadzie jedynymi elementami scenografii i rekwizytami zarazem. Wymownie określają przestrzeń, w której zamknięci zostali bohaterowie dramatu – przypominają mieszkalne bloki z miniaturowymi oknami na bocznych ścianach. Na ich „dachach” rozwija się większa część akcji, w symbolicznych pokojach oraz innych, przedstawionych umownie powtarzalnych miejscach, z których postaci nie mogą się uwolnić. Każdej z nich przypada odrębny światek, w którym tkwi w osamotnieniu, pomimo usilnych prób wypełnienia pustki bliskością drugiego człowieka.

Zabieg umieszczający fabularne zdarzenia dramatu Jakobi i Leidental na wypreparowanych dachach miasta pozwala myśleć o ich uczestnikach jak o ostatnich przedstawicielach gatunku ludzkiego, którzy w izolacji plączą się po tym ograniczonym świecie, bezwolnie poddanych jakiejś niewiadomej, wyższej sile. Czekają na miłość i nadzieję, które ułatwiłyby egzystencję. Czekają na kogoś, kto pożyje za nich, może na Boga, może na koniec świata.

Do tego dochodzi narzucona konwencja, której podporządkowane zostały wszystkie elementy przedstawienia. Twarze trójki aktorów są pobielone, makijaż przerysowany, podobnie jak ruch i gesty – trochę pantomimiczne, trochę groteskowe. Dawid Leidental (Jacek Braciak) i Itamar Jakobi (Michał Sitarski) to przyjaciele od zawsze, w czarnych smokingach i melonikach wyglądają trochę jak Flip i Flap przez uwypuklony kontrast w ich fizyczności: jeden smukły i wysoki, drugi szerszy i niski. Poza warunkami zewnętrznymi wykorzystane zostały aktorskie emploi, szczególnie w wypadku Rut Szahasz (Edyta Olszówka) – kobiety pojawiającej się nagle w życiu mężczyzn, wykreowanej w całości w oparciu o charakterystyczną manierę grania, przewidywalne zachowanie i typową dla aktorki żywiołowość. To nakręcone, sterowane figury, nienaturalnie zastygające w bezruchu, tak by ich rozmówca mógł zwrócić się do publiczności, przedstawiając swoje niechlubne plany związane z pogrążaniem towarzysza. Akcja trwa, a bohaterowie są zarazem w niej, jak i poza nią, jakby przymykali oczy na wyrządzane im zło czy też nie zwracali uwagi na stojącego obok człowieka, knując za jego plecami.

Wielozadaniowe skrzynie, dzięki wysuwanym elementom, potrafią zmienić się w kawiarnianą przestrzeń, brzeg nad rzeką, balkon Leidentala czy schematycznie przedstawić ślub Rut i Jakobiego (to z kolei dzięki drewnianym prototypom sukni ślubnej i garnituru). Wielofunkcyjne rozwiązania scenograficzne, pewna „kompaktowość”, stają się powoli domeną spektakli Marcina Hycnara – na podobnej zasadzie maksymalnego wykorzystania przygotowanej przestrzeni w różnych zastosowaniach został skonstruowany dyplom reżysera w Teatrze Collegium Nobilium – Tonacja Blue. Te z Jakobiego i Leidentala przywodzą na myśl pomysły użyte w Utworze sentymentalnym na czterech aktorów w reżyserii Piotra Cieplaka w Teatrze Montownia. Scenografia ma duży udział we współtworzeniu absurdu sytuacyjnego, który pojawia się nawet w przejmujących scenach i degraduje dramatyczny wydźwięk, jak na przykład w scenie nieszczerych przeprosin Jakobiego, gdy Leidental wychodzi z zainstalowanej w pudle prowizorycznej lodówki.

Fabuła przeplatana jest piosenkami napisanymi przez Levina (Jakobi i Leidental to „sztuka z piosenkami”), śpiewanymi przez bohaterów do muzyki skomponowanej przez Czesława Mozila i Filipa Kuncewicza (melodie wpadają w ucho i doskonale korespondują z treścią, a Michał Sitarski rewelacyjnie czuje się w muzycznej stylistyce, jest świetny wokalnie). Te z jednej strony czynią przedstawienie komicznym kabaretem buffo – w trakcie wykonywania utworu na odtwórcę pada punktowe, estradowe światło, a także zmienia się reszta oświetlenia (jest ściśle związane z nastrojem scen). Z drugiej strony, mimo powierzchownie płytkiej tematyki, przedmiot pożądania w postaci tyłka Rut, korzyści jakie zapewnia posiadanie piersi, ale także seksualność determinująca ludzkie życie, brak duchowego porozumienia, jak również pieśń zakończona postulatem: „Uwolnijcie się od czaru piersi!”, czy o tym, że by mieć ochotę, trzeba się do niej zmusić – to najbardziej szczere i bezpośrednie kwestie. Jednak zdają się one odsłaniać wnętrza jedynie przed widzami, do których bezpośrednio kierują swoje słowa, a nie przed towarzyszami niedoli, z którymi nadal nie potrafią się porozumieć.

Światem nie rządzi miłość, empatia. Odpowiadając na pytanie Leidentala: nie ma humanizmu. Drugi człowiek nie ma znaczenia, prawdziwe uczucia zastępują pozory, a relacje zamieniają się w umowy i układy, z których płynie obustronna korzyść albo które stają się podstawą wyzysku. Rut to niespełniona pianistka, podążająca za niespełnionym marzeniem ojca, histerycznie walcząca o uwagę, która brak rodziny i głód życia zapełnia kompulsywnym jedzeniem. Leidental nazywany jest przez nią „osobnikiem do drobnych, dżentelmeńskich usług”, mężczyzna nawet chętnie się na to godzi, twierdząc że „chęć bycia niesamotnym jest silniejsza”. Jest sterowany również przez Jakobiego, który z przyjaciela zmienia się w oprawcę, skutecznie i negatywnie wpływając na jego poczucie wartości. Unikanie odpowiedzialności za własny los, sprowadzanie życia do rachunku opłacalnych i nieopłacalnych wyborów, strach przed śmiercią, niepewność – te wszystkie tematy poruszane w tekstach Levina w interpretacji Hycnara to dodatkowo uwydatniony teatr absurdu. Dopiero w końcowej sekwencji scen, w której klamrowo powtarza się parę sytuacji, a bohaterowie wracają do wnętrz skrzyń (większość wydostała się z nich na początku spektaklu), wiadomo, że nic się nie zmieniło, wszystko będzie tak, jak dotychczas, mimo apelu Leidentala o afirmację i aktywne życie, poszukiwanie szczęścia. Te pozbawione maniery, mówione cicho, niby optymistyczne, a jednak pełne pesymizmu słowa kontrastują z całościowym pomysłem na inscenizację. Ta stawia na rozrywkę i chwytliwe rozwiązania, poza tym jest pełna uroku, więc spodoba się masowemu odbiorcy. Wątpię jednak w siłę przekazu tak podanej dramatycznej treści.

Anna Bajek, Teatralia Warszawa
Internetowy Magazyn „Teatralia”, numer 106/2014

Teatr Powszechny im. Zygmunta Hübnera w Warszawie
Jakobi i Leidental
Hanoch Levin
przekład: Małgorzata Sobelman
reżyseria: Marcin Hycnar
scenografia: Julia Skrzynecka
współpraca scenograficzna: Joanna Walisiak-Jankowska
muzyka: Czesław Mozil, Filip Kuncewicz
przygotowanie wokalne: Anna Żaczek
premiera: 6 czerwca 2014
fot. materiały prasowe