Pół wieku Kontrapunktu (Wycinka/Holzfällen)
Obchody pięćdziesiątej już odsłony Kontrapunktu trwały całe dziesięć dni. Rozpoczęły się 17 kwietnia Małym Kontrapunktem, który pomieścił szereg spektakli dla najmłodszych oraz imprezą towarzyszącą zorganizowaną przez Zachodniopomorską Offensywę Teatralną prezentującą poczynania twórców zrzeszonych w nurcie teatru niezależnego. 18 kwietnia odbyła się Szczecińska Północ Teatrów, kolejna impreza towarzysząca prezentująca spektakle wyrosłe na szczecińskim gruncie. Łącznie ponad czterdzieści spektakli, koncerty, warsztaty, dyskusje, parada ulicami Szczecina zorganizowana przez Theater Titanick/Fanfare Le S.N.O.B., Noc Performerów i inne atrakcje. Prezentacje odbywały się w Szczecinie, Berlinie oraz w Schwedt. Festiwal był bardzo bogaty i różnorodny, spektaklem inaugurującym główną część programu była „Wycinka/Holzfällen” Krystiana Lupy, która w moim odczuciu stała się najistotniejszym punktem.
Lupa – zły to ptak co własne gniazdo kala?
Przeprowadzenie dogłębnej analizy spektaklu Krystiana Lupy wymagałoby wielostronicowej rozprawy, dlatego też, niestety, temat ten potraktuję bardzo powierzchownie i płytko. Lupa wziął na warsztat głośną powieść Thomasa Bernharda, który bezkompromisowo zarysował obraz artystycznego wiedeńskiego światka. Reżyser przekładając powieść na język teatru uniwersalizuje przekaz i choć zostaje przy imionach i nazwiskach głównych bohaterów nadanych przez Barnharda, całość przenosi w sferę ogólną, pozwalając sobie jednak na świadome przytyki w stronę współczesnego światka artystycznego w Polsce.
Fabuła spektaklu rysuje się dość prosto i klarownie: oto „śmietanka towarzyska” spotyka się na wystawnej kolacji zorganizowanej przez małżeństwo Auersbergerów. Jest to linia pozwaljąca zachować ciągłość w całej sytuacji scenicznej, która jest pocięta i naszpikowana mnóstwem retrospekcji, indywidualnych flashbacków, reminiscencji wprowadzanych przez bohaterów, a także ingerencją świata metafizycznego w przestrzeń teatru (jak choćby pojawiająca się na sekundę spersonifikowana śmierć).
Wyjątkowo trudno jest scharakteryzować specyfikę tego teatru. Z jednej strony spektakl snuje się, momentami wręcz „rozlewa na publiczność” ( było to bardzo odczuwalne w momencie, kiedy padły słowa: „…To mówi depresja…”), z drugiej strony całość posiada bardzo dokładny rytm, precyzyjną i skomplikowaną partyturę, którą ma przed sobą dyrygent – geniusz kierujący teatralną „orkiestrą symfoniczną”. Dyrygent wprowadza w ruch wszystko – postaci, machinę scenograficzną, muzykę, światło. Rozbudza całe sceniczne życie – Pan Teatr we własnej osobie.
Na opisywanie poszczególnych wyjątkowych scen czasu i miejsca mało, wybiorę więc jedną. Przepięknie zostaje zobrazowana samobójcza śmierć Joany, niczym w obrazie Hieronima Boscha, gdzie Adam (narrator Thomas Bernhard) i Ewa (Joana Thul) zostają wypędzeni z raju. Zupełnie tak, jakby jedynie oni (z całego zbioru postaci) posiadali jakikolwiek wstyd. Scena spotęgowana spazmatycznym okrzykiem Joany: „skoro już wiszę, to mnie ukrzyżuj” podsyca wątek męczeństwa, po czym następuje motyw przypominający ucieczkę z raju.
Lupa przeprowadza dokładną, dogłębną psychoanalizę scenicznych bohaterów, dobierając w taki sposób aktorów, aby uwydatnić specyfikę, każdej z prezentowanych postaci. Zespół aktorski obrazuje wiele, nie będę tutaj prowadziła niestosownych porównań, nikogo nie będę wyróżniała. Nie dlatego, że nie chcę (niekiedy wyróżnienia motywują), najzwyczajniej nie ma takiej potrzeby. Każdy aktor został konkretnie sprecyzowany i każdy zrobił wszystko co w jego mocy, żeby sprostać zadaniu. Dzięki temu powstała galeria karykaturalnych postaci obrazujących artystyczną degrengoladę, stagnację, niemoc, beznadzieję, próżność – mnożyć mogłabym bez końca.
A gdzieś za nimi idące w butach Bernharda kompleksy. Bo kto jest artystą? Czy faktycznie trzeba być Sarą Kane czy Virginią Woolf dla ubogich (o czym rozprawiają – żeby było śmieszniej – James i Joyce), żeby zasłużyć sobie na ten tytuł? Którędy prowadzi ta droga do ikon? Z jakiegoś tam Kilt do jakiegoś Wrocławia, z jakiegoś tam Wrocławia do jakiejś Warszawy, z jakiejś tam Warszawy do jakiegoś Nowego Jorku… Skąd – dokąd? Chyba jednak wciąż per aspera ad astra. Nawet dziś, w opozycji do ludzi -produktów, którzy tak jak Marylin Monroe (produkowana już ponad pół wieku temu), są wytwarzani teraz.
W Wiedniu nie lubili Bernharda, w Serbii nie lubią Kusturicy, jakoś w Polsce Lupy się nie czepiają, jestem ciekawa czy jest to wyraz, aż tak rozwiniętej świadomości teatralnej czy raczej strachu przed nazwiskiem? Wszak on również bezpardonowo obnaża wszystko…
Kinga Binkowska, Teatralia Szczecin
Magazyn Internetowy „Teatralia” numer 137/2015
Teatr Polski we Wrocławiu
Thomas Bernhard
WYCINKA
HOLZFÄLLEN
na podstawie przekładu Moniki Muskały
adaptacja, reżyseria, scenografia i reżyseria światła – Krystian Lupa
apokryfy Krystian Lupa i improwizacje aktorskie; cytaty z dzieł Jeannie Ebner i Friederike Mayröcker; myśli Joany w Sebastiansplatz Verena Lercher (Graz)
kostiumy – Piotr Skiba
oprawa muzyczna – Bogumił Misala
wideo – Karol Rakowski i Łukasz Twarkowski
Obsada:
Thomas Bernhard – Piotr Skiba
Maja Auersberger – Halina Rasiakówna
Gerhard Auersberger – Wojciech Ziemiański
Joana Thul – Marta Zięba
Aktor Teatru Narodowego – Jan Frycz (gościnnie, aktor Teatru Narodowego w Warszawie)
Jeannie Billroth – Ewa Skibińska
Anna Schreker – Bożena Baranowska
Albert Rehmden – Andrze j Szeremeta
Joyce – Adam Szczyszczaj
James – Michał Opaliński
John – Marcin Pempuś
Mira (właścicielka sklepu spożywczo-przemysłowego) – Anna Ilczuk
Kucharka – Krzesisława Dubielówna
improwizacja na temat Cold Song Henry’ego Purcella w Sebastiansplatz Mieczysław Mejza