Nóż w serce (Rzeźnia)

Nóż w serce (Rzeźnia)

Różne dziedziny sztuki sięgały już po te stare jak świat, ale wciąż nie do końca odkryte i zdefiniowane uwikłania psychiczne człowieka. Problemem patologicznych relacji rodzicielskich czy drzemiącego w umyśle geniusza na większą skalę zajęła się kinematografia, zachwycając Pozycją dziecka Netzera czy Pięknym umysłem Howarda. A od czterdziestu lat na rodzimym podwórku mamy tekst, który, oprócz zdiagnozowania powyższych zjawisk, kpi z naszych fałszywych fascynacji sztuką. Ot, cały Mrożek.

Rzeźnia pozostaje wciąż w cieniu Tanga. Choć rzadko wystawiana, to z ogromnym potencjałem – jako tekst traktujący o postępujących zmianach w postrzeganiu sztuki z każdą dekadą popkulturowych lat będzie wybrzmiewał inaczej. Kompozycja „słuchowiska w czterech częściach” stanowi wyzwanie inscenizacyjne i jednocześnie daje reżyserowi duże pole manewru. Tyszkiewicz wykorzystał je bardzo =rozsądnie – i za to brawa. Za uniknięcie pułapki przesady w rekwizytach, scenografii, słowach, rozwijaniu emocjonalności bohaterów. Stworzył poprawny estetycznie obraz, który nie jest wierną adaptacją tekstu Mrożka. Okrojenie go do najbardziej potrzebnych kwestii nie przeszkadza jednak w odbiorze, wątki są czytelne i zrozumiałe. Trzymanie się zasady, iż lepiej zostawić spektakl niedopowiedzianym niż przegadanym, nie usatysfakcjonuje tych głodnych nadinterpretacji widzów.

Niestety cecha poprawności często wiąże się z nijakością, a konkretyzm to sprytne bezpieczeństwo. Spektakl jest minimalistyczny, a tym samym mało wyrazisty. Akcję dziejącą się w umyśle bohatera można było przedstawić barwnie i szokująco. Próbuje zrobić to przeraźliwa końcowa muzyka grana z założenia „im głośniej, tym skuteczniej”. Przyprawiające o ból głowy brzdęki zyskują emocjonalną wartość wraz z pojawiającą się na scenie gigantyczną pięciolinią z zawisłymi na niej kawałkami mięsa. Spektakl najsilniej operuje takimi właśnie wizualnymi środkami przekazu – grają kontrasty. Czerń z bielą, olbrzymy z maleństwami, żywi z martwymi. Nie jest to jednak siła przebijająca wszystkie teatralne rzędy. To udaje się tylko słowu, i tylko dwa razy. Mistrzowskie monologi Piotra Fronczewskiego jako dyrektora filharmonii niewinnie przemycają ból, by pauzy między puentującymi zdaniami mogły go zadać.

Wbrew pozorom dyrektor filharmonii to zabawna postać. Podobnie jak główny bohater skrzypek-syneczek, który uroczy jest w swojej nieporadności. Rozciągnięty sweterek, artystyczny nieład na głowie i zgarbiona postawa identyfikują go z więźniem własnego pokoju. Jest jeszcze mamusia, zawsze trzymająca fason, klosz do wychowania i klucz do więzienia. To ci żyjący. Do półmartwych wlicza się popiersie Paganiniego i lalka Barbie. Wskrzeszony marmur i ożyły plastik doskonale czują się wśród wątróbek i fletów. Dzięki świetnej charakteryzacji postaci tworzą obrazy, w których o sobie nie muszą mówić nic, a ich słowa są manifestem symboli. Każda z nich jest charakterna i indywidualna, a we wzajemnych konfrontacjach gubią dwie odmienne rzeczywistości.

Pierwszy poziom scenografii zamyka się we wnętrzu domu, a centralną jej część zajmuje pokoik Skrzypka. Ciemny, surowy, osaczający. Niekontrolowana zmiana miejsca akcji przenosi nas na drugi poziom, gdzie pokoik jest już stanem umysłu. Potrzeba mocno uruchomić wyobraźnię, ale podróż po przestrzeniach jest tego warta. Przeszkadza jednak odgrywanie ról poza główna sceną, na poziomie widowni. Techniki pokazania społecznych hierarchii, mimo iż współgrają kompozycyjnie z akcją dramatu, dla widzów w ostatnich rzędach są po prostu mało widoczne.

”Obserwując tę rzeczywistość, porastamy trochę sierścią i rosną nam kopytka i racice” – mówił o tekście Rzeźni Piotr Fronczewski. Inscenizacja Tyszkiewicza zostawia nas z pytaniem: dokąd biegnie to stado zwierząt. Odpowiedź jest za trudna i nikt nie chciałby jej usłyszeć. Bo to, co dla Mrożka było absurdem, dziś staje się brutalną rzeczywistością. Śmiejemy się, oglądając spektakl, choć każdy powinien poczuć, że jest to śmiech przez łzy.

Izabela Lewkowicz, Teatralia Warszawa
Internetowy Magazyn „Teatralia”, numer 130/2015

Teatr Ateneum w Warszawie

Rzeźnia

autor: Sławomir Mrożek

reżyseria: Artur Tyszkiweicz

scenografia i kostiumy: Justyna Elminowska

muzyka: Jacek Grudzień

ruch sceniczny: Jarosław Staniek

reżyseria światła: Mateusz Wajda

premiera: 7 lutego 2015

fot. materiały prasowe