Pokaż cycki, szkarado! (Macabra Dolorosa)
Śpiewająca pośród martwych ciałek i cieni nawołujących: „mamo! mamo! mamo!” potwora na nic już nie czeka. Wypełzła z mroku nie po to, by zostać ocenioną, zrozumianą czy w końcu, ostatecznie i nieodwołalnie spaloną. Nie o to są teatr, żal i smutne, aż nazbyt makabryczne piosenki.
Macabra Dolorosa, albo rewia DADA w 14 piosenkach z monologami to afabularna, sklecona z małych, ciemnych narracji historia, którą twórcy wpisali w ramy surrealistyczno-hard rockowego widowiska, będącego – posuniętą do granic groteski – wariacją na temat medialnie zużytkowywanych tragedii.
Na scenie Teatru Nowego do życia powołano hybrydyczną kreaturę – zwyrodniałą matkę bolejącą, nie świętą trucicielkę. Tytułowa Macabra Dolorosa powstała ze skrzyżowania rozmaitych – mitycznych, historycznych oraz współczesnych – wyobrażeń o kobiecych monstrach. Nakładają się tu na siebie różne światy, co sprawia, że zanika iluzja realności, a tytułowa rewia przekształca się w przytłaczającą metaforę upadłej kobiety, która jest „ni-tym-ni-owym”. Jej rysy są wynaturzone obłędem i winą, a usta i zęby mają okropny, czarny kolor – jakby codziennie upodabniała się do trupa. Jakże przeraźliwie musi bić to serce! W rytm psychodelicznej muzyki zatraca się w histerycznej gadaninie, niejako wiedziona przeczuciem, że chwila wyciszenia mogłaby sprowadzić na nią uderzenie śmiertelnych wyrzutów sumienia. Jawi się jako upiór na balu u szatana. To już nie człowiek, ale zwyrodniałe ucieleśnienie perwersyjnego lamentu.
Katarzyna Chlebny tworzy niesamowitą, autodestrukcyjną kreację, nękanej widmami wszystkich zamordowanych dzieci, obłąkanej matki. Czasem wydaje się ogłuszona przez dokonane zbrodnie, sparaliżowana potwornością wizji, a niekiedy popada w ekstatyczne, bliskie malignie stany i z natarczywą żarliwością opowiada o marniejących i więdnących latoroślach. Jest namolna, nieproszona i niedyskretna. Na oczach widzów toczy wojnę z pamięcią. Walka ta ma spektakularne (ciekawe dla mediów) momenty, ale z rzadka przerywa ją ciche łkanie. I nie wiadomo, co zrobić ze łzami potwory. Śmiech, bo zdarzają się momenty bezsprzecznie komiczne, więźnie w gardle. Imiona zamordowanych dzieci powracają w spektaklu niczym piekielny, przewlekany w nieskończoność refren. Nie sposób znieść tej upiornej refreniczności i permanentnie wciskającej się pod powieki ciemności. Dzieci są nieobecne, ale obsesyjnie przywoływane, stają się natrętnie wręcz bliskie. Wyobrażamy sobie piekło, choć nigdzie nie ma drzwiczek, za którymi szalałyby płomienie. A jednak odnosi się wrażenie, że aktorka nieustannie podsyca ogień w piecu.
Wielość ról, w które wciela się Chlebny sprawia, że jej postać wymyka się klasyfikacjom. To nieokreślenie, nieskrystalizowanie tożsamości z czasem zaczyna być nieznośne, ale – paradoksalnie – jednocześnie fascynuje. Akcja nie rozwija się w czasie linearnym, lecz niejako w szklanej kuli, a zupełnie, wydawałoby się, oderwane od siebie zdarzenia (śmierć synów Medei, dzieci Magdy Goebbels, córeczki Katarzyny W.) nabierają charakteru archetypicznego. Polifonia głosów służy ukazywaniu kolejnych wątków, bowiem aktorka – w zależności od sytuacji – cytuje i parodiuje różne, obce sobie, style: medialną nowomowę, wysublimowany dyskurs intelektualny, ludyczną prostotę. Mamy do czynienia z kalejdoskopem kontekstów – reżim totalitarny, depresja, szaleństwo – co sprawia, że spektakl Pawła Szarka, mimo wyraźnie karykaturalnych rysów, zbliża się do formy wieloaspektowego studium psychologicznego.
Tajemnica oddziaływania Macabry Dolorosy tkwi w zgrzycie, jaki powstaje w zderzeniu koszmarnych monologów z rewiową formą całości. Kontrapunkt muzyki i słowa, formy i treści z największą siłą uderza, gdy makabrycznym piosenkom o duszeniu, truciu i topieniu dzieciątek towarzyszą kabaretowe podskoki aktorki. Patrząc na tę szaleńczą wizję, uśmiechamy się nieśmiało. Być może czerpiemy z tego estetyczną przyjemność – wszak Chlebny jest wybitną wokalistką. Kiwamy z uznaniem głową, bowiem wydaje nam się, że oto dostąpiliśmy zaszczytu zdystansowanego obserwowania. Godzimy się nawet na fizyczne zaangażowanie w inscenizację jednej z piosenek. Radośnie wymachując rękami, nie przeczuwamy tego, że właśnie przyszło nam uczestniczyć w odrażającym i żenującym rytuale zbiorowej profanacji grobów. Tak twórcy spektaklu obnażają mechanizm włączania jednostki w proces medialnej nagonki na bohaterów codziennych dramatów. Wtedy na widowni można zaobserwować odrobinę nerwową gestykulację, ale – na szczęście – łatwo nam ukryć wstyd, ponieważ wokół panują nieprzeniknione ciemności. Rozświetla je jedynie oślepiające światło reflektorów. W końcu zostajemy w samym sercu mroku. Proszę uważać.
Okazuje się, że w Nowym kryje się jeszcze jedno monstrum. Jest nim niewidzialny, choć należałoby rzec, że raczej niezauważony, a przez to jeszcze bardziej straszny, potwór czający się gdzieś pomiędzy rzędami. Jawi się jako większy i potężniejszy od tego, któremu Chlebny pozwala przez siebie przemawiać. Trudny do przyłapania, a jednak wszechobecny. Ta obrzydliwa szkarada to społeczeństwo inscenizujące tragedie. Media rozdające darmowe zaproszenia do cyrku z roznegliżowaną, tańczącą na rurze dzieciobójczynią jako gwoździem programu. Brzydkie, plugawe, zbrukane życia kryminalnych gwiazd w obrębie popkultury. Obłęd i depresja wystawione na pokaz. Być może artyści nie powinni wchodzić z butami do czyjegoś życia. Ale – jak zdają się mówić twórcy spektaklu – zwykli obywatele też nie powinni pozwalać sobie na zbyt wiele.
Wiadomo, że sceniczny obraz sam w sobie nie jest w stanie zmienić świata. Można z nim zrobić, co się komu podoba. Spróbować wymazać z pamięci, ale on – nawet jeśli uda się go nieco rozmazać – pozostanie, i dlatego warto się zastanowić, jak z tym śladem postąpić.
Alicja Müller, Teatralia Kraków
Internetowy Magazyn „Teatralia”, numer 63/2013
Teatr Nowy w Krakowie
Macabra Dolorosa, albo rewia DADA w 14 piosenkach z monologami
reżyseria i dyrekcja muzyczna: Paweł Szarek
scenariusz i wykonanie: Katarzyna Chlebny
muzycy: Paweł Harańczyk (piano), Łukasz Marek (drums)
premiera: 1 czerwca 2013
fot. Aleksandra Burska
Alicja Müller, rocznik 1991, studentka filologii polskiej, z „Teatraliami” związana od 2010 roku. Miłośniczka absurdu i dadaistów.